Prawie 200 tysięcy złotych odszkodowania domaga się od władz miasta lubelski zedsiębiorca. Oskarża Ratusz o to, że to przez jego działania musiał zlikwidować swoją firmę
Przedsiębiorca dogadał się z hurtowniami, od których odbierał puste butelki i inne plastikowe odpady. Nawiązał też współpracę z Lubelskimi Zakładami Zbożowymi "Lubella”, które nawet płaciły mu za odbiór odpadów z tworzyw. Później, jako pierwszy w Lublinie, zaczął prowadzić selektywną zbiórkę śmieci. Każdemu z mieszkańców dzielnicy Dziesiąta regularnie rozdawał po trzy worki. Do jednego trafiał plastik, do drugiego makulatura, a do trzeciego szkło. Zebrane w ten sposób tworzywa Grzywaczewski wywoził do swojej przetwórni. Papier odstawiał do zakładów papierniczych w Kwidzynie, a szkło do huty w Jarosławiu. Dzięki tej zbiórce mieszkańcy Dziesiątej mniej odpadów wyrzucali do zwykłych śmietników, przez co mniej musieli płacić za wywóz śmieci.
Interes szedł pełną parą. Do firmy napływały kolejne referencje od zadowolonych klientów. Grzywaczewski ma cały plik takich dokumentów. Przedsiębiorca postanowił też zbierać plastik na komunalnym wysypisku w podlubelskim Rokitnie, którego administratorem jest Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji.
Wszystko szło świetnie, dopóki przedsiębiorca nie wysłał do Urzędu Miasta pisma z zaproszeniem do wspólnej akcji selektywnego zbierania odpadów. - Przekonywałem Ratusz, że przystąpienie do zbiórki nie wiąże się z żadnymi wydatkami z miejskiej kasy - twierdzi Grzywaczewski. - W odpowiedzi dostałem formalny zakaz prowadzenia selektywnej zbiórki odpadów. A miejskie wodociągi zabroniły mi wstępu na wysypisko w Rokitnie.
Odcięty od źródeł surowców mężczyzna musiał zlikwidować swoją działalność. Straty szacuje na 197 tysięcy zł. To przede wszystkim koszty kupionych na kredyt maszyn do przetwórstwa plastiku oraz samochodów do jego transportu. Przedsiębiorca walczy teraz z miastem w Wojewódzkim Są-
dzie Administracyjnym.
- Na pewno nie było złej woli urzędników - mówi Mirosław Kalinowski z biura prasowego Ratusza. - A czy błędnie zastosowali przepisy? Z oceną wstrzymajmy się do wyroku sądu.