Pijany mężczyzna potknął się na ulicy i rozbił sobie głowę. Ale w szpitalu wymyślił bajeczkę, że został napadnięty. Policja rozpoczęła poszukiwania rzekomych bandytów.
- Opowiadał, że na ul. 1 Maja w Lublinie z bramy wyszło trzech młodych mężczyzn, którzy kazali mu oddać pieniądze – mówi Anna Smarzak, z KWP w Lublinie. – Potem jeden z nich miał go uderzyć w głowę kijem bejsbolowym.
Mężczyzna dodał, że upadł na chodnik, a wówczas kolejny z napastników kopał go w plecy. Z kieszeni wypadło mu kilka monet. Udało mu się poderwać i uciec. Napastnicy jeszcze go gonili.
Okazało się, że 25-latek nie ma poważnych obrażeń. Lekarze założyli mu jeden szew na głowie. Mężczyzna miał też 1,5 promila alkoholu w organizmie.
- Policjanci ruszyli z nim w okolice dworca PKP, żeby poszukać napastników – dodaje Smarzak. - Młodzieniec twierdził, że dobrze zapamiętał jak wyglądali. Jednak z radiowozu pokazywał na kolejnych przechodniów, a potem twierdził, że nie jest pewny czy to właściwa osoba. Następnego dnia miał się stawić się w komisariacie. Nie przyszedł.
Już w niedzielę wyszło na jaw, że nikt na mężczyznę nie napadł. 25-latek rozciął głowę bo przewrócił się na chodnik.