I postrzegać uczucie bez frajerów i ran – mówi Beata Kozidrak z którą rozmawialiśmy podczas Juwenaliów Politechniki Lubelskiej.
Pani najnowsza płyta „4B” pokazuje wokalistkę dojrzałą, z ogromnym doświadczeniem. Czy piosenki, które znalazły się na tym albumie to dla pani swoiste katharsis?
– Za każdym razem, kiedy ukazuje się płyta, to w pewnym sensie jest to spowiedź artysty. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. Poczułam potrzebę, żeby podzielić się z fanami tym co było w mojej głowie i w sercu. Jestem artystką, która cały czas poszukuje, chce się rozwijać i bawić muzyką.
Pytam, bo wiadomo, jak ludzie mogą być perfidni. Czasy są jakie są i nie brakuje chociażby hejtu.
– Tak, ale jeśli ktoś ma się przejmować hejtem, to nie ja! (śmiech) Młodzi ludzie często nie radzą sobie z hejtem i to jest bardzo złowrogie. Ja idę swoją drogą i jeżeli ktoś chce mi zrobić krzywdę, to nie jest w stanie. Jestem poza tym wszystkim.
Możemy powiedzieć, że motywem przewodnim tej płyty jest hasło wrzuć na luz. Jak się wyluzować?
– Generalnie widzisz, każdego dnia dopada nas hejt, natłok strasznych wiadomości, nie jesteśmy w stanie się od tego odpędzić. Wstajemy rano i już mamy to w głowie. Chciałam powiedzieć wrzuć na luz, bo życie masz jedno. Ciesz się tym życiem! Obojętnie ile masz lat. Łap to, co jest piękne i miej swoją pasję w życiu! Nie ma sensu patrzeć na to, czy to się komuś podoba czy nie.
Gdybym ja na początku swojej kariery przejmowała się tym, co ludzie powiedzą na to, że np. mam rozdarte spodnie, czy panterkę, czy takie buty, a nie inne, czy taką fryzurę – to już by mnie nie było. Nie dałabym rady.
Pewnie kiedyś wszyscy pytali panią o to, kim jest Józek, a teraz przy okazji nowej płyty wiele osób spyta panią o frajera. W „Pradze tango” pada stwierdzenie „broń mnie przed frajerami”.
– (śmiech) No tak, był kiedyś taki Józek, a frajerów jest mnóstwo wokół nas. Facetów, którzy potrafią po wielu latach zerwać z kobietą jednym SMS-em. Nie potrafią spojrzeć w oczy i porozmawiać. Jest jedno do widzenia, już mnie nie interesujesz. Nawet nie wiedzą, albo może wręcz przeciwnie – zdają sobie sprawę z tego, jak bardzo mogą kogoś zranić.
Płytę „4B” za kilka dni będziemy mogli kupić również na winylu. Winyle wracają do łask?
– O tak! I to już od jakiegoś czasu. Nasza płyta świetnie się sprzedaje w przedsprzedaży. Bardzo się z tego cieszę, bo jest to taki powrót do starego brzmienia, które ma w sobie coś pięknego.
Przyjeżdża pani na koncert do swojego rodzinnego Lublina i widać ogromną publiczność, nie tylko tą, która dorastała wraz z panią i Bajmem. To już całe pokolenia.
– Tak. Szczerze mówiąc nie jestem już w stanie policzyć ile ich jest. Muzyka ma łączyć ludzi, a nie dzielić. Jeśli młoda publiczność docenia moje stare piosenki, śpiewa je, a młodzi producenci robią z tego fajne numery, odświeżając je, to jest cudowne. Jestem tak zakręcona, że na razie nie mam zamiaru przestać tworzyć (śmiech). Młodzi ludzie mają do mnie szacunek, to jest chyba najważniejsze dla artysty.
Miłość dodaje siły do tworzenia? Dużo jest jej na „4B”.
– Tak, bo miłość w każdej postaci, która nas otacza jest ważna. Bardzo ważna. Nie piszę tylko o miłości do mężczyzny, kobiety, ale piszę w ogóle o miłości do drugiego człowieka. Chodzi o to, żeby być fajnym człowiekiem i postrzegać uczucie bez tych frajerów i ran. I to zawsze usłyszysz, gdziekolwiek jesteś, w wielu, wielu krajach.
W Polsce też jest tak, że nie pytasz się, czy chcesz się z kimś spotkać, po prostu idziesz i się spotykasz. Gdzie indziej tego nie ma. Pracujesz, robisz swoje i tyle, nie ma spontanicznych spotkań. A u nas chwała Polakom za to, że możemy się spotykać, pogadać i mieć towarzystwo nie prosząc o nie. To jest ta miłość do drugiego człowieka.
Miłość ma różne oblicza. Pani wnuki wiedzą już, kto to jest Beata Kozidrak?
– Starsze tak, najmłodszy jeszcze nie (śmiech). Jak jestem u niego i puszczam przeróżną muzykę to widzę, że on ją czuje, a jeszcze nie ma roku! Jest cudowny. Dla mnie najważniejsze jest to, że moje wnuki i córki są zdrowe.
Lato to gorący czas. W jakich projektach panią zobaczymy w najbliższym czasie?
– Wystąpię m.in. z Royal Symphony Orchestra w koncercie poświęconym Krzysztofowi Krawczykowi czy z Artis Symphony Orchestra w koncercie Club 27. Śpiewam tam piosenkę wokalistki, którą zawsze chciałam zaśpiewać, czyli Janis Joplin. To są bardzo fajne projekty, jest wielu wokalistów. W tym roku jest też 45-lecie Bajmu
Czy tak, jak w przypadku jubileuszu 40-lecia, tak i teraz będziemy mogli wziąć udział w koncercie w Lublinie z tej okazji?
– Są rozmowy o tym, co się będzie działo. Nie mogę jeszcze tego powiedzieć. A koncert z okazji 40-lecia na placu Zamkowym w Lublinie był jednym z piękniejszych w moim życiu. Odbył się w miejscu, w którym się wychowałam i spędziłam dzieciństwo. Niestety zabrakło na tym koncercie mojego brata. Zmarł dwa miesiące wcześniej. Było mi niezwykle ciężko. Myślę jednak, że gdzieś z góry mi pomagał. Na koncert przyszło ponad 40 tys. ludzi. Czułam się jak w rodzinie, autentycznie!
Z jednej strony kamienica, naprzeciwko sceny zamek, który przywoływał ognisko baletowe.
– Oj tak, to były niezapomniane chwile. Ten koncert zapamiętam na długo...