Kiedy znalazł pracę jako kierowca i zaczął spłacać dług, urzędnicy pozbawili go… prawa jazdy i tym samym możliwości płacenia alimentów. Mieszkaniec Lublina nie może zrozumieć decyzji MOPR.
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
Pan Tomasz ma dwoje dzieci, na które powinien płacić alimenty. W jakiej wysokości, ani ile zalega – tego nie chce zdradzić.
– Nie płaciłem, bo nie miałem z czego – przyznaje jedynie w rozmowie z Dziennikiem Wschodnim. – To nie jest jednak tak, że nie interesowałem się zadłużeniem. W 2013 roku poszedłem do Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie dowiedzieć się, jak wygląda sprawa i powiedzieć, że nie lekceważę swojego obowiązku tylko nie płacę, bo nie mam pracy.
Jak mówi, urzędniczka poleciła mu wtedy zarejestrować się w urzędzie pracy. – Nie zrobiłem tego, bo wiedziałem, że pośredniak mi nie pomoże – tłumaczy nasz rozmówca i dodaje, że zamiast tego zaczął intensywne poszukiwania zajęcia. Wysyłał setki cv. Umawiał się na spotkania z pracodawcami. – W 2014 r. znalazłem dobrą pracę na umowę-zlecenie. Zostałem kierowcą. Zacząłem płacić alimenty i spłacać zadłużenie.
W ciągu pięciu miesięcy pan Tomasz wpłacił na konto MOPR ponad 4 tys. zł. – Urzędnicy nie byli jednak usatysfakcjonowani. Ciągle kazali mi się zarejestrować w urzędzie pracy. Mówiłem, że nie mogę tego zrobić, bo przecież pracuję. Pokazywałem swoje umowy, ale bez skutku. Ostatecznie odebrali mi, jako dłużnikowi alimentacyjnemu, prawo jazdy – denerwuje się. – Na pytanie dlaczego pozbawiają mnie pracy, urzędniczka odpowiedziała, że przecież nie muszę pracować jako kierowca. Jakby znalezienie innego zajęcia było czymś prostym.
Lublinianin prawo jazdy stracił we wrześniu ubiegłego roku. Razem z nim także pracę. – Teraz mieszkam kątem u znajomych i nie bardzo wiem, jak związać koniec z końcem. Zamiast wpłacać do MOPR całe alimenty i dług, wpłacam po 50 zł miesięcznie tylko dlatego, żeby nie wyszło że się uchylam od tego obowiązku i żeby z tego powodu nie trafić do więzienia – przyznaje mężczyzna.
– To oburzająca sytuacja – denerwuje się pan Konrad, znajomy mężczyzny, który próbuje mu pomóc. – Urzędniczki odbierając mu prawo jazdy odebrały mu pracę i dochody. Odebrały możliwość spłacania długów. Teraz pewnie będą chciały go skazać za tzw. niealimentację. Zupełnie nie rozumiem, jak to możliwe.
Pracownicy MOPR mówią, że nie mają sobie w tej sprawie nic do zarzucenia. – Nie robimy nic złośliwie. Wszystkie nasze działania są podyktowane przepisami – podkreśla Magdalena Suduł, rzecznik lubelskiego MOPR. – To, czy ktoś jest zarejestrowany w urzędzie pracy, nie jest dla nas kwestią kluczową. Bazujemy w nich na zaświadczeniach otrzymywanych od komornika.
Decyzję o uznaniu dłużnika alimentacyjnego za uchylającego się od zobowiązań wydaje się, gdy przez okres 6 ostatnich miesięcy wpłaca on mniej niż 50 proc. zasądzonej kwoty. Pan Tomasz takim okresem płacenia nie mógł się wykazać.
– Wpłaty były nieregularne – podkreśla Suduł. – Przesłanką do skierowania wniosku o zatrzymanie prawa jazdy nie był wyłącznie fakt niezarejestrowania się jako osoba bezrobotna, a informacja przekazana przez komornika sądowego o braku regularnych, comiesięcznych wpłat ze strony dłużnika w ostatnich 6 miesiącach. Co istotne, decyzja podjęta w tej sprawie przez Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Lublinie została utrzymana w przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze oraz sąd administracyjny. Żaden z tych organów nie stwierdził działania, które byłoby sprzeczne z prawem.