Leki na HIV przedłużają życie, ale muszą być przyjmowane równo co 12 godzin. A w Tanzanii mało kto ma zegarek.
Maria Łukowska, Agnieszka Wnukowska i Paweł Cymerman, studenci UMCS i wolontariusze lubelskiego Centrum Duszpasterstwa Młodzieży, pod koniec czerwca udali się do Tanzanii. - Byliśmy tam trzy miesiące, gościł nas Zakon Sióstr Białych Misjonarek Afryki. Pracowaliśmy w trzech ośrodkach: w Shalon, na ulicy z chłopcami oraz w przedszkolu Montesorri - opowiada Paweł Cymerman. - To było jedno z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. Mam nadzieję, że wrócę do Afryki.
Studenci trafili do Mwanzy, miasta na północy Tanzanii. - Afryka boryka się z wieloma problemami, ale największym jest AIDS. 40 proc. mieszkańców Tanzanii jest nosicielami wirusa HIV. Nie ma tam rodziny, w której któryś członek czy krewny nie byłby chory. Byliśmy w organizacji, która im pomaga - mówi Maria Łukowska. - Leki na HIV przedłużają im życie, ale muszą być przyjmowane równo co 12 godzin, a oni nie mają zegarków, nie wiedzą co to czas. Z wzięciem kolejnej tabletki można się spóźnić tylko 3 minuty.
Shalon
- To nie są dzieci z marginesu społecznego, ale z normalnych rodzin, tyle że biednych. Z powodu tej biedy są narażone na zarażenie wirusem - wyjaśnia Paweł. - Pracowaliśmy tam kilka godzin każdego dnia. Pomagaliśmy dzieciom w lekcjach m.in. w matematyce. Było to trudne, jeśli chodzi o te młodsze, bo nie znają języka angielskiego. Musieliśmy uczyć się ich języka, suahili.
Do ośrodka przychodziło sporo dzieci. Wolontariusze zaprzyjaźnili się z wieloma z nich.
- Zorganizowaliśmy im kilka sobotnich festynów. Na nasze realia nie było to nic niezwykłego: baloniki, do których rzucali dzidami, rysowanie. Brakowało balonów, to wykorzystaliśmy dmuchane rękawiczki lateksowe. Ale dla nich to była prawdziwa rewolucja. Tam czegoś takiego nigdy nie było - opowiada Paweł.
Afrykańskie dzieci są bardzo chętne do nauki, ale jest problem: - Najgorzej mają z językiem. Jak idą do szkoły znają jedynie język plemienny i nic w szkole nie rozumieją. Kilka lat uczą się w suahili. A jak idą do szkoły średniej to znowu nic nie rozumieją, bo tam uczą ich po angielsku - wyjaśnia Paweł.
Bezdomni
Dzień mycia
Pożegnanie z Afryką
- U nas w szkole działa ponad 100 wolontariuszy. Wspieramy ich, bo chcemy ich nauczyć wrażliwości na drugiego człowieka - mówi dyrektor Halina Olczak.
Marzenia
Wolontariusze, którzy działają w szkole, słuchali opowieści z Tanzanii jak urzeczeni. - Wyjazd na misję to bardzo ciężka, odpowiedzialna praca. Niektórzy wolą pomagać tu, w Polsce. Ja bym chciała pojechać kiedyś, ale jeszcze nie teraz - mówi Maja Przybysz z Centrum Duszpasterstwa Młodzieży.
- Pewnie, że bałabym się zarażenia jakąś chorobą, ale świadomość, że robi się coś dobrego dla innych, jest ważniejsza - dodaje jej koleżanka Marlena Wójcik.
O wyjeździe na misję decyduje też doświadczenie. Maria pracowała wcześniej z uchodźcami, Agnieszka z młodymi więźniami, a Paweł z dziećmi z Grygowej.
- To było od zawsze moje marzenie - podkreśla Maria. - W przyszłości jako prawnik chcę pracować w organizacji pozarządowej na rzecz Afryki. Afryka otworzyła przede mną swoje drzwi i nigdy już ich nie zamknie...