Zmarł pacjent, którego w Boże Narodzenie wiozła pijana załoga karetki. – Będziemy badać, czy ten zgon nie miał związku z transportem – zapowiada prokuratura. Lekarz z ambulansu przepadł bez wieści.
Po badaniach okazało się, że chorego trzeba przetransportować na dalsze badania do PSK 4 przy ul. Jaczewskiego, dokąd dojechał pod opieką – jak się później okazało – nietrzeźwej załogi karetki. W niedzielę zmarł na oddziale neurologicznym.
Dziś nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że szpital MSWiA wydał pacjenta nietrzeźwej załodze ambulansu. Próbowaliśmy o to pytać rzecznika służby zdrowia MSWiA. Nie odbierał telefonów.
Tymczasem, sprawą lekarza i ratownika zajęła się prokuratura. Śledczy sprawdzą, czy narazili na utratę życia lub zdrowia osobę, nad którą powinni sprawować opiekę.
– Będziemy badać, czy ten zgon nie miał związku z transportem karetką – informuje Marek Zych, wiceszef Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ. – Musimy przeanalizować cały proces leczenia, żeby ustalić, czy czynności podejmowane przez załogę karetki miały wpływ na dalszą terapię chorego.
Na jutro zarządzono sekcję zwłok pacjenta.
Cała sprawa ma jeszcze inny wymiar. Jak pisaliśmy wczoraj, policjanci po informacji ze szpitala MSWiA o podejrzanie wyglądającej załodze karetki, mogli zbadać alkomatem jedynie 23-letniego ratownika medycznego. Miał w organizmie prawie 0,8 promila alkoholu. Przyznał, że przed pechowym dla niego kursem – nie była to karetka pogotowia, a jedynie transportowa – pił z lekarzem piwo i wódkę.
Policjanci nie mogli zweryfikować informacji o pijaństwie, bo lekarz zdążył uciec. Pojechali do domu doktora, ale zastali tylko jego rodzinę. Wczoraj byli tam jeszcze raz.
– Nikt nie otworzył – mówi Renata Laszczka-Rusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Lekarz i ratownik już stracili pracę. – Dla mnie ich sprawa jest zakończona. Nie będą u nas pracować, bo nie chcę mieć do czynienia z ludźmi, którzy mnie i firmę stawiają w takiej sytuacji – stwierdza Artur Kępa, prezes prywatnej Kolumny Transportu Sanitarnego „Triomed”. Obydwaj mężczyźni nie byli etatowymi pracownikami spółki, z firmą łączyła ich umowa-zlecenie.
Kierowca karetki był trzeźwy.
Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów „Primum Non Nocere”:
- Trudno tu o łagodne słowa. Problem pijanych lekarzy wraca jak bumerang, a władze go lekceważą. Często umarza się takie sprawy lub robi postępowanie administracyjne zamiast sądowego. A jedynym rozwiązaniem jest zmiana prawa, by lekarzom pracującym po alkoholu z urzędu zawieszać prawo wykonywania zawodu, tak jak pijanym kierowcom zabiera się prawo jazdy. Czy rząd wprowadzi takie zmiany? Trzeba pytać premiera. Ministerstwo Zdrowia problem zna, ale nic z nim nie robi.