Policjanci zarzekali się, że nie pili alkoholu w Komendzie Miejskiej w Lublinie, ale sąd im nie uwierzył.
25 stycznia wieczorem policjanci Krzysztof K., Grzegorz T., Robert M., Janusz M. i Łukasz Z. byli już po służbie. Około godz. 20 spotkali się w jednym z pokoi KMP w Lublinie. Wtedy do pokoju wpadła kontrola. Nasłał ją prawdopodobnie kolega z pracy. Bo choć z donosem zadzwonił mieszkaniec Lublina, to w sądzie opowiadał, że poprosił go oto spotkany na ulicy policjant.
Nalot na pokój okazał się owocny. Funkcjonariusze znaleźli w środku w połowie opróżnioną butelkę wódki, musztardę, chleb i kiełbasę. Obok stały kubeczki. Butelkę wódki znaleziono też za oknem, na dachu budynku kasyna.
W pomieszczeniu było siedmiu policjantów. Alkomat pokazał, że trzeźwych było tylko dwóch. Pozostali mieli nieco powyżej pół promila alkoholu. Stanęli przed sądem obwinieni o złamanie ustawy o wychowaniu w trzeźwości – czyli o picie w miejscu pracy.
Obwinieni policjanci upierali się, że alkohol pili poza komendą a w służbowym pokoju spotkali się przypadkiem. Potem mieli pogadać przy kieliszku poza komendą. Sąd im nie uwierzył. – Jedynym logicznym wytłumaczeniem sytuacji na komendzie, jest spożywania alkoholu – powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Magdalena Nycz -Łucjan.
Nagana to jedna z niższych kar za naruszenie antyalkoholowej ustawy. Sąd wymierzając łagodny wyrok uwzględnił, że policjanci byli po służbie, mają dobre opinie i nie byli dotąd karani dyscyplinarnie.
Dzisiejszy wyrok nie jest prawomocny. Andrzej Maleszyk, adwokat policjantów, zapowiedział, że się od niego odwoła. – Nie ma żadnego bezpośredniego dowodu na to, że spożywali w komendzie alkohol – uważa mecenas.
Policjanci po styczniowej wpadce poszli na zwolnienia lekarskie. Potem wrócili do pracy. Zwierzchnicy wszczęli wobec nich postępowania dyscyplinarne, które zostały zawieszone do zakończenia sprawy w sądzie. W razie uprawomocnienia się skazującego wyroku będą mogli nawet wyrzucić ich z pracy.