W tym roku to jeszcze nic – mówi jeden z uczestników. – W tamtym to dopiero wódka się lała. Strumieniami. A najlepiej jak się wyższe sfery spiją. Wtedy zaczyna się prawdziwa zabawa.
Postanowiliśmy sprawdzić na miejscu. W piątek na parkingu przy ul. Filaretów w Lublinie zaczęli gromadzić się uczestnicy imprezy. Wszyscy w świetnych humorach, z plecakami – jak to turyści. – Byleby tylko nie padało – martwili się jedni. Inni byli zainteresowani tym, co znalazło się w bagażniku autokaru. A było co oglądać. Kilka palet z piwem i karton wódki.
• Kto jest organizatorem – pytam jednego z mężczyzn.
– Ja. Między innymi – odpowiada Krzysztof Wójcik z Miejskiego Inspektoratu Kultury Sportu i Turystyki.
• A kto to wszystko funduje? Może trzeba się złożyć?
– Nie trzeba. Wszystko jest od prezydenta.
• A prezydent będzie?
– Nie, ale jedzie z nami sekretarz urzędu, Tadeusz Sobieszek.
Impreza zaczęła się w Janowcu. Tutaj do turystów dołączyli jeszcze Wojciech Krakowski i Jerzy Kuś, dyrektorzy z Ratusza. Na janowieckim zamku zasłużeni dla lubelskiej turystyki dostali dyplomy i medale przyznane przez prezydenta.
Godz. 18.00. Jesteśmy u celu. – Zaraz będzie kolacja – informuje pracownica schroniska w Puławach. – A potem ognisko. Sami zobaczycie, co na takich imprezach się dzieje.
Alkohol był już na kolacji. – Do forszmaczku kieliszeczek jest jak znalazł – zachęcali nas siedzący przy stole. Sami nie szczędzili „kieliszeczków”. Zaczęły się śpiewy. – Komu dzwonią... – zaintonował ktoś. – Stary, jeszcze nie. Poczekaj na ognisko – zakrzyczeli go koledzy. – No, wypijmy za władzę – i wznieśli toast za Tadeusza Sobieszka. Nie jedyny tego wieczoru.
– A nasza władza, to chyba się was krępuje. Nie bardzo chcą pić – dodawali, wskazując na dyrektora Krakowskiego i sekretarza Sobieszka.
Ale i władza się rozruszała. Dyrektor Krakowski wywijał przy ognisku hołubce ze swoimi pracownicami, śpiewał, machał kijem z kiełbaską. W końcu ściągnął marynarkę i tańczył już bez przeszkód.
Piwo szło jak woda. Tylko sekretarz Sobieszek był niewzruszony. Siedział na ławce przy ognisku. – Boi się was. Jak nic – mówili bawiący się.
Godz. 23. Przed schronisko podjechał samochód. Kierowca zabrał dyrektora Krakowskiego. My także wróciliśmy do Lublina. Zdziwieni, że właśnie na taką imprezę zaprosił nas prezydent.
Katarzyna Pasieczna
Tomasz Chromcewicz