Rozmowa z Andrzejem Kubisiakiem, ekspertem rynku pracy w Państwowym Instytucie Ekonomicznym.
• Brexit staje się faktem. Po otrzymaniu zgody od królowej Elżbiety II Wielka Brytania dziś opuszcza Unię Europejską. Co to oznacza w praktyce?
– Dzisiejsza data jest raczej symboliczna i w praktyce jeszcze niewiele zmienia. Realnie patrząc, większość konsekwencji brexitu zobaczymy na początku 2021 roku. Od 1 lutego zaczyna tykać nowy zegar, który będzie tykał przez 11 miesięcy i będzie oznaczał odliczanie czasu do momentu, kiedy Wielka Brytania opuści wspólny rynek. To będzie 11 miesięcy przeznaczone na wynegocjowanie umowy i porozumień pomiędzy Wielką Brytanią a Unią Europejską w zakresie handlu zagranicznego, przepływu osób i wielu innych elementów związanych z funkcjonowaniem wspólnego rynku. Z zapowiedzi płynących z Wysp wiemy, że są przymiarki do tego, jak ma to mniej więcej wyglądać, ale muszą się zgodzić na to obie strony. Wiele tych porozumień ma bardzo szczegółowy charakter, a często diabeł tkwi w szczegółach.
Z perspektywy mieszkających w Wielkiej Brytanii Polaków istotny jest ten okres do końca roku, w którym mogą występować o status osoby uprawnionej do długoterminowego pozostania na wyspach.
Oczywiście: nie wszyscy spełniają kryteria, by o niego wystąpić, natomiast do tej pory zrobiło to pół miliona z ok. 900 tys. osób. To dużo i mało, bo z jednej strony widać, że wielu polskich obywateli próbuje tam pozostać, ale cały czas jest spore grono tych, którzy tego nie zrobili. Jeśli tego nie zrobią, będzie to oznaczało duże trudności, bo wiąże się to z kwestiami legalizacji zatrudnienia, prawa pobytu czy otrzymywania świadczeń, opieki medycznej itp. Na chwilę obecną jest to najbardziej istotny element, bo tak naprawdę to, co zaczyna się dziać od dzisiaj, jest ważne w przestrzeni politycznej, bo wiadomo, że brexit się wydarzy i nie będzie ciągnącą się w nieskończoność operą mydlaną. Ale to najbliższe 11 miesięcy będzie czasem żmudnych negocjacji, żeby finalne rozwiązanie tego rozwodu ujrzało światło dzienne.
• Patrząc na to, ile czasu minęło od pamiętnego referendum do dzisiejszego dnia, te 11 miesięcy to wystarczający czas, by ten rozwód odpowiednio sfinalizować?
– To dobre pytanie, bo mam wrażenie, że mało kto zna na nie odpowiedź. Jednak strona brytyjska jest bardzo niechętna wobec możliwość przedłużenia okresu przejściowego poza 31 grudnia 2020 r. Jeżeli zatem do końca grudnia nie zostaną one uzgodnione, przygotowane, podpisane i przegłosowane, wówczas dojdzie do tzw. twardego brexitu.
• Co by to oznaczało?
– Wiązałoby się to z funkcjonowaniem Wielkiej Brytanii całkowicie z boku i oddzielnie od Unii Europejskiej, bez wolnych granic, przepływu towarów, z wszelkimi konsekwencjami w postaci kontroli sanitarnej, celnej czy wprowadzeniem wiz. Wyglądałoby to tak, jak dziś np. w przypadku Ukrainy. Trochę inny status ma obecnie Szwajcaria, Norwegia czy malutkie kraje jak Liechtenstein i Monako, które w ramach porozumień z Unią Europejską nie mają granic, można do nich wjechać na podstawie dowodu osobistego. Wielka Brytania w warunkach twardego brexitu stanie się ciałem obcym wobec Unii, bo wydzieli się całkowicie z wszelkich dotychczasowych umów.
• Załóżmy ten bardziej optymistyczny scenariusz. Co wtedy zmieni się dla Polaków?
– To jest kwestia po pierwsze możliwości wejścia nowych osób na ten rynek. Jeśli będą podpisane odpowiednie umowy i nowa polityka migracyjna nie będzie tak rygorystyczna, jak niektórzy się obawiają, to możliwe, że wiele osób wciąż będzie chciało wyjeżdżać na wyspy, czy to w celach turystycznych, czy zawodowych.
Kluczową dla nas kwestią jest sprawa handlu. Wielka Bytania jest naszym trzecim partnerem handlowym, mamy bardzo dużą ekspozycję eksportu spożywczego czy motoryzacyjnego.
Jego część odbywa się też za pośrednictwem innych krajów, czyli np. eksportujemy do Niemiec podzespoły urządzeń, maszyn czy samochodów, które po zmontowaniu są dostarczane do Wielkiej Brytanii. To nie jest więc kwestia tylko naszego bezpośredniego eksportu, ale także tego zapośredniczonego. Dlatego jest to bardzo istotne dla funkcjonowania polskich firm, które w ten sposób generują miejsca pracy i wypracowują swoje zyski i dochody. Pójście ścieżką twardego brexitu, czyli zerwanie stosunków handlowych z Unią Europejską, doprowadzi do wprowadzenia zasad Międzynarodowej Organizacji Handlu (WTO), gdzie będą obowiązywały bardziej restrykcyjne zasady wymiany handlowej między dwoma oddzielnymi tak naprawdę podmiotami.
Oczywiście, niektóre kwestie mogą być na późniejszym etapie regulowane umowami bilateralnymi, natomiast porozumienie na poziomie Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii rozwiązywałoby temat współpracy z 27 państwami członkowskimi w jednolity sposób. Ale jeżeli do tego nie dojdzie, to później kraje członkowskie będą miały możliwość samodzielnego negocjowania wielu umów z Brytyjczykami.
• W brytyjskich mediach pojawiały się informacje, ze po brexicie w tamtejszych sklepach może zabraknąć polskich wędlin czy włoskiej mozarelli. To możliwe?
– Na poziomie tabloidów nie dziwi mnie taki przekaz, bo takie ryzyko zawsze istnieje, zwłaszcza w przypadku twardego brexitu i niewypracowania tych porozumień przez najbliższe 11 miesięcy. Ale to jest scenariusz, którego chyba wszyscy, włącznie z Brytyjczykami, zaczynają chcieć unikać. Wydaje mi się, że wola zawarcia korzystnych dla obu stron umów w tym zakresie jest dość duża.
• A co z obywatelami Wielkiej Brytanii, którzy mieszkają i pracują w Polsce?
– Skala tego zjawiska jest bardzo mała, bo wszystkich obywateli Unii Europejskiej, którzy świadczą pracę w Polsce mamy ok. 35 tys. Przy rynku pracy przekraczającym 16 mln osób, jest to minimalny udział. Ale są takie sytuacje i w tym przypadku też wszystko będzie zależało od wypracowanych porozumień. Jeśli dojdzie do twardego brexitu, to te osoby będą musiały występować o pozwolenie na pracę czy możliwość stałego pobytu, podobnie jak obywatele krajów spoza Unii.
• Czy w związku z wystąpieniem Wielkiej Brytanii Z Unii tamtejszy rynek wciąż przyciąga pracowników z Polski?
– Trzeba przyznać, że mamy pod tym względem widoczny odpływ. Ostatnie dane Głównego Urzędu Statystycznego za 2018 rok wyraźnie pokazują, że Polaków na wyspach brytyjskich ubywa. Przyjmuje się, że pula osób, które przebywały w Wielkiej Brytanii, zmniejszyła się o 100 tys. osób. To bardzo duża zmiana, jakiej od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej nie notowaliśmy. Jest to pokłosie brexitu, bo nie było aż tak silnych zmian gospodarczych. Temu zjawisku trzeba się przyglądać, bo kluczową kwestią będą bariery wejścia na brytyjski rynek pracy i fakt, że Polacy będą musieli występować o wizy pracownicze, pozwolenia na pracę i spełniać odpowiednie warunki. Z drugiej strony osoby, które tam przebywają, jeżeli będą chciały pracować długoterminowo, muszą liczyć się z tym, że ich pobyt będzie utrudniony.
• W jakich kierunkach przeniósł się więc strumień migrantów zarobkowych z Polski?
– W gruncie rzeczy wydaje się, że większość tych osób wróciła do kraju. Wzrost migracji na niewielką skalę wystąpił do Niemiec i na jeszcze mniejszą do Holandii. Ale mówimy tu zaledwie o kilku tysiącach osób w jednym i drugim kierunku, natomiast przeszło 70 tys. osób najprawdopodobniej wróciło do Polski.