UMCS nie pobierał pieniędzy za naukę od studentów zaocznych z koneksjami. Stracił na tym ponad milion złotych
i w gorszej sytuacji materialnej musieli płacić – ustaliła Najwyższa Izba Kontroli.
Studenta zaocznego można zwolnić z opłat za naukę. Pozwalają na to przepisy. Musi to być jednak uzasadnione np. przypadkami losowymi i poparte opinią samorządu uczelnianego. Ale w UMCS w latach 2003–2005 nie stosowano się do tych zasad – twierdzi NIK.
– Rektor postępował niezgodnie z przepisami – potwierdza Stanisław Borowiec, wicedyrektor Delegatury NIK w Lublinie. – Zwalniał przede wszystkim dzieci, wnuki, małżonków pracowników uczelni. Robił to masowo. Poza tym, nie na wniosek studenta, jak nakazuje prawo, lecz kogoś pracującego na uczelni. I bez zasięgania opinii samorządu.
Studia na filologii i historii na UMCS
kosztowały 2,5 tys. zł, a na psychologii 4,7 tys. zł. Z opłat zwolniono około 400 pracowników i członków ich rodzin na kwotę około 1,2 mln zł. Uczelnia poniosła z tego powodu straty. Prawo bezpłatnego studiowania z powodu trudnej sytuacji domowej lub zdrowotnej dostało tylko 69 studentów nie spokrewnionych z pracownikami UMCS.
– Trudno mówić, żeby przypadki zwolnienia rodzin pracowników były uzasadnione. Osobom w podobnej sytuacji, ale bez powiązań rodzinnych, rektor kazał płacić – dodają kontrolerzy NIK. – Zwolniono z płacenia studentów I roku spokrewnionych z pracownikami UMCS, a odmówiono innym studentom mówiąc, że nie przewiduje się zwolnienia z opłat studentów I roku.
– Udzielanie pracownikom pomocy w takiej formie jest wewnętrzną sprawą uczelni, do której ma ona prawo – komentuje prof. Marian Harasimiuk, rektor UMCS. – Inne firmy, np. kolej, też fundują swoim pracownikom różne ulgi. Dlaczego mam nie pomóc dziecku sprzątaczki, które chce studiować? Z pracownikami zwolnionymi z opłat podpisywaliśmy umowy i byli oni zobowiązani do pracy na uczelni przez jakiś czas.