Najpierw było tradycyjnie: Łukasz Golec wraz z Onufrym Koszarnym zagrali jak się patrzy hejnał miejski. Ale publiczność chciała więcej, więc z trąbki popłynęły dźwięki „Ścierniska”.
Za chwilę w „sali smętnej”, jak dziennikarze nazywają pomieszczenie, w którym odbywają się konferencje prasowe, rozpocznie się spotkanie z Pawłem i Łukaszem Golcami.
– Jest nam niezwykle miło, że Łukasz i Paweł zechcieli przyjąć nasze zaproszenie – zaczyna na powitanie prezydent Andrzej Pruszkowski. Prezydent, jak zwykle w garniturze i w krawacie, bracia po swojemu: w letnich koszulkach bez rękawów. Przez kilkanaście minut Golcowie są pod ostrzałem pytań dziennikarzy i obiektywów fotograficznych. Za pięć dwunasta prezydent uprzejmym, ale stanowczym tonem przerywa dalsze rozmowy: – Zapraszam wszystkich do wysłuchania hejnału w wykonaniu Łukasza Golca. – Myślę, że to będzie niezapomniane przeżycie.
Z balkonu Ratusza widać w dole, na deptaku, tłumek lublinian, którzy przyszli zobaczyć i usłyszeć to niezwykłe wydarzenie. Kiedy lubelski hejnalista Onufry Koszarny wprowadza Łukasza Golca na podest, z dołu dobiegają brawa i okrzyki: – Łukasz, Łukasz, Łukasz! Wreszcie po Śródmieściu rozlegają się dźwięki hejnału: raz, drugi, trzeci i czwarty – w cztery świata strony – z akompaniamentem natężających się oklasków.
– Zagraj jeszcze coś – prosi prezydent Pruszkowski. Prezydentowi się nie odmawia, więc Łukasz zaczyna na bis dwie melodie: „Lornetkę” i „Ściernisko”.
Pytam Łukasza na stronie: – To twój pierwszy hejnał? – Nie przypominam sobie, żebym wcześniej grał coś takiego – słyszę.
Lubelski hejnał jest grany od 1685 roku z przerwami spowodowanymi zaborami, wojną i komuną. – Do remontu rozbrzmiewał z tamtego balkonu – opowiadam okazjonalnemu hejnaliście historię naszej sztandarowej melodii, wskazując na położoną po sąsiedzku Bramę Krakowską. – Jest wyjątkowo piękny – ocenia Łukasz. – Zagrałem go na nowej trąbce, zakupionej kilkanaście dni temu podczas wakacji w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w San Francisco, niesamowitym, być może nawet najpiękniejszym mieście w USA.
A jak wam się gra w Lublinie? – Jesteśmy tu już trzeci albo czwarty raz. I zawsze jest tak samo dobrze. Po raz pierwszy graliśmy u was na Mikołajkach Folkowych, był środek nocy, zaczynaliśmy około drugiej po północy i mimo późnej pory udało się poderwać ludzi do tańca. Najwyraźniej podobaliśmy się. Wczoraj (Golcowie grali koncert w środę wieczorem – red.) też było super – Paweł nie ukrywa satysfakcji. – Zawsze gramy utwory w trochę innej kolejności i tak było w Lublinie. W ten sposób podtrzymujemy w sobie poczucie świeżości.
• Po koncercie ustawiła się do was potężna kolejka fanów. Jak wam się nie nudzi to podpisywanie płyt, kaset, plakatów, kartek, karteczek, zeszytów?
– Jesteśmy dla ludzi. Chcemy dać im dobrą zabawę i jeśli tego od nas chcą, także autografy.
A trudno nie lubić Golców, skoro podczas koncertu w hali MOSiR zaśpiewali lublinianom: „Do Lublina wróć,/ wróć do Lublina/ Nie ma piękniejszej krainy/ od lubelskiej dziedziny”.