Na studia wieczorowe w lubelskiej Akademii Medycznej przyjęto osoby, które uzyskały bardzo słabe wyniki podczas egzaminu. Wielu nauczycieli akademickich nie miało habilitacji i nie potrafiło jej zrobić nawet przez 20 lat pracy. Do tych uchybień Janusz Tarniewski, zastępca dyrektora Departamentu Pracy, Spraw Socjalnych i Zdrowia w NIK w Warszawie dorzuca jeszcze kilka: przekraczanie limitów przyjęć na studia, wydawanie dużych pieniędzy na wynagrodzenia w godzinach dodatkowych.
Kontrolą objęto lata 2002–2005. Zdaniem NIK, źle się działo przy rekrutacji na studia wieczorowe. Senat akademii uchwalił w 2003 r., że przyjmuje kandydatów, którzy uzyskali 50 proc. pozytywnych odpowiedzi z testu. Ten warunek podano do publicznej wiadomości. A jednocześnie, podczas dodatkowego naboru przyjmowano kandydatów z niższą punktacją. Także tych, którzy odpowiedzieli poprawnie zaledwie na 30 proc. pytań. – Przy okazji znacząco przekroczono limity przyjęć ustalone przez ministra – dodaje Tarniewski. – Było to niekorzystne dla jakości kształcenia oraz rozwoju kadry naukowej uczelni. Grupy studentów były duże, warunki nauczania gorsze.
NIK-owi nie spodobała się też kadra naukowa lubelskiej AM. Kontrolerzy wytknęli, że uczelnia zatrudniała na stanowisku adiunkta osoby, które nie uzyskały stopnia doktora habilitowanego przez wiele lat. W ubiegłym roku
aż 152 nauczycieli akademickich nie uzyskało habilitacji w ciągu 9 lat
od objęcia stanowiska. A 47 nauczycieli nawet przez 20 lat.
– Nagminnie zatrudniano nauczycieli w godzinach dodatkowych. Zjawisko to przybrało duże rozmiary, a koszty wynagrodzeń za pracę w tych godzinach rosły z roku na rok – usłyszeliśmy w NIK. – W 2002 r. wydano na ten cel 667 tys. zł. Rok później 1 mln zł. W 2004 r. już 1,3 mln zł.
Akademia Medyczna nie skomentowała wczoraj wyników kontroli. Ma to zrobić dziś.