To miał być bardzo emocjonujący czas w lubelskim sporcie. Kluczowe słowa to „miał być”. Koronawirus wywrócił cały nasz świat. Także ten sportowy.
Teraz kibic sportowy powinien przeglądać program telewizyjny i planować sobie weekend przed telewizorem. Lokalni fani zastanawialiby się natomiast, które areny sportowe odwiedzić. W Łęcznej piłkarze Górnika powinni szykować się do przyjęcia Stali Stalowa Wola. Koszykarze Startu Lublin z kolei mieliby przed sobą sobotni mecz ze Śląskiem Wrocław, a zawodniczki Pszczółki Polski Cukier AZS UMCS Lublin byłyby w trakcie rozgrywania fazy play-off. Szczypiornistki MKS Perła Lublin szykowałyby się do decydującej walki o medale mistrzostw Polski, a bokser Adam Kulik być może świętowałby wywalczenie kwalifikacji olimpijskiej.
To miał być bardzo emocjonujący czas w lubelskim sporcie. Kluczowe słowa to „miał być”. Koronawirus wywrócił cały nasz świat. Także ten sportowy. I kiedy skończy się już walka, to świat sportu nie będzie wyglądał już tak samo.
Puste stadiony
Pierwszym europejskim krajem dotkniętym przez koronawirus były Włochy. Na Półwyspie Apenińskim futbol to niemal religia, więc odwołanie spotkań Serie A było dla wszystkich szokiem. Kiedy pod koniec lutego piłkarze zamiast wyjść na boisko zostali w domach, świat dowiedział się, że w Italii dzieje się coś poważnego. Do tej pory liga włoska stawała tylko w wyniku II wojny światowej. Teraz zatrzymał ją koronawirus. Za włoskim przykładem poszli również inni i w ciągu kilku dni opustoszały stadiony we Francji, Hiszpanii, Niemczech czy Anglii. Najdłużej opierają się temu trendowi Rosjanie, Ukraińcy i Turcy, ale nie jest wykluczone, że oni również zawieszą swoje rozgrywki.
Co ciekawe, bardzo długo problemu zdawała się nie dostrzegać UEFA. I jeszcze w poprzednim tygodniu wymusiła przeprowadzenie spotkań Ligi Mistrzów i Ligi Europy. W efekcie na Anfield Road wyeliminowanie Liverpoolu przez Atletico Madryt oglądało 3 tys. kibiców z Hiszpanii, jednego z największych ognisk chorobowych w Europie. Dopiero kiedy Daniele Rugiani z Juventusu Turyn ogłosił, że ma koronawirusa, w głowach włodarzy europejskiego futbolu zapaliła się lampka ostrzegawcza. Wszak Juventus, jeden z faworytów Ligi Mistrzów, został objęty kwarantanną. Za chwilę tą formą prewencji zostały objęte inne kluby z Półwyspu Apenińskiego. Koronawirus zaczął rozprzestrzeniać się po całej Europie, a kolejne przypadki były ujawniane wśród piłkarzy z Hiszpanii, Anglii czy Niemiec. UEFA nie miała już wyboru i zawiesiła rozgrywki Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Długo nie było wiadomo, jaki los czeka jej najważniejszy produkt, czyli mistrzostwa Europy. One w tym roku miały odbyć się w wyjątkowej formule. Gospodarzami miało być bowiem aż 12 państw, co oznaczało, że rzesze kibiców przemieszczałyby się po całej Europie. We wtorek jednak ogłoszono, że Euro już nie będzie 2020, a 2021. I dobrze, bo to chyba jedyna słuszna decyzja w tej niecodziennej sytuacji.
Igrzyska
Pod prąd stara się wciąż iść Międzynarodowy Komitet Olimpijski, który nadal wierzy, że w lecie uda mu się przeprowadzić Igrzyska Olimpijskie w Tokio. 24 lipca w stolicy Japonii ma zapłonąć olimpijski znicz. MKOl zachęca wszystkich sportowców do dalszego przygotowywania się do igrzysk, najlepiej jak potrafią. Będziemy nadal wspierać zawodników, konsultując się z nimi i ich narodowymi komitetami – napisał MKOl w oficjalnym oświadczeniu. Na razie jednak sportowcy nie mają gdzie trenować, a część z nich przebywa na kwarantannach. Wierzyć w przeprowadzenie Igrzysk oczywiście można, ale wierzyć można też w istnienie pozaziemskich cywilizacji. To mniej więcej ten sam poziom realizmu.
Z koronawirusem przegrywa również USA. Największe amerykańskie ligi, koszykarska NBA i hokejowa NHL, zawiesiły rozgrywki. Impulsem do tego był pozytywny test u Rudy Goberta. To pewien paradoks, bo kilka dni wcześniej zawodnik Utah Jazz kpił z epidemii i ostentacyjnie dotykał mikrofonów dziennikarzy podczas konferencji prasowej.
- Chcę podziękować za wyrazy wsparcia w ostatnich 24 godzinach. Przeżyłem tyle emocji, odkąd dowiedziałem się o diagnozie... Głównie strach, lęk i zakłopotanie. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest to, że chciałbym publicznie przeprosić ludzi, których mogłem narazić na chorobę. Wtedy nie miałem pojęcia, że sam zostałem zakażony. Zachowałem się nieostrożnie i nie zamierzam się usprawiedliwiać. Mam nadzieję, że moja historia będzie ostrzeżeniem i sprawi, że wszyscy potraktują to poważnie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby wykorzystać doświadczenie jako sposób edukowania innych - kajał się później publicznie Rudy Gobert.
Trening indywidualny
Warto teraz jednak przenieść się na krajowe podwórko, bo tu koronawirus również zrobił olbrzymie spustoszenie. Stanęła piłkarska Ekstrakasa, która początkowo myślała o rozgrywaniu spotkań bez kibiców. Kluby jednak przeliczyły złotówki, piłkarze zaprotestowali i podjęto decyzję o zawieszeniu rozgrywek. Wraz z nią stanęła cała piłkarska Polska.
- Sztab szkoleniowy przygotował dla piłkarzy szczegółowe wytyczne co do treningów indywidualnych, z których zawodnicy będą mieli obowiązek się wywiązywać. Z takiego założenia wyszła zresztą większość klubów w naszym kraju, nie tylko piłkarskich. Nie słyszałem zresztą, aby którykolwiek zespół nadal wspólnie trenował. Dodatkowo, nie chcemy, aby w sytuacji jaka zapanowała, zawodnicy przemieszczali się po kraju. Zasugerowaliśmy im aby pozostali na miejscu, bo bezpieczeństwo i zdrowie są najważniejszą kwestią. Nasi pracownicy przeszli na formę pracy zdalnej, a tej jest sporo. Obecnie zajmujemy się między innymi kwestią Certyfikacji PZPN cierpliwie czekając na dalszy rozwój wydarzeń z nadzieją, że niebawem wszystko wróci do normy - powiedział Piotr Sadczuk, prezes Górnika. Warto zauważyć, że jeżeli koronawirus nagle zakończy sezon piłkarski w Polsce, to łęcznianie awansują do pierwszej ligi. Obecnie są na drugim miejscu w tabeli, które daje bezpośrednią promocję na wyższy szczebel rozgrywkowy.
Zdalnie trenują także piłkarki nożne Górnika. Dwukrotne mistrzynie Polski i aktualne liderki Ekstraligi do ostatniej chwili czekały na decyzję o odwołaniu spotkania z Czarnymi Sosnowiec. Na szczęście nikt nie kazał im grać, zresztą bardzo dobrze. Piotr Mazurkiewicz nie mógłby bowiem skorzystać z kilku zawodniczek. Przede wszystkim zabrakłoby Patricii Hmirovej, która przebywa na kwarantannie. 26-letnia pomocniczka trafiła na nią z powodu występu w reprezentacji Słowacji, która miała zgrupowanie na Cyprze. - Słowacka federacja wystosowała pismo, w myśl którego wszystkie uczestniczki tego zgrupowania zostały skierowane na kwarantannę. Hmirova obecnie przebywa w swoim domu na Górnym Śląsku - informuje Piotr Mazurkiewicz, opiekun Górnika.
Zamiast medali
W niższych ligach, gdzie piłkarze mają często status amatorów, praktycznie wszystkie kluby zawiesiły treningi, a piłkarze mają ćwiczyć indywidualnie. Wirus zaprzepaścił jednak hektolitry potu wylane podczas zimowych przygotowań. - Zawodnicy dostają w formie elektronicznej rozpiski na każdy trening. Chcemy tak pracować przez najbliższy tydzień. Później zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja w kraju i naszym regionie. Na pewno próbujemy w ten sposób podtrzymać pracę wykonaną podczas zimowych przygotowań. Tydzień dwa jest szansa to zrobić, ale trudno powiedzieć, czy uda się dłużej. Zobaczymy też, na ile chłopakom wystarczy determinacji - tłumaczy Dariusz Bodak, opiekun IV-ligowej Lublinianki.
Stanęły również dyscypliny halowe, które w marcu i kwietniu zazwyczaj zajmowały się rozdzielaniem medali. Tym razem prawdopodobnie ta czynność również będzie miała miejsce, ale będzie ona wynikiem ustaleń na linii federacja - kluby sportowe. Najszybciej sprawę rozwiązano w Energa Basket Lidze Kobiet, gdzie sezon zakończono po 21 kolejce, przedostatniej w sezonie zasadniczym. Mistrzem Polski została Arka Gdynia, a czwarte miejsce zajęła Pszczółka Polski Cukier AZS UMCS Lublin. To najlepszy wynik w historii tego klubu.
- Nie ma co ryzykować zdrowia zawodniczek i osób pracujących w klubach. Na całym świecie są odwoływane imprezy, więc nie ma powodu, żeby w Polsce było inaczej - skomentował sytuację Krzysztof Szewczyk, trener Pszczółki.
Podobna decyzja zapadła w przypadku męskiej Energa Basket Ligi. Tu kibice w Lublinie mają co świętować, bo Start został sklasyfikowany na drugim miejscu w tabeli. Oznacza to, że „czerwono-czarni” osiągnęli największy sukces w swojej historii. Co więcej, w ten sposób lubelscy koszykarze wywalczyli najprawdopodobniej prawo gry w Koszykarskiej Lidze Mistrzów.
Wprawdzie oficjalnego podziału miejsc jeszcze nie ma, ale w minionej edycji w tych rozgrywkach wystartowały aż trzy polskie ekipy: jedna od razu została zakwalifikowana bezpośrednio do fazy grupowej, a dwie pozostałe biły się w kwalifikacjach.
Musimy to wszystko przeczekać
Na rozwój sytuacji czekają również piłkarki ręczne MKS Perła Lublin. Mistrzynie Polski są obecnie liderkami Superligi. Jeżeli więc sezon zostanie zakończony, to zdobędą kolejny złoty medal. Naprawdę w obecnej chwili trudno jest wyobrazić sobie powrót zawodniczek na boiska. Okres przerwy zapewne będzie trwał co najmniej kilkanaście dni. Zmuszenie zawodniczek do gry na pełnych obrotach po tak długiej przerwie od treningów byłoby zwyczajnie niebezpieczne dla ich zdrowia i mogłoby skończyć się plagą kontuzji.
- Skoro takie są zalecenia, to decyzja o zawieszeniu Superligi musiała zapaść. Jeżeli odwoływane są spektakle na około 60 osób, to spotkanie piłki ręcznej, mimo że bez kibiców, ale gdzie też przewinie się około 50 osób, również musiało być odwołane. To logiczna decyzja. Sytuacja rozwija się bardzo dynamicznie, ale jeśli sport miałby odbywać się bez kibiców, lepiej przełożyć mecze. Musimy to wszystko przeczekać. To jest tylko sport, zdrowie jest ważniejsze. Świat nie zawali się od tego, że rozgrywki zostaną zawieszone, czy nawet od tego, że jeden sezon mógłby skończyć się wcześniej - mówi klubowej stronie Robert Lis, opiekun Perły.
Podobny los zapewne spotka również męską Superligę. W niej grają puławskie Azoty, które zdążyły jeszcze w poprzednim tygodniu zmierzyć się z PGE VIVE Kielce. Mecz odbył się bez udziału publiczności, a puławianie przegrali 32:39. Brak kibiców na trybunach sprawił, że oglądając mecz za pośrednictwem telewizji miało się odczucie, iż jest to zwykły trening. - Gra bez publiczności to zwykły trening z jedyną różnicą, że uczestniczą w nim dwa zespoły, a nie tylko jeden. Nie czuło się żadnych emocji. Takie rozwiązanie zawsze będzie sprzeczne z duchem sportu - przekonuje Jerzy Witaszek, prezes KS Azoty Puławy.
Listę odwołanych imprez uzupełnia żużlowa Ekstraliga, która nawet nie zdążyła wystartować. Czarnowidze już wieszczą, że ta dyscyplina w tym roku może w ogóle nie pojawić się na sportowej mapie Polski.
Pytanie też, co dalej? W Polsce w wielu wypadkach sport wciąż opiera się na pieniądzach powiązanych w mniejszy lub większy sposób z samorządowymi dotacjami. Już w tym roku te mniejsze kluby narzekały na skromniejsze wsparcie ze strony lokalnych władz.
- Aż strach pomyśleć, co będzie za rok, kiedy samorządy większość swoich środków przeznaczą na likwidowanie strat spowodowanych epidemią. Wtedy zacznie się pewnie kolejna epidemia, która będzie polegała na upadku wielu klubów sportowych w mniejszych miejscowościach. Przetrwają tylko ci najsilniejsi - powiedział Radosław Stec, opiekun Tęczy Bełżyce.