Kilka lat temu w krajobrazie miasta pojawił się nowy element
- graffiti. Na murach i szarych ścianach budynków, jeden po drugim zaczęły wykwitać kolorowe rysunki. Niektóre z nich, to prawdziwe dzieła sztuki. Jednak wiele ze sztuką nie ma nic wspólnego, to po prostu
bezmyślne mazanie, pozbawione jakichkolwiek walorów estetycznych. Szpecą czy upiększają miasto? Opinie są podzielone.
- Graffiti to element muzyki hip-hop - tłumaczy Tomek. - Ale różnie to wygląda, ci co nie słuchają hip-hopu, też malują.
Słownik subkultur młodzieżowych Mirosława Pęczaka otwarty na literze G informuje, że graffiti zwane inaczej spray art lub sztuką ulicy, obejmuje trzy podstawowe techniki: malowanie sprayem czyli rozpylaczem z farbą, malowanie pędzlem i malowanie sprayem przez szablon. Dalej dowiedzieć się można, że do etosu graficiarza (twórcy graffiti) należy zamalować jak najwięcej powierzchni i mieć na swoim koncie możliwie wiele utarczek z policją.
- Po pierwsze, to szablon nie ma nic wspólnego z graffiti - oburzają się jednocześnie Tomek i Oskar. - A z policją też nie jest dokładnie tak. Rzeczywiście policja ściga, bo wiadomo, malujemy nielegalnie, ale zdecydowanie staramy się jej unikać.
Nie zawsze jednak udaje się uniknąć konfrontacji. - Kiedyś pomalowałem stojący na bocznicy wagon międzynarodowego pociągu. Nakryli mnie sokiści i musiałem zapłacić kolegium - opowiada Oskar. - Ja znam kolesia, który przez malowanie miał sprawę w sądzie. Dostał trzy lata w zawiasach - dodaje Tomek.