Interesującym się psami jeszcze bardziej niż FIFA, a mającym gdzieś futbol, wyjaśniam, że w 2002 roku rywalizacja o tytuł najlepszej reprezentacji świata odbędzie na boiskach Japonii i Korei Południowej. A ten drugi kraj, oprócz tego, że słynie z afer korupcyjnych i bankrutujących molochów gospodarczych, ma jeszcze oryginalny jadłospis, w którym na wysokim miejscu figurują dania z psa.
Zostałem wzruszony do głębi tą troską FIFA m.in. o mój dobry smak, ale także o to, by piłkarzom, oficjelom i kibicom zjeżdżającym do Korei nie zaserwowano pod postacią wołowiny kawałka psiego udka. Wszak dla drużyn z Europy, Ameryki czy Australii takie menu mogłoby skończyć się katastrofalnym obniżeniem formy, niedyspozycją psychiczno-żołądkową i Bóg wie czym jeszcze.
Piłkarskim biurokratom nie przeszkadzało jednak pożeranie psów przez Koreańczyków, gdy powierzali ich krajowi organizację mistrzostw. Teraz drażni ich natomiast świadomość, że gdy już zjadą na dzikie tereny Półwyspu Koreańskiego, to oni tam, w restauracji za rogiem, albo w knajpie na stadionie, zamiast zachwycać się kopaniem piłki, będą oblizywać paluszki po schrupaniu kolejnego soczystego kawałka owczarka niemieckiego.
Niech sobie Koreańczycy żrą te psy, kiedy chcą, ale nie podczas pobytu piłkarskiej elity świata - tak naprawdę mówią w swoim apelu działacze FIFA, których hipokryzja zdaje się osiągać szczyty. Gdy wielkie kopanie piłki w Korei się skończy, to znów będzie można tam bez przeszkód kopać psy, zabijać je i gotować w potrawce.
A może by tak, możni panowie z piłkarskiej centrali, zagrozić Korei przeniesieniem mistrzostw do Japonii, jeśli znęcanie się nad psami i ich mordowanie dla jedzenia nie będzie w ogóle zabronione? Nie, na to na pewno nie pójdziecie, bo za tym wszystkim stoi kasa. Wielka kasa, która w piłce jest teraz ważniejsza od sportowego poziomu.
I tym z FIFA, i tym z Korei powiem więc na koniec jedno: a pies wam mordę lizał.