Jeden mówi, że drugi to gówniarz. A drugi, że ten pierwszy to dureń. Trzeci krzyczy: spieprzaj dziadu!
Program publicystyczny. Gość, wicepremier Roman Giertych, zwraca się do dziennikarki: - Proszę panią...
- Proszę pani - poprawia, go prowadząca program. - Minister edukacji chyba powinien wiedzieć, że się nie mówi "Proszę panią”.
- No tak, tak - przyznaje zmieszany. - To może ja lepiej będę mówić: pani redaktor.
Nie tylko Roman Giertych ma problemy z językiem polskim. To, co mówią politycy przeanalizowała Rada Języka Polskiej Akademii Nauk. I jak wynika z ich raportu, parlamentarzyści mówią dużo, ale nie zawsze z sensem.
- To jest jedna z ich metod, żeby zaistnieć - tłumaczy prof. Andrzej Markowski, przewodniczący Rady. - Dzięki ostrym słowom i wulgaryzmom są zauważalni.
Intelektualne rozkraczenie
"Ponieważ mam jeszcze czas, no, nie ma tutaj pana Donalda Tuska, ale chciałem zapytać, czy pewnego rodzaju rozkrok intelektualny - jak mówi mój przyjaciel dr Hoc, pozycja rozkroku jest niedobra fizjologicznie - chodzi mi o to rozrywanie szat na temat wyjazdu naszych młodych obywateli do pracy za granicę...”
- Tak rozkrok intelektualny wszedł do języka polskiego. O co chodziło posłowi Joachimowi Brudzińskiemu? Hmm...rozkrok intelektualny odwołuje się do czegoś, czego raczej nie można sobie wyobrazić - kwituje prof. Markowski.
Ulubionymi metaforami są jednak te odnoszące się do zwierząt i wykonywanych przez nich czynności. "Panie Marszałku! Wysoki Sejmie! Pan Łączny zaczął od przysłowia: krowa, która dużo ryczy, a ja powiem tak: do tej pory rzeczywiście pan premier Andrzej Lepper dużo ryczał. Z tego na razie prawdopodobnie przybyło tylko mleka jemu i jego bizonom, ale rolnikom jeszcze nie. Zobaczymy, poczekamy, ocenimy” to wystąpienie posła Marka Sawickiego z PSL.
- Mnóstwo metafor związanych z pogodą, meczami, wojnami i samochodami - wyliczają poloniści i na potwierdzenie cytują: Rząd Marcinkiewicza to był rząd rozpoznania pola, a teraz obecny rząd prowadzi batalię o Polskę.
Nie gruzy, a drzazgi
"Na gruzach okrągłego stołu zbudujemy IV RP” - cytuje prof. Markowski. - A to jest coś w stylu "zbudujemy nową Polskę”, czyli hasło powtarzane w latach PRL. Tyle, że wtedy budowano na gruzach kapitalizmu. Ale samo budowanie na gruzach nie jest dobre. Bo budować trzeba na solidnych podstawach. A poza tym, czy ktoś widział gruzy rozwalonego stołu? Przecież to niemożliwe. Ze stołu, czyli mebla co najwyżej mogą lecieć drzazgi.
Politycy uwielbiają też się wymądrzać opowiadając różne przypowieści. Często jednak zagalopowują się i zamiast przytaczać te znane od lat, plotą głupoty wymyślając swoje historyjki. Np. o skunksie który nie ma argumentów, wiec używa siły. - Tylko, że skunks raczej innym sposobem odstrasza przeciwnika - śmieje się Markowski.
Honor, ojczyzna i yes, yes, yes
Język liberalny to więcej słów; zwłaszcza tych, pochodzących z obcego języka. Coś w stylu: "yes, yes, yes”. - Aż czasem trudno ich zrozumieć. Bo to język wyszukany w terminologii prawniczej i w Unii Europejskiej. Ot, taki już prawie eurojęzyk - tłumaczy profesor Bralczyk.
Durniami, chamami i oszołomami posługują się ci, którzy mówią językiem socjalistycznym. - To typowy styl tabloidowy. Wyrazisty, mocny - mówi Bralczyk. - Skierowany do prostego, zwykłego człowieka. Ale one trafiają i są zapamiętywane. Przykład? Wypowiedz Janusza Korwinna-Mikke, który powiedział "Rząd rżnie głupa”. Wprawdzie Mikke postulował, żeby usunięto to z protokołu sejmowego i tak zrobiono, ale te jego słowa tym bardziej rozeszły się w świat.
Włanczanie polityków
- To wszystko przez nieuctwo polskich polityków - mówi Stefan Niesiołowski, senator PO. - Przecież ciągle się słyszy takie kwiatki jak "włanczam”, "proszę panią”, "wystosowałem filipinkę” czy "pipetą” zamiast "petite”. Jednak czego tu wymagać, przecież parlament nie składa się z profesorów i intelektualistów.
Na dodatek mało który poseł używa "ą” czy "ę”. wszystko kończy się na "om”: rozumiom, pilnują, myślom, grajom...
Hitler to u nas norma
Są jeszcze tacy politycy, którzy się obrażają, na złe słowo. - Prowadzą katalog wypowiedzi na swój temat. I później, jak ma zacząć z jakąś osobą współpracę, to sprawdza czy on coś o nim mówił. I jeśli osiem czy dziesięć lat temu ktoś coś powiedział, to nie ma mowy na pełnienie jakiejś funkcji - opowiada o zwyczajach niektórych polityków senator Niesiołowski. - Okrzyki z ław poselskich to też codzienność. Ja nazywam kogoś palantem. A sam słyszę, że jestem Hitlerem. Ale u nas to norma.