Kasia dostała kilka minut, by pożegnać się z córką. Na zawsze. Emilka płakała. Przytulała się do mamy. Nowa mama wyrwała ją Kasi z rąk
Na posiedzeniu niejawnym postanowiono - w trybie natychmiastowym - umieścić małoletnią Emilię w rodzinie zastępczej. Tymczasowo, do prawomocnego wyroku. Matce ograniczono prawa rodzicielskie. Wyroku wysłuchali nowi rodzice, bo to oni założyli sprawę. Matka wyroku nie słyszała. Nawet nie wiedziała, że jest jakaś sprawa w sądzie.
Zanim to się stało, Kasia mieszkała u siostry. Przeprowadziła się tam z małą Emilką. Jej córeczkę pokochała znajoma siostry. Obie wymyśliły, że znajoma weźmie dziecko do siebie.
Sąsiedzi
Ojciec małej nie miał żadnych wątpliwości: Urodź i zostaw w szpitalu - namawiał. Będzie po kłopocie. To samo mówił ojciec Kaśki.
- Nie chciałam o tym słyszeć - wspomina młodziutka mama.
Do dziś nikt w rodzinie nie wie, kto jest ojcem Emilki. I o to mają żal. - Powiem kiedyś prawdę córce. Ale im nie muszę. Ten człowiek mnie odtrącił i wyjechał za granicę - szlocha Kasia.
Do siódmego miesiąca ciąży Katarzyna Spryszak mieszkała u taty w chałupie pod Kraśnikiem. I wtedy odwiedziła ją siostra, Marzena. Któregoś dnia powiedziała, że Kaśka z małą może jechać do niej. Bo u niej mamie i córce będzie lepiej. Marzena ma mieszkanie w bloku, przestronne i wygodne.
Ale nic za darmo. - Miałam jej oddawać rentę, a ona miała mi pomóc przy dziecku - opowiada. - Skończyło się tak, że to ja pomagałam jej przy dwóch córkach. A ona brała moje pieniądze.
W tym czasie rozpadło się małżeństwo Marzeny. Kto był winny? Oczywiście Kasia. - Myślałam, że wszystko się ułoży, jak Marzena zobaczy, że kocham ją i jej dzieci. Ale ona obwiniała mnie o wszystkie swoje nieszczęścia - cichutko opowiada Kasia.
- Bo ona jest jak dziecko, ciągle się wtrącała. Moje małżeństwo się rozpadło trochę przez nią - uważa Marzena. - Ale ja jej tego nie wypominam...
Siostry wciąż mieszkały razem.
Gdzieś tak w styczniu Emilia i córka Marzeny trafiły do szpitala. Diagnoza: zapalenie płuc.
- To ja zajmowałam się chorymi dziewczynkami, bo siostra pracowała - wspomina Katarzyna Spryszak.
Druga córką Marzeny zajęli się sąsiedzi. - No i zaprzyjaźniliśmy się z sąsiadami.
A sąsiedzi mieli kuzynkę Wiolettę. - Ona od razu pokochała moją Emilkę. Mówiła, że chce taką córkę. Mówiła, żebym sobie drugą taką urodziła…
Tak sobie żyli, póki nie pojawił się Marcin: 24 lata, stała praca, stała pensja.
Plan
Siostra się wściekła. Nie tyle z powodu rozstania z Kaśką, ile z jej rentą i alimentami. W sumie prawie 900 zł.
- Pomagałam jej wychowywać dziecko przez dwa lata, wszystko było dobrze, jakoś sobie radziłyśmy - wylicza Marzena. - A przez tego Marcina to ona nie opiekowała się dzieckiem jak trzeba. To moja siostra i chciałam, żeby mała Emilka była z nią. Ale musiałam dmuchać na zimne...
Zresztą, dopytywała się rodzina, to jak ona ma się dzieckiem opiekować? Z padaczką?! - Ta choroba nasila się od dzieciństwa. Ojciec i bracia chcieli od razu dziecko do adopcji oddać. żeby się Kasia nie przyzwyczaiła. Taki był plan - mówi Marzena. - I tylko dzięki mnie miała Emilię dwa lata.
Piątek, dwunastego
12 sierpnia to najgorszy dzień w życiu Kasi. Pojechała po rentę, córkę zostawiła z sąsiadką (10 zł za opiekę). - Gdy wróciłam, zobaczyłam w przedpokoju spakowane walizki. Nagle znajoma siostry, Wiola, machnęła mi przed oczami jakimś papierem. Nie wiedziałam co się dzieje, o co chodzi. A ona krzyczała, że zabiera moje dziecko, bo sąd się zgodził. Wyrywała mi Emilkę z ramion. Myślałam, że umrę!
Na pożegnanie córki Kaśka dostała kilka minut. Wiola dalej wrzeszczała, a Marzena syknęła: "To za to, że zniszczyłaś mi życie”.
Wersja Marzeny:
- Kasia nie wróciła na noc, jak to zresztą bywało często. Od razu z Wiolą pojechałyśmy do sądu.
Rozmawiały z kuratorką. Ta, jeszcze tego samego dnia, zrobiła wywiad środowiskowy: u Marzeny, u Wioli i u sąsiadów (tych od Wioli). Wszyscy powiedzieliśmy to samo...
Potem sąd, w którym nie było Kasi. Bo nie wiedziała o sprawie.
Wyrok
W końcu Kasia dowiedziała się od kuratorki, jak doszło do odebrania Emilii. - Wiola i moja siostra poszły do sądu. Powiedziały, że nie dbam o dziecko, głodzę je. A kuratorka to napisała i pieczęć przystawiła. Nie rozumiem, jak można jednym ruchem odebrać komuś wszystko, co kocha. I to tylko dlatego, że ktoś nagadał głupot?
Teraz dziecko jest u Wioli. I jest... - Bardzo szczęśliwa u nas - mówi Wiola. - Otworzyła się, zaczęła mówić. Kochamy ją i chcemy jej dać prawdziwe dzieciństwo. Trzeba ją było ratować, a teraz ma spokojny dom. Ja się tylko modlę, żeby sąd wybrał to, co dla dziecka najlepsze...
Czyli zostawił Emilię u Wioli. - Bo prawdziwa matka zła była - mówi Wiola. - Piła. A do mnie Emilia już mówi "mamo”. Nie tęskni za nią. Poza tym dziecko od początku miało nie być jej. Taki był plan - dodaje.
Kasia znów jest w ciąży. W lutym weźmie ślub z Marcinem. - Kościelny będzie później, jak odzyskam Emilkę. Marcin chce ją adoptować. Będziemy rodziną - uśmiecha się delikatnie. Niestety, ciąża jest zagrożona. Bo Kasia z tęsknoty nie może jeść. Myśli o swojej małej córeczce...
W poniedziałek Emilia ma urodziny. Mama kupiła jej prezent. I pewnie zostawi go pod drzwiami. - Nie wiem, czy mnie do niej wpuszczą. Bo jak chcę przyjść, to mówią, że wyjeżdżają albo są zajęci. A jak przyjdę bez zapowiedzi, to mnie nie wpuszczają - płacze. - Czy ja wyglądam na złego człowieka? Co ja złego zrobiłam? Że dziecko urodziłam? Że mam marzenia? Co bym nie zrobiła, dla nich i tak jestem najgorsza.