• Polska powojenna nie podobała się panu? – Ja żyłem w takiej Polsce, która nikomu normalnemu nie mogła się podobać. Świat był podzielony na dwa bloki. I to się wydawało nieodwracalne.
• Ale pan postanowił to zmienić?
– Postanowiliśmy. Zresztą, kto nie chciałby tego zrobić? W pojedynkę to byłaby walka z wiatrakami. Chociaż patrząc wtedy z boku, pewnie tak to wyglądało. My chcieliśmy to wszystko zmienić na lepsze.
• I czego oczekiwaliście?
– Najważniejsze było dla nas, żeby się z nami liczyli. Żeby społeczeństwo nie było postrzegane jako masa. Chcieliśmy swobód dla Kościoła, chcieliśmy, żeby indywidualne rolnictwo mogło się rozwijać. Chcieliśmy tego, co dla innych państw było normą. Po prostu chcieliśmy swobodnie żyć.
• Pan się bardzo mocno zaangażował...
– Bo też było w co. Przez 23 lata byłem redaktorem pisma „Więź”. Kontaktowałem się z opozycją. Drukowaliśmy wtedy to wszystko, czego cenzura nie dopuszczała do obiegu. Żeby ludzie mieli dostęp do prawdy. To było dla nas bardzo ważne.
• I dlatego pojawiła się w pańskim życiu Solidarność?
– Pewnie tak. Stałem się doradcą i sympatykiem Solidarności... Chce mnie pani przepytać z całej historii? Bo ja się nie przygotowałem...
• A wybór papieża?
– To było wielkie wydarzenie. Dodało nam sił. Wtedy tak naprawdę pomyślałem, że jest sens naszych działań. Że to, w co wierzę – wolna Polska – jeszcze się zdarzy.
• I zaczęło się zdarzać od...
– Od Solidarności. Ale wcześniej Jan Paweł II do Polski przyjechał. I społeczeństwo się obudziło. Ludzie, którzy wcześniej przyjmowali rzeczywistość taką, jaka jest – partyjną, ograniczającą, bez perspektyw – nagle zaczęli pragnąć czegoś innego.
• Pan też?
– Ja wtedy nabrałem pewności, że tak rzeczywiście będzie.
• A co zamierzaliście?
– Chcieliśmy okrągłego stołu. To dla nas miała być szansa na to, żeby ówczesne władze uznały Solidarność za legalny ruch. A wyszło coś zupełnie innego – większego. Siedzieliśmy przy jednym stole z najważniejszymi ludźmi w naszym państwie. Liczyliśmy, że zostaniemy wysłuchani. Okazało się że ten nasz okrągły stół zmienił bieg historii.
• I został pan premierem...
– W myśl zasady: ich prezydent nasz premier. W czasie wyborów pojechałem do Gdańska. Wtedy Lech Wałęsa zapytał mnie, czy będę premierem. Powiedziałem mu, że to chyba raczej on powinien objąć to stanowisko, ale mnie zakrzyczał. Że niby będę się najlepiej nadawać. A poza tym to nie będę tak do końca sam. Że wszyscy będą mi pomagać.
• Bał się pan?
– Nie wiedziałem, jak to będzie. Jeszcze nigdy nie rządził u nas ktoś, kto mógł realizować wolną politykę. Nigdy za moich czasów, oczywiście. I pewnie dlatego strach był. Ale trzeba było sprostać wyzwaniu. Lubię podejmować trudne wyzwania. A to było wyjątkowo trudne. Mieliśmy ludzi, na których można było polegać. Ale nie mieliśmy poza tym nic.
• A jednak się udało. Jest pan oceniany jako najlepszy premier polskiego rządu od 15 lat...
– Ale to już historia. Potem przecież wybory wygrał obóz postkomunistyczny. Wściekłem się wtedy ogromnie. Ale trudno – trzeba się było pogodzić z porażką.
• I z polityki pan się wycofał?
– Nie, nie wycofałem się. Ja cały czas działam, ale już inaczej. Uczestniczę w wielu spotkaniach. Mam szereg wykładów. Teraz szczególnie zająłem się Unią Europejską.
• Nadal jest pan rozpoznawalny jako premier.
– No, właściwie tak. Spotykam się z wyrazami sympatii ze strony osób, których w ogóle nie znam. Gratulują mi, dziękują za to, że żyją w wolnej Polsce. Choć tak naprawdę to nie moja zasługa.
• Czy spotyka się pan też z nieprzyjemnym odbiorem?
– Bardzo rzadko. Prawie nigdy. Zresztą teraz nie zrobiłoby to na mnie wrażenia. Za dużo w życiu przeżyłem, żeby się przejmować.
• Co teraz robi Tadeusz Mazowiecki?
– Jest emerytem. Dziadkiem, pradziadkiem. Mam siedmioro wnuków i dwoje prawnuków.
• A o czym marzy premier pierwszego niekomunistycznego rządu w Polsce?
– Chciałbym, żeby świat, w którym będą żyły moje wnuki i prawnuki, nie znał, co to wojna. Chciałbym, żeby był bardziej ludzki. Żeby umiał przekazać moim wnukom głębsze wartości. Chciałbym, żeby żyły w takiej Polsce, jaką ja widzę. Dobrej, pięknej, solidarnej. I to jest możliwe...
• To dla wnuków. A dla siebie?
– A dla siebie chcę tego wszystkiego dla wnuków. Innych marzeń nie
mam.