
Hanna Wyszkowska jest na emeryturze od 20 lat. Pisze o zabytkach Lublina do Lubelskiego Informatora Kulturalnego "ZOOM".

• Jak dawno jest pani na emeryturze?
– Przeszłam w 1990 roku, czyli dokładnie 20 lat temu. W lipcu będę miała 80 lat.
• No to powinna pani siedzieć przed telewizorem z kotem na kolanach. A tymczasem regularnie pisze pani do Lubelskiego Informatora Kulturalnego „ZOOM”. Dobrze się pani współpracuje z tym tytułem? Redaktor naczelny jest ze dwa pokolenia młodszy od pani…
– Miłosz Zieliński? Moja wnuczka jest po trzydziestce, on pewnie ma gdzieś tyle lat, co wnuczka. Tak, to by się zgadzało. Świetnie się współpracuje, właśnie się drukuje lutowy numer z kontynuacją tekstu o pałacach i pałacach-dworkach Lublina. Policzyłam, to będzie 47 odcinek.
• Pisze pani o zabytkach Lublina. Młodych ludzi interesuje historia miasta wciśnięta między informacje o imprezach klubowych a anonse o koncertach?
– Mam telefony i pozytywne opinie czytelników. Zawsze staram się coś takiego pokazać, czego nie ma w przewodnikach. Czasami leżę już przed zaśnięciem, zastanawiam się jak ująć temat, żeby zaciekawił. Potrafię tydzień chodzić do biblioteki Łopacińskiego, gdzie zaprzyjaźnieni pracownicy pomagają mi przeglądać stare gazety. Jeśli gdzieś jest cytat, to staram się zaglądać do tekstu źródłowego. Zawsze informuję skąd cytat. Leszek Skwarski, sekretarz redakcji ZOOM-a też mnie pilnuje.
• I nikt nie mówi „oj, pani Haniu, chce się pani jeszcze tym zajmować”? Nie radzą oglądania seriali?
– Nie znoszę seriali! Wyjątek robiłam dla „Rancza”. Mój telewizyjny serial to programy Moniki Olejnik, „Kawa na ławę”, „Skaner polityczny”. Za kinem też nie przepadam. Byłam na „Mikołajku” żeby się przekonać, że wolę książkę. Teraz mnie namawiają na wyprawę na „Awatara”. Ale najlepiej lubię dokumentalne filmy, np. Ewy Ewart. Pisanie do „ZOOM-a” faktycznie dużo mnie kosztuje, bo dużo czasu zajmuje zbieranie informacji, ale to ciekawe zajęcie. Oprócz tego mam zajęcia na kursach dla przewodników. Zostaliśmy z mężem przewodnikami w 1961 roku, więc mam bardzo duże doświadczenie. I tym doświadczeniem się dzielę z młodymi. To taka metodyka pracy przewodnika: jak zaplanować wycieczkę, co i kiedy mówić zwiedzającym… żaden podręcznik tego nie wytłumaczy. Stary praktyk tak. Oprócz tego od lat prowadzę kronikę Ogniska Związku Podhalan. Już jest pięć tomów. No i ostatnio wzięłam się za porządkowanie księgozbioru. Sprzedaję, rozdaję, segreguję…
• No i jest jeszcze Pimpuś Sadełko pod pani opieką…
– Właśnie, Pimpek, nie rusz kwiatków. Nie wiem skąd się to bierze, że jeszcze mam siłę i energię. Może dlatego, że ciągle sypiam na szpitalnym łóżku, które dostałam w prezencie. Może dlatego, że nieżyjący już mąż zaraził mnie miłością do gór i całymi latami chodziliśmy na górskie wyprawy. Nigdy żadne wczasy i plażowanie tylko od schroniska do schroniska. Teraz mniej jeżdżę. Nie podoba mi się perspektywa powrotu do pustego domu. Mąż zmarł 4 i pół roku temu a ja ciągle czuję, że go brak.
• Wracając do tekstów do „ZOOM-a”, używa pani komputera, Internetu?
– Nie. Jestem uparta i nie. Kilkadziesiąt lat temu kupiłam maszynę do pisania i na niej te 2,5-3 strony maszynopisu powstają. Wnuczka ciągle coś chce w Internecie sprawdzać, a ja chodzę do biblioteki. Używam komórki, ale SMS-ów nie piszę, bo nie umiem wysłać. Ale coś pani opowiem. Jak się spieszyłam i biegłam do autobusu, to poprosiłam studenta, który też biegł, żeby zatrzymał kierowcę, bo staruszka chce wsiąść. To usłyszałam, że biegam jak 18-latka. I niech tak zostanie.