Na wsi nie żyje się łatwo. Rolnicy drastycznym spadkiem dochodów zapłacili za zmiany. Ale z drugiej strony zmiany dają szanse tym, którzy chcą i potrafią je wykorzystać.
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować
Dziś trudno zarobić na tradycyjnej uprawie. Ceny nie pokrywają kosztów produkcji - skarżą się plantatorzy pszenicy czy malin. Limitowana jest uprawa tytoniu, chmielu czy produkcja mleka. Ale rolnik nie musi uprawiać pszenicy - mówią inni i szukają innych rozwiązań. Ale tak już u nas jest, że gdy tylko jakaś uprawa zaczyna się opłacać, rzucają się na tę uprawę wszyscy. Na efekty nie trzeba długo czekać - już wkrótce przestaje się opłacać. I porzeczki zostają na krzakach...
Myśl i bądź oryginalny
- Nie idź na łatwiznę. Przy wyborze upraw nie ulegaj wyłącznie tradycji. Nie ulegaj modom, owczym pędom. Licz, wszędzie szukaj informacji. Kto w ostatnich latach, zamiast na pszenicę, postawił np. na kukurydzę, nie narzekał na ceny - przekonuje od lat, także własnym przykładem, uprawiający kukurydzę na 40 ha ojcowizny pod Krasnymstawem Tadeusz Solarski, prezes Krajowego Związku Producentów Zbóż. Może zamiast rzepaku, z którego zbytem są problemy, spróbuj uprawy słonecznika. Albo innej, nieco egzotycznej, rośliny?
Ci, którzy postawili na pradawne zboże - szarłat - i pieką z niego chleb dla diabetyków, czy, zamiast malin, uprawiają żeń-szeń lub borówkę amerykańską i mają na to zbyt - też nie narzekają.
Ostatnio w Lubelskim Ośrodku Doradztwa Rolniczego w Końskowoli zorganizowano szkolenie dla tych, którzy chcą uprawiać szparagi. Warzywo wytworne, znane i jadane na całym świecie z powodzeniem może być uprawiane u nas. Także dlatego, że ze względów klimatycznych wychodzi u nas później niż u rozsmakowanych w nim zachodnich sąsiadów. Gdy u nich sezon się kończy, u nas się zaczyna i wtedy można za szparagowe pędy dostać dobrą cenę.
Takich nisz jest mnóstwo. Były próby przerabiania konopi na... zderzaki do volkswagenów, hodowania szynszyli zamiast świń czy zamiany lnu na jedwabniki.
Alternatywne źródła dochodu
To nie musi być zakład ślusarski czy kowalski. Na wsi przydałyby się i inne: piekarnia, stołówka, magiel. Albo domowe przedszkole, sklepik z domowymi przetworami czy rzadkim, a zdrowym, kozim nabiałem. Może być agroturystyczna kwatera z pysznym domowym, tradycyjnym jedzeniem. Da zatrudnienie rodzinie rolnika, a jemu opłacalny zbyt wyprodukowanych plonów.
- Ale musimy oferować usługę najwyższej jakości - przekonuje zainteresowanych podczas dorocznego forum przedsiębiorczości wiejskiej wicedyrektor LODR Jadwiga Tatara. - Szansę mają wybierający nietypowe warzywa, czy niszowe produkty. Ale po dokładnym skalkulowaniu i rozpoznaniu rynku.
Do tego typu działalności należy wytwarzanie przedmiotów rękodzieła ludowego: koszy i mebli z wikliny, różnego rodzaju ręcznie wykonanych serwet i obrusów według babcinych wzorów, palm czy ozdób świątecznego stołu. Tak, jak to jest na całym świecie, potrzebne są i w naszym kraju malutkie, rodzinne przedsiębiorstwa, produkujące regionalne produkty wyłącznie na nasz, krajowy rynek. To produkcja bez uciążliwej biurokracji i certyfikatów. Chodzi o nie zawsze akceptowane w świecie nasze specjalności, takie jak domowe twarogi, kiszonki, swojskie wędliny bez chemii czy wypieki typu sękacz albo gryczaniak.
Razem łatwiej
Od lat rolnicy zrzeszeni w Spółdzielni Rolniczo-Ogrodniczej w Bobach aż 70 proc. swojej produkcji sprzedają na Zachód. Grupa daje siłę przebicia się na rynku.
- Aby korzystnie sprzedać, potrzebne są duże, jednorodne partie towaru najwyższej jakości - przekonuje podczas dorocznych spotkań sadowników w Rybczewicach prof. Eberhard Makosz. Zachęca do zrzeszania się, tworzenia wspólnej bazy, do właściwego uprawiania, ochrony, sortowania, przechowania i sprzedaży owoców.
Nie na próżno. Zbigniew Chołyk z kolegami rozkręcił w Rybczewicach działalność wzorcowej grupy producenckiej. Razem zbudowali chłodnie i teraz ich jabłka nawet w maju są pachnące i piękne, jak prosto z drzewa. Smakują zupełnie inaczej niż inne dostępne w lubelskich sklepach.
Strzeż się sąsiada!
Nic dziwnego, że zwykle nie było kłopotów z ich zyskowną sprzedażą za granicą. Aż do czasu, gdy z intratnego rynku wyparli ich sadownicy z Grójca, oferując swoje jabłka nieco taniej. Ta polsko-polska konkurencja za granicą to nasza specjalność.
- To psucie rynku. Póki rolnicy nie będą ze sobą solidarni, sami będą kręcić bat na swoje plecy - mówi Robert Jakubiec, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.
Rób co możesz, nie czekaj aż będzie łatwiej
Zrozumieli to po ubiegłorocznej wojnie cenowej plantatorzy wiśni, malin i porzeczek spod Kraśnika, którzy utworzyli Polski Związek Plantatorów Owoców i Warzyw. Dzięki temu już ustalili z przetwórcami ilość dostaw na ten rok, mają nadzieję, że następnym krokiem będzie gwarantowana minimalna cena dostaw. Podobnie postępują inni, którzy mówią: nie ma co czekać na lepsze czasy. Trzeba robić, co się da już teraz, w obecnych warunkach. Tylko tak można złapać i wykorzystać swoją szansę.
Pieniądze na dobry początek
Możesz uzyskać finansowe wsparcie na rozpoczęcie działalności gospodarczej. Są programy, które wspierają rolników czy początkujących przedsiębiorców, udzielają bezzwrotnych dotacji i pożyczek na korzystnych warunkach. Jeśli spełniasz wymagane kryteria, możesz. skorzystać z któregoś z programów pomocy unijnej, oferowanej za pośrednictwem ARiMR lub np. Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego. Na taką formę pomocy finansowej nie mogą liczyć zarejestrowani bezrobotni i ci, którzy byli wcześniej właścicielami przedsiębiorstw i prowadzili działalność
gospodarczą po 1 stycznia 2004 roku.
Rozpoczynający działalność gospodarczą może otrzymać jednorazową dotację w wysokości do 5 tys. euro, ale musi jednocześnie skorzystać ze wsparcia doradczego. Więcej informacji na stronie www.zporr.gov.pl