Żeby zrobić wymarzone ujęcia nieba, potrafi całe noce spędzać w szczerym polu lub godzinami stać na mrozie. Jego rodzina już przywykła do tego, że obłoki srebrzyste są ważniejsze od kolacji, a nadchodzący front burzowy to najlepsza pora, by wziąć aparat, statyw i wybrać się na rower.
Jego zdjęcia kłębiących się na horyzoncie, oświetlonych promieniami wschodzącego słońca chmur burzowych widzianych z puławskiego mostu na Wiśle, szybko obiegły media społecznościowe, a nawet serwis telewizji informacyjnej. Jaka jest historia tych fotografii? Zapytaliśmy ich autora, Antoniego Sarbę, 18-latka z Góry Puławskiej.
Obłoki srebrzyste
- Wszystko zaczęło się jeszcze poprzedniego wieczoru, gdy pracowałem nad uchwyceniem pozornego ruchu gwiazd na niebie. Do domu wróciłem koło 1 w nocy, ale zerknąłem jeszcze na radar meteorologiczny. Ten wskazywał, że z rana mogą powstać burze. Poza tym na niebie pojawiły się obłoki srebrzyste, więc uznałem, że nie ma sensu kłaść się spać. Takiej okazji nie mogłem przegapić. Wziąłem rower i wybrałem się na most. W oddali już zaczynało się błyskać. Chmura szła już od zachodu i wiedziałem, że gdy wzejdzie słońce, może być ładnie oświetlona. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Kolory na niebie były naprawdę niesamowite - opowiada fotograf.
Zdjęcia burzowych chmur, które opublikował na swoim instagramie (@antekfoto) i facebooku wzbudziły podziw nie tylko miłośników tego rodzaju fotografii. Na swoich stronach opublikowali je Polscy Łowcy Burz, a także TVN24.
Pochwały i gratulacje posypały się także od zaprzyjaźnionych fotografów i znajomych.
Ile razy zmokłem
Jak sam mówi, zdarza się, że do wykonania dobrego zdjęcia wystarczy trochę szczęścia, ale w większości przypadków konieczne jest poświęcenie na to znacznej ilości czasu. Często w różnych, nie zawsze sprzyjających warunkach pogodowych.
- Fotografia krajobrazowa ma to do siebie, że dobre warunki fotograficzne rzadko idą w parze z tymi pogodowymi. Świetny zachód słońca pojawia się tuż po burzy, czy ulewie. Polując na takie kadry zmokłem już niezliczoną ilość razy. Nie raz też pakowałem się w środek pola, przez co buty nadawały się do wyrzucenia. Zdarzało się też fotografowanie w upale lub 15-stopniowym mrozie i wietrze. Żeby złapać coś ciekawego, czasem trzeba się poświęcić - opowiada Antoni Sarba. - Moi rodzice zdążyli się już tego przyzwyczaić. Wiedzą, że gdy znikam na całą noc to znaczy, że poluję na gwiazdy.
Daleko od miasta
Od kilku lat poza zdjęciami krajobrazowymi (trzy z nich trafiły do miejskich kalendarzy) i tych ilustrujących zjawiska meteorologiczne, Antoni częściej interesuje się nocnym niebem. Żeby uwiecznić na przykład Drogę Mleczną, czy srebrzyste obłoki, jeździ do najciemniejszych miejsc w regionie. Najczęściej na północny skraj gminy Janowiec.
- Im mniej światła miast, im dalej od Puław, tym to zanieczyszczenie światłem na zdjęciach jest niższe, a przez to z fotografii nocnego nieba można wydobyć więcej szczegółów. Jednym słowem im ciemniej, tym lepiej - wyjaśnia nasz rozmówca.
Wykonanie zdjęcia naszej galaktyki wymaga jednak nie tylko ciemności i długiego czasu naświetlania. To drugie przydaje się głównie do uwieczniania wspomnianego pozornego ruchu gwiazd (w rzeczywistości gwiazdy są nieruchome, kręci się Ziemia).
Fotografowanie galaktyki, na obrzeżach której się znajdujemy, wymaga jednak większego nakładu pracy.
- Żeby osiągnąć oczekiwany efekt, trzeba wykonać przynajmniej 15-20 zdjęć, zarówno przy otwartym obiektywie, jak i przysłoniętym, czyli tzw. dark frames. Następnie trzeba nałożyć je wszystkie na siebie programem komputerowym. To wszystko bywa czasochłonne, ale przynosi bardzo dobre efekty - opowiada fotograf.
Montaż paralaktyczny
Antoni zdjęciami interesował się od dziecka. Najpierw był to „dziadkowy” aparat na kliszę, później cyfrowy kompaktowy, aparat, jaki dostał na komunię.
Następnie zaczęła się niezliczona ilość zdjęć wykonywanych telefonem, aż do pierwszego kontaktu z cyfrową lustrzanką.
W rozwinięciu tego hobby pomogły kółka fotograficzne prowadzone w gimnazjum w Górze Puławskiej oraz w Młodzieżowym Domu Kultury w Puławach. Następnym krokiem był zakup własnego Nikona D5200, którego nasz bohater używa do dzisiaj.
- Marzę o montażu paralaktycznym, który pozwoliłby pobawić się w bardziej zaawansowaną astrofotografię. Taki sprzęt pozwala stosować jeszcze dłuższe czasy naświetlania, bo porusza się w sposób zsynchronizowany z ruchem obrotowym Ziemi - tłumaczy tegoroczny maturzysta. - To zabawne, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że Ziemia naprawdę się kręci.
Grudniowe Perseidy
Jego najbliższe plany, to poza studiami na kierunku związanym z geografią, fotograficzne kursy, wycieczka w góry, kolejne zdjęcia krajobrazowe oraz więcej nocnego nieba.
- Liczę na grudniowe Perseidy, deszcze meteorów, a w przyszłości także na mgławice - mówi Antoni Sarba. - Na nocnym niebie naprawdę sporo się dzieje.