Nasz wczorajszy artykuł o schorowanej 52-letniej Wiesławie Antoniewskiej z Lublina, która walczy w sądzie z ZUS o przywrócenie groszowej renty, wzbudził odzew wśród Czytelników.
Pani Wiesława ma olbrzymi żal do urzędników. Czuje się skrzywdzona. Mówi, że chorób jej przybywa, a nie ubywa. Na dowód pokazuje dokumentację: wada serca, nadciśnienie, chory kręgosłup, biodra, niewydolność krążenia, depresja, zawroty głowy, zaburzenia równowagi. Pani Wiesława nie może pojąć, dlaczego po kilkunastu latach lekarz orzecznik doszedł do wniosku, że jest zdrowia. Nie pomogło, że się odwoływała. W końcu skierowała sprawę do sądu. Czeka na werdykt.
Po naszym artykule zadzwoniła do redakcji pani Alicja spod Lublina. Podobnie, jak bohaterka naszego tekstu, ma 52 lata. Rentę brała przez sześć lat. Po tym czasie lekarz orzekł: „zdolna do pracy”.
– A ja jestem po dwóch operacjach tarczycy, dwóch onkologicznych, mam ograniczone widzenie na jedno oko, zaburzenia równowagi, leczę się na nadciśnienie – mówi rozgoryczona. – Proszę pani, ja bym poszła nawet ulice zamiatać, ale słabe zdrowie nie pozwala.
Pani Alicja mówi, że 390 zł renty, które brała, to marne grosze, ale przynajmniej na leki było. – Teraz wykupuję tylko te, które są mi niezbędne – dodaje. – Po 30 latach pracy nie mam z czego żyć. A do opieki społecznej wstyd pójść. Z mężem utrzymujemy się z 800 zł, które zarobi. Takich osób pokrzywdzonych przez ZUS jest wiele.
Na pewno wiele, ale nie wiadomo ile. – Wiem jedno. Pod koniec marca tego roku było 57 tys. osób, które brały renty z tytułu niezdolności do pracy – mówi Marcin Skarżyński, rzecznik prasowy ZUS w Lublinie. – Natomiast nie prowadzimy statystyk osób, którym odebrano prawo
do renty. (step)