– Piranie to wdzięczne ryby, wokół których powstało wiele mitów. Nigdy nie spotkałem się z przypadkiem, żeby kogokolwiek zaatakowały. One nie jedzą na zapas – zapewnia Mirosław Saniuga, pasjonat-akwarysta z Lublina
Pierwsze akwarium miał jako ośmiolatek. Teraz, w wieku 47 lat, ma akwaria o łącznej pojemności ponad 3 tys. litrów. Wszystkie mieszczą się w 33-metrowej kawalerce na LSM. Swoją pasją zaraził całą rodzinę.
Najmłodszym „dzieckiem” Mirka Saniugi jest arowana – ryba pochodząca z dorzecza Amazonki. W warunkach naturalnych osiąga 1,40 m. Potrafi wyskoczyć z wody na wysokość 2 m! Może pływać w oczku wodnym, na zimie zabiera się ją do akwarium. Kosztuje od 50 do 150 zł.
– Ta ryba nigdy nie choruje – zapewnia pan Mirek. – Żywi się nawet padliną. Po piranii to najbardziej drapieżna ryba na świecie. Potrafi, wyskoczywszy z wody, chwycić nawet małpę siedzącą na gałęzi. Niestety, rybie skoki są dość ryzykowne, bywa, że tragiczne w skutkach. Przed tygodniem jedna z arowan podczas jego nieobecności wyskoczyła z akwarium. Znalazł ją martwą za łóżkiem.
Mirek Saniuga karmi swe groźne przyjaciółki...łyżką. Kładzie na nią kawałki kurczaka i zanurza w wodzie. Arowana pływa tuż pod powierzchnią wody. Widzi wszystko, co jest nad nią. Ryby, które podpływają zbyt wysoko, są przez nią zjadane. Większe dusi. Z ponad setki gubików, które były z nią w akwarium, przeżył jeden. Ten pływa jednak tylko po dnie. I to go uratowało.
Oczkiem w głowie M. Saniugi są jednak paletki. Ich hodowlą zajmuje się od kilku lat.
– Stworzenie narybku to najpiękniejsza chwila dla akwarysty – mówi.
– Wymaga to jednak dużej wiedzy i cierpliwości. Nie każdemu się to udaje. Paletka jest najładniejszą i najbardziej wdzięczną rybą. Ona nawet poznaje swojego właściciela – twierdzi M. Saniuga.
Na dowód podchodzi do akwarium. Wszystkie paletki podpływają. Kiedy ja podchodzę – uciekają.
Pierwsze akwarium miał jako ośmiolatek. Dostał je od ojca, gdy mieszkał jeszcze na Starym Mieście. Już w szkole nauczyciele sadzali go w pobliżu akwarium. Od tego się zaczęła jego pasja. Nie było wówczas specjalistycznej karmy ani odżywek. Po robaki, którymi karmił ryby, chodził za Młyn Krauzego na stare koryto Bystrzycy lub do Jakubowic. Potem przyszły akwaria o większej pojemności. Zdarzało się, że niektóre pękały.
– Na Starym Mieście były, na szczęście, grube stropy – śmieje się. – Kiedyś córka rzuciła niechcący kulkę od łożyska. Trafiła w akwarium. 400 litrów wody wsiąkło w podłogę. U sąsiada na suficie była tylko mała plama. Jego kolega, mieszkający na 9 piętrze, „pozbył się” niedawno 1000 litrów wody z akwarium. Pękło o 4 nad ranem. Huk obudził mieszkańców. Pod blokiem pojawiła się policja i straż. Woda z akwarium przesunęła wszystkie meble pod ścianę. Dotarła aż do parteru.
Przez ponad dwadzieścia lat pracował jako kierowca. Nawet jeżeli wracał z dalekiej podróży – pierwsze co robił, to siadał przed akwarium.
– Nie ma lepszej formy relaksu od obserwowania ryb – przekonuje M. Saniuga. – Polecam to każdemu.
Najwięcej akwarystów jest w Niemczech, Czechach i na Słowacji.
– Nasze społeczeństwo jest zbyt ubogie – tłumaczy p. Mirek. – Poza tym nie mamy odpowiedniej wody. W niektórych rejonach Słowacji woda jest zbliżona do tej z Amazonii, przez co łatwiej hodować egzotyczne ryby.
Lubelski akwarysta odwiedza giełdy w całej Europie. Podpatruje. Na jednej z wystaw zachwycił się austriackim akwarium, które pełni równocześnie funkcję.... stołu.
– To niesamowite wrażenie, kiedy, pijąc kawę, widzimy, jak do filiżanki podpływają ryby – mówi. – Jest to jednak kosztowny mebel. Kosztuje około 9 tys. zł.
Jego kolega-akwarysta z Holandii urządził akwarium w...suficie. Pełni równocześnie rolę lampki nocnej. Jak zapewnia, właściciel jest przymocowane dostatecznie solidnie.
Kiedyś sprowadził z Austrii piranie.
– Nie udało mi się ich rozmnożyć – mówi. – Po czterech latach zrezygnowałem z ich hodowli. To wdzięczne ryby, wokół których powstało wiele mitów. Nigdy nie spotkałem się z przypadkiem, żeby kogokolwiek zaatakowały. Należy je tylko odpowiednio karmić, najlepiej co 2 dni. One nie jedzą na zapas.
M. Saniuga jest przeciwnikiem urządzania mini-akwarium.
– Niektórzy kupują szklane kule o pojemności 2–3 litrów, do których wpuszczają rybki – mówi. – To tylko męczarnia dla nich. To tak samo, jak zamknąć doga w klatce metr na metr.
Im większe akwarium – tym mniej pracy przy nim. Większe zbiorniki są bardziej zbliżone do naturalnego środowiska. Nie trzeba w nich zbyt często wymieniać wody. Łatwiej też utrzymać czystość. W mniejszych woda jest mniej stabilna, ryby częściej chorują. Najdroższe są akwaria morskie. W pełni profesjonalne, z nowoczesnymi filtrami kosztują ponad 20 tys. zł. Sam filtr kosztuje około 5 tys. zł. Niewiele osób na nie stać.
Akwarysta z LSM lubi łowić ryby. Jest też ich smakoszem. Nie potrafi jednak ryby uśmiercić.
– Zbyt jestem do nich przywiązany – twierdzi. – Nawet jeżeli mam w akwarium rybę, której żywot dobiega końca, to nie mam sumienia jej zabić.
Znajomi traktują go jak lekarza domowego dla swoich rybek. Czasami dzwonią nawet po północy. Zdarza się, że z odległych zakątków Polski. Także z ogrodów zoologicznych.
– Wystarczy, że spojrzę na akwarium i wiem, co rybom dolega – twierdzi. – To wszystko, to lata praktyki.
Papugi i kanarki
Miał ich setki. Zapamiętał jedną papugę, która przywiózł z Czech dla kolegi. Na pytanie: – Kto ty jesteś?, odpowiadała: – Pepik mały. Do tego kłamała. Pytana o wiek, skrzekliwym głosem twierdziła, że trzy. A miała pięć. Nic dziwnego – to była samica... Podnosiła skrzydełko na pytanie: – Gdzie cię podrapać?
– Niektóre z nich były strasznie złośliwe – opowiada. – Szczególnie we znaki dał mi się Jasper. Wyrzucał wszystko z klatki. Przywiozłem mu samicę. Była obok w klatce przez pół roku. Myślałem, że ją zaakceptuje. Wpuściłem go do niej. Pierwsze, co zrobił, to spuścił jej manto. Z kolejną – tym razem ze Słowacji – jakoś się „dogadał”.
Ze względu na zbyt ciasne mieszkanie trzyma teraz tylko kilka kanarków.
– Nie ma nic piękniejszego jak ich poranny świergot – mówi. – To dodaje mi sił. Te ptaki przywiązują się do swoich właścicieli. Nie można ich, ot tak, oddać komuś po kilku latach. Bardzo to przeżyją. Podobnie jak pies. Niektóre papugi hiacyntowe osiągają wielkość do 120 cm. Kosztują kilka tysięcy złotych. Z łatwością rozłupują orzechy. Potrafią łapać swojego właściciela za ucho czy nos.
Zarówno ryby, jak i kanarki są dla pana Mirka odskocznią od codziennych kłopotów. A miał ich w ostatnim czasie wiele. Przed dwoma laty stracił nogę w wypadku.
– Rodzina i pomogła mi przetrwać najtrudniejsze chwile – mówi. – I moje pasje – dodaje.
Niedawno miał telefon od żony sparaliżowanego mężczyzny. On sam nie mógł rozmawiać. Prosił o radę dotycząca hodowli ryb.
– Zaproponowałem, że podaruję mu 10 rybek – opowiada pan Mirek. – Może dzięki nim zapomni o swoim kalectwie.
Za prąd płaci nawet 400 zł miesięcznie
– Dla rencisty do bardzo dużo – uważa Saniuga. – Domowy budżet ratuję, sprzedając ryby. Z roku na rok jest jednak coraz ciężej. Do mojej pasji nie podchodzę komercyjnie. Robię to, bo sprawia mi to frajdę.
Pomaga także przy urządzaniu oczek wodnych.
– W ciągu ostatnich lat zrobiły one ogromną furorę. Wiele osób zabiera się do tego bez pojęcia – uważa. – Nie wystarczy wykopać dół, pokryć go folią i napuścić rybek, które na wiosnę pływają martwe po wierzchu.
Według fachowca od ryb oczko musi mieć co najmniej 130 cm głębokości. To gwarantuje, że w naszym klimacie ryby przeżyją. No i powinno być wypełnione przynajmniej 7-10 tys. litrów wody.