Szef związku zawodowego, zwolniony po aferze w marszałkowskim Departamencie Transportu poskarżył się do sądu pracy.
- To była pierwsza rozprawa, sąd wysłuchał świadka - mówi Maciej Bogucki, były urzędnik. To on stracił pracę po aferze, jaka się rozpętała kilka miesięcy temu w Urzędzie Marszałkowskim. Teraz domaga się przywrócenia do pracy i odszkodowania.
Część pracowników Departamentu Transportu od dawna podejrzewano o sprzyjanie wybranym przewoźnikom, a nawet o korupcję. Wewnętrzna kontrola potwierdziła część nieprawidłowości oraz ujawnione przez Dziennik Wschodni wyniesienie dokumentów przez jednego z urzędników.
Marszałek Krzysztof Grabczuk (PO) rozwiązał departament w kwietniu. Wypowiedzenia dostały trzy osoby.Z urzędem musiał się pożegnać m.in. Bogucki.
- To było bezprawne działanie, bo jako szef Związku Zawodowego Pracowników Urzędu Marszałkowskiego podlegałem ochronie. Rację przyznała mi Państwowa Inspekcja Pracy - oświadcza były urzędnik. Faktycznie, inspektorzy stwierdzili zwolnienie z Urzędu Marszałkowskiego pracownika podlegającego ochronie.
Urząd jest jednak nieugięty. Leszek Burakowski, dyrektor generalny UM, powiedział nam, że PIP nie badała merytorycznych podstaw zwolnienia Boguckiego. - Są orzeczenia Sądu Najwyższego które mówią, że przy ewidentnym naruszeniu dyscypliny pracy można zwolnić także szefa związku zawodowego - mówi Burakowski.
(rp)