Pani Bernadetta z Lublina wraz z rocznym dzieckiem i partnerem musieli opuścić dotychczasowe mieszkanie. Wszystko z powodu właściciela, który obrócił lokal w ruinę. O dach nad głową rodziny walczy Lubelska Akcja Lokatorska.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Dramat pani Bernadetty, mieszkanki jednej z kamienic przy ul. Peowiaków w Lublinie, rozpoczął się w sierpniu.
– Wyszłam załatwić sprawy do sądu. Gdy wróciłam, wszystkie moje rzeczy znajdowały się na zewnątrz, a w środku robotnicy skuwali ściany – opowiada lokatorka.
W ten sposób właściciel mieszkania pozbawił kobietę dostępu do prądu i wody, obecnie jej liczące 48 mkw. mieszkanie jest kompletną ruiną. Ze swoim rocznym synkiem Fabianem pomieszkuje u znajomych, a jej partner kątem u swojej siostrzenicy.
Instytucje nie reagują
Feralnego dnia, gdy mieszkanie przy Peowiaków było rujnowane, pani Bernadetta załatwiała sprawy związane z przepisaniem prawa najmu, które należało do ojca jej partnera, Karola.
– W maju zmarł mój ojciec. Nie zostawił żadnych zaległości czynszowych, które mogłyby być powodem zerwania umowy, mamy na to zaświadczenia, wszystkie książeczki płatnicze – opowiada pan Karol. – Nikt nas nie informował o jakichkolwiek remontach, właściciel w ogóle nie chce z nami rozmawiać.
– Jak tylko zobaczyłam, co się dzieje z mieszkaniem, zadzwoniłam na policję. Usłyszałam, że mogę mieszkać tu z dzieckiem w czasie remontu – opowiada pani Bernadetta.
O wtargnięciu do mieszkania lokatorka poinformowała również prokuraturę. Zgłoszenie potwierdza Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Sprawa dotyczy naruszenia miru domowego. Jest w toku – wyjaśnia.
W sprawie mieszkania pani Bernadetta interweniowała w różnych instytucjach. – Urzędnik miejski powiedział mi, że to nie ich sprawa, ponieważ kamienica jest prywatna, a w MOPR usłyszałam, że partnera powinnam pozwać o alimenty, a sama pójść do domu samotnej matki – opowiada.
Najpierw zrujnować, potem eksmitować
Jednocześnie właściciel kamienicy wniósł sprawę o eksmisję. Jak mówią lokatorzy, pismo w tej sprawie przyszło do nich we wrześniu, czyli już po doszczętnym zniszczeniu lokalu.
– Pierwsza rozprawa odbyła się 10 listopada, następna będzie w lutym. Nie wiem, jak to się skończy – mówi pani Bernadetta.
– Bez wyroku sądu właściciel nie ma prawa eksmitować lokatorów. Nie ma znaczenia, czy były jakiekolwiek zaległości czynszowe – mówi Kinga Kulik z Lubelskiej Akcji Lokatorskiej.
Zdaniem aktywistki z LAL, w sprawie pani Bernadetty zawodzą instytucje. – Sytuacja jest kryzysowa i nikt odpowiednio nie reaguje. Miasto zrzuca z siebie odpowiedzialność, podobnie jak MOPR. Moim zdaniem zadziałać powinien przede wszystkim nadzór budowlany – wyjaśnia. – Właściciel sam z siebie nie zadbał o mieszkanie zastępcze, ale nadzór ma narzędzia administracyjne, by to zrobić.
Na stronie naszademokracja.pl można podpisać się pod założoną przez Kingę Kulik petycją w sprawie „dachu nad głową” dla pani Bernadetty. Pod apelem skierowanym do władz miasta podpisały się już 644 osoby.
Właściciel nieruchomości przy ul. Peowiaków nie chciał z nami rozmawiać.