Monitoring, kamery uruchamiające się na podczerwień, detektywi po cywilnemu i ochroniarze. Wszystko po to, by nikt nie ukradł bułki albo dezodorantu. Jednak coraz częściej ofiarami walki ze sklepowymi złodziejami padają zwykli klienci.
Pani Jadwiga kupiła kawałek polędwicy i boczek. – Do obu paczek na stoisku wędliniarskim włożono mi kilkucentymetrowy kawałek plastiku. Przy kasie okazało się, że te przedmioty zawierają kody. Gdy wychodziłam z siatkami, bramki zaczęły piszczeć. Paski włożono, by sygnalizowały próbę kradzieży. Zbulwersowana spytałam, dlaczego zakłada się, że jestem złodziejką. Odpowiedziano mi drwiąco, że te urządzenia wrzuca się losowo podejrzanym o nieuczciwość.
– Pracownicy stoiska z wędlinami nie zajmują się ocenianiem klientów. Mają jedynie obowiązek wkładania specjalnych zabezpieczeń do co 10 paczki – odpowiada Jarosław Moc, dyrektor Reala. – Odbywa się to losowo i wygląd klienta ani jego zachowanie nie ma żadnego znaczenia.
To, że traktuje się nas jak potencjalnych złodziei, powoli staje się normą. – Na dziale z kosmetykami ochroniarz chodził za mną krok w krok – opowiada Marcin Tkaczyk, student. – Chyba tylko dlatego, że mam długie włosy. Pewnie od razu założył, że przyszedłem kraść.
Według ochroniarzy, każdy może być złodziejem. – Łapaliśmy już księży, policjanta czy bogatego biznesmena. Jedni kradną drogie perfumy, a inni piłeczkę pingpongową. Ale czasami naszą „ofiarą” jest niewinny klient – przyznaje ochroniarz lubelskiego hipermarketu.
W niektórych sklepach działają, oprócz zwykłego monitoringu, kamery uruchamiane na podczerwień. Są zainstalowane w ustronnych miejscach. Jeżeli ktoś tam wejdzie, to od razu uruchamia się kamera. I w takich przypadkach ofiarą może być zwykły klient, który stanął na boku, żeby np. zadzwonić.
Czy rzeczywiście musimy być tak inwigilowani? Szefowie supermarketów twierdzą, że tylko tak mogą powstrzymać plagę kradzieży. – Najczęściej giną rzeczy „łatwochowalne”, czyli chemia i kosmetyki – dodaje Tomasz Pawluk, dyrektor ds. operacyjnych sieci „Stokrotka”.
– A to, że czasami trafiamy na zwykłych klientów, to po prostu zwykły przypadek – przekonuje ochroniarz z hipermarketu.