Ojciec Tokarski szuka wolontariuszy do leczenia gejów. Bo geje są nieszczęśliwi. Ale dzięki terapii staną się szczęśliwi, a przede wszystkim heteroseksualni. Do tego przekonywali goście "katechezy multimedialnej” zorganizowanej przez Duszpasterstwo Akademickie UMCS i działającą w nim Wspólnotę Jezus Żyje Wśród Studentów.
- Takie postawienie sprawy jest według mnie bardzo krzywdzące dla osób homoseksualnych - uważa Grzegorz, student UMCS.
Afisze trafiły nawet do Chatki Żaka. Tej samej, gdzie tydzień wcześniej odwołano wystawę "Tiszert dla wolności”. Rektor uczelni kazał ją zdjąć po krytyce ze strony abp. Życińskiego, tłumacząc, że mogła obrażać innych ludzi.
- Rektor zakazuje wystawy w imię obrony uczuć, a jednocześnie zezwala na akcje daleko bardziej kontrowersyjne - oburza się Grzegorz.
Wątpliwości budził też fakt, że spotkanie miało być poświęcone leczeniu homoseksualizmu. A ten od 15 lat nie jest uznawany za chorobę. Jak leczyć coś, co chorobą nie jest? Dlaczego miejscem spotkania ma być budynek uczelni? Te pytania i spór o plakaty znalazły się w prasie. W Internecie rozgorzała dyskusja. Efekt?
Szczelnie wypełniona sala.
Na ekranie geje. Tylko dwa typy. Ci, którzy twierdzili, że wyleczyli się z homoseksualizmu i zapewniali o swym szczęściu. I tylko oni wypowiadali się w filmie. Ani słowo nie padło z ust gejów drugiego typu. Tych, co na ulicznych paradach kręcą tyłkami w obscenicznych pozach i wyuzdanych gestach. Tych, którzy budzą niesmak także wśród gejów.
- To garstka krzykliwych przebierańców. Margines - krzywił się Artur, jeden z obecnych na sali gejów. - Telewizje ich pokazują, bo ich widać. A przecież codziennie mija pan na ulicy dziesiątki homoseksualistów. Nie różnią się od innych ludzi.
Tych zwykłych "homoseksualistów-przechodniów” na ekranie nie było.
Po filmie doszło do przepychanek. Młodzi ludzie z plakietkami Wspólnoty i napisem "Służba porządkowa” próbowali usunąć z sali fotoreporterów. Chcieli zabrać im sprzęt.
Wtedy na scenę wyszli główni mówcy: o. Wiktor Tokarski (bernardyn) i dr Agnieszka Kozak (psycholog z KUL). Oboje tłumaczyli, skąd biorą się geje. Zaprzeczyli, by homoseksualizm był wrodzony, choć tak uważa większość naukowców.
Prelegenci stwierdzili, że homoseksualizm to m.in. efekt wadliwych relacji syna z ojcem. Skutkiem tego jest niepewność własnej męskości i nieumiejętność przyjęcia roli mężczyzny. Dalej jest poszukiwanie związków z mężczyznami. Licznych, bo jak usłyszeli goście, przeciętny gej ma 500 partnerów.
Szukamy wolontariuszy
Nie dość, że nieszczęśliwi, to jeszcze w piłkę nie grają...
Dzięki modlitwie i psychoterapii można jednak zmienić orientację. Do tego potrzeba mężczyzny, który stanie się dla geja męskim wzorcem i zainteresuje go męskimi czynnościami, np. zabierze na ryby. O. Tokarski poprosił o zgłaszanie się takich heteroseksualnych wolontariuszy.
Spotkanie zakończyła modlitwa.
- Lubię grać w piłkę, nie noszę pióropuszy, mam świetnych rodziców, a ze swoim partnerem jestem w związku trzy lata. Nie szukam drugiego. Ani pięćsetnego - mówił po spotkaniu Piotr, 25-letni gej z Lublina. - Wstyd, że takie brednie padają w budynku uczelni.
- Jeśli przyjąć, że homoseksualizm wynika z braku ojca, to sierocińce opuszczają sami geje - krzywi się Szymon Pietrasiewicz, heteroseksualny student z Lublina. - Film pokazywał tylko sytuacje ekstremalne. Na tym spotkaniu zabrakło mi głosu organizacji gejowskich.
- Nie brakowało mi drugiej strony - mówi siostra Magdalena, studentka III roku psychologii KUL. - Geje mogą wydawać się szczęśliwi. Ale to tylko powierzchowność. W rzeczywistości noszą w sobie różne rany.