Za mała urna, zabrakło kandydatów, to znów przy urnie pracowała żona kandydata. Nie wszędzie wybory odbyły się bez problemów. I nie wszyscy umieli powstrzymać się od agitacji w dniu głosowania.
Skandal wybuchł w Lublinie. W obwodowej komisji nr 112 przy ul. Tumidajskiego zasiadała żona kandydata do Rady Miasta Leszka Barczaka, startującego z listy Ligi Polskich Rodzin. Prawo tego zabrania. Sprawę wykrył sztab wyborczy Lewicy i Demokratów. - Członkowie komisji zgodnie z ordynacją wyborczą musieli składać pisemne oświadczenia, że nie są spokrewnieni z kandydatami - mówi Barbara Danieluk, pełnomocnik prezydenta miasta ds. organizacji wyborów. - Po zamknięciu lokalu ta pani nie będzie już liczyć głosów. Miejska Komisja Wyborcza właśnie podejmuje uchwałę w tej sprawie.
Cisza wyborcza nie wszędzie była przestrzegana. W Kobylanach zawisły plakaty wzywające, by nie głosować na trzy osoby, w tym Józefa Paderewskiego, kandydata na wójta Terespola i Jacka Danieluka walczącego o fotel burmistrza Terespola. Obaj kandydowali pod szyldem Porozumienia Samorządowego. Autor plakatów nazwał ich "największymi wrogami gminy”. Sprawą zajęła się policja.
Po Lublinie jeździł samochód, oklejony plakatami Małgorzaty Kaczorowskiej, kandydatki Platformy Obywatelskiej do Rady Miasta w dzielnicy Kalinowszczyzna. Stojące przed lokalem wyborczym auto z reklamą jednego z kandydatów oburzało też wyborców głosujących w Chełmskim Domu Kultury. Okazało się jednak, że prawo nie zostało złamane, bo samochód stał a nie jeździł.
Niektórych wyborców poniosła fantazja. W Lublinie na os. Nałkowskich młody mężczyzna chciał wyjść z kartami do głosowania. - Tu jest do cholery nazwisk, chcę sobie w domu pomyśleć - kłócił się wyborca. W drzwiach zatrzymała go komisja. Wezwano policję, ale zanim przyjechała niepokorny wyborca uległ namowom towarzyszącego mu kolegi i oddał karty.
Mimo niskiej frekwencji bialskie urny trzeszczały w szwach. Okazały się za małe. W dwóch lokalach głosy ubijano linijkami.
W sobotę natomiast gorąco było w Puławach. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść o tym, że Janusz Grobel, prezydent ubiegający się o reelekcję, potracił na przejściu dla pieszych dwóch mężczyzn. Ze wstępnych ustaleń wynika, że zawinił Grobel. - Nie zachował ostrożności - mówi Roman Maruszak, rzecznik puławskiej policji. Prezydent dostał stuzłotowy mandat i sześć punktów karnych. Wszyscy uczestnicy zdarzenia byli trzeźwi. (szer, pim, pab)