Najpierw grał na perkusji w zespole "Chłopcy Śmierci”. Studiował historię Austro-Węgier. Potem zaczął pisać o restauracjach. Jak dobrze, to na sali były komplety. Jak źle: restaurator bankrutował. Dziś jest telewizyjną gwiazdą.
Ewa Wachowicz jest producentem. Kiedyś była Miss Polonia i rzeczniczką... premiera Waldemara Pawlaka.
Ale wracamy do Makłowicza. Ten wziął się u nas z zamiłowania do nalewek. A dokładnie do biłgorajskiej żurawinówki.
- Nagle wypadł nam zagraniczny wyjazd. Spytałam Roberta, gdzie jedziemy. Jak to gdzie? Do Lublina - opowiada Agnieszka Makłowicz, która w siedmioosobowej ekipie jest kierownikiem produkcji.
Południowiec
W tym czasie Wachowicz rozdaje autografy. - Ma klasę. Należało jej się z tą Miss Polonia - szepcze zaaferowana kuracjuszka. - Droga pani... i z Wicemiss Świata. I z Najpiękniejszą Studentką Świata - wylicza reżyser Piotr Mikucki.
A my przepytujemy Agnieszkę. Makłowicz gotuje w domu? - Mamy mało czasu i najczęściej gotuje mama Roberta.
Co jadacie?
- Dużo makaronów, ryżu, past. Więcej warzyw i ryb. Mniej mięsa.
Na śniadanie?
- Robert wstaje o jedenastej i pije kawę. To wszystko. A obiad wieczorem; najlepiej w nocy.
Robert dobrze gotuje?
- Na ekranie i w domu tak samo. Czyli pysznie - ucina Agnieszka.
Piwo u Reja
Prosto z planu urwał się na kawę. - Macie tu pyszną kawę. Niezwykłą kawiarnię. Jak z PRL. Zaraz, zaraz. Tak. Czarci Pazur - Czarcia Łapa, Bobeczku - poprawia Agnieszka.
Czakram lubelski
- Już nie mam siły - szeptała na stopniach ołtarza Ewa Wachowicz. - Mamy na to radę. Czakram - podpowiedział Zygmunt Nasalski. Za chwilę Ewa uklękła we wskazanym miejscu i dotknęła kamieni. - Ja też chcę, ja też - krzyknął Makłowicz.
Do klasztoru
Żubr, wraz ze stosownymi dodatkami, przyjechał z Pułankowic. Najpierw Makłowicz go doprawił, potem upiekł w piekarniku, posiekał, dodał pora i zrobił befsztyk.
- No i jak? - wyciągnął widelec w kierunku Marty i Stanisława Stelmachów, właścicieli zajazdu w Pułankowicach. - Lepszy niż u nas - potwierdzili. - Ha, potrafi się gotować, co?
Reaktywacja
- Wolniej! Boli mnie - mówi z tylnego siedzenia.
- Jak zachoruje, to lekarz i antybiotyki. Nie ma przeproś - mówi Agnieszka Makłowicz.
Za kilkadziesiąt minut jesteśmy w Obszy. W karczmie "Roztocze” Makłowicz wysiada z samochodu.
- Idę się przejść - rzuca do ekipy.
Za chwilę: - Nie idę. Nie chce mi się - mówi jak rozkapryszone dziecko.
Krótka rozmowa na boku z Agnieszką. Reaktywacja. Biłgorajski strój. Na furmankę. Za chwilę uśmiechnięty i radosny robi gryczany piróg.
Piejo kury, piejo
W Zagrodzie Sitarskiej w Biłgoraju śpiewa razem z ludowymi śpiewaczkami z Rudy Solskiej. Robi krężałki, czyli małe kiszone kapustki. Następnie kapustę z grochem. I objaśnia, jak robi się żurawinówkę.
Jest ósma wieczór. Zmęczony. Zziębnięty. Wypija herbatę z żurawinówką. I chowa się w jednym z pokoi. Po chwili do tłumnie zgromadzonej publiczności dochodzi mocny śpiew: Piejo kury, piejo, ni majo koguta.
Kiedy ekipa zwinie sprzęt, wszyscy ruszają w drogę. Do Krakowa...