Ta historia zdarzyła się w Opolu. Jutro może zdarzyć się w Lublinie
Żądne wrażeń dziewczyny szukały na czacie partnera. Obiecywały "loda i ruletkę”. Okazały się sprawiającymi kłopoty wychowawcze 13-latkami. Wsadziły za kratki niewinnego studenta
Mamy cię gwałcicielu
Najpierw była miła rozmowa w wirtualnym świecie. Potem całkiem realna propozycja. "Spotkajmy się” - nalegały dziewczyny, 19-letnia Patrycja i 16-letnia Kaja. "Czemu nie” - odpowiedział 24-letni Radek (imię zmienione). Umówili się w Opolu, o godzinie 21.15, pod "Championem”. Dalej wszystko potoczyło się jak w kiepskim filmie sensacyjnym. Zamiast wyzwolonej 19-latki i żądnej wrażeń 16-latki czekały na niego... dwie trzynastoletnie dziewczynki wraz z mamą jednej z nich.
- Mam cię, ty gwałcicielu - oświadczyła matka Patrycji.
Wyjęła telefon komórkowy i zadzwoniła po policję. Radek mógł odwrócić się na pięcie i odejść, ale tego nie zrobił. Stał spokojnie.
- To jakaś pomyłka, przyjedzie policja i wszystko się wyjaśni - powtarzał sobie w myślach.
Niczego nie zdołał wyjaśnić. Prosto spod "Championa” trafił do policyjnej izby zatrzymań.
- Nic nie mów, bo wszystko obróci się przeciwko tobie - przykazał mu przysłany przez rodziców obrońca, opolski adwokat Jacek M. - Najlepiej odmawiać wyjaśnień. Postąpił zgodnie z jego sugestią. Sąd aresztował go na trzy miesiące.
Pedofil w sieci
- To było jak jakiś koszmarny sen - wspominają rodzice Radka, którzy ani przez moment nie wątpili w niewinność syna. - Śledztwo dopiero ruszało, a tymczasem i gazety, i opolska telewizja poinformowały o tym zdarzeniu tak, jakby wina naszego syna była przesądzona. Obok określeń "pedofil” i "gwałciciel” podano jego prawdziwe imię, inicjał nazwiska, wiek i że jest studentem.
Zdaniem prokuratury Radek, posługując się nickiem (internetowym pseudonimem) "piękny men”, poderwał dziewczynki na czacie i 10 kwietnia umówił się z nimi na tradycyjną randkę. Przyjechał z kolegą, zabrał je spod kościoła na górce. Przewiózł samochodem do "Zajazdu Góralskiego” w Dębskiej Kuźni, zaprowadził do pokoju i tam "doprowadził do obcowania płciowego”. Jedną zgwałcił, z drugą uprawiał seks oralny. Groziło mu za to 10 lat więzienia.
Choć nikt, kto dobrze znał Radka, nie wierzył w to, by mógł on wykorzystać dwie trzynastolatki. Ci, którzy znali go mniej, bez trudu skojarzyli fakt jego zniknięcia z informacjami o pedofilu w sieci, podanymi przez prokuraturę. Spotkało go wiele nieprzyjemności w pracy i na uczelni. Tak wiele, że do dziś, choć od zatrzymania, które miało miejsce 21 kwietnia ubiegłego roku, minęło już 9 miesięcy, nie jest w stanie rozmawiać o tym, co go spotkało. Ten temat dla niego nie istnieje. W psychologii nazywa się to mechanizmem wyparcia.
Gadu-gadu
- Ta sprawa pokazuje bardzo jaskrawo, jak łatwo człowieka oskarżyć i jak niewielkie uprawdopodobnienie popełnienia przestępstwa wystarczy, aby życie drugiego człowieka runęło w gruzach - mówi opolski adwokat Marek Sawczuk, który doprowadził do uniewinnienia Radka.
- Poszedłem do tego chłopaka do aresztu, odbyłem z nim długą rozmowę i wtedy już intuicyjnie wiedziałem, że on tego nie zrobił - mówi obrońca. - Przekonałem go, że powinien złożyć wyjaśnienia i sam dostarczyć dowody niewinności.
Gdy opadły pierwsze emocje, rodzice Radka otarli łzy, zakasali rękawy i włączyli komputer syna (aż dziw bierze, że policja i prokuratura, stawiając mu zarzut zwerbowania w sieci małoletnich ofiar gwałtu, nie zabezpieczyły od razu twardego dysku). W cyberprzestrzeni nie znaleźli żadnego śladu połączeń, o których mówiły Patrycja i Kaja. Znaleźli za to niepodważalne alibi dla syna. Z archiwum internetowego komunikatora "Gadu- Gadu” wynikało jednoznacznie, że 10 kwietnia, w czasie gdy miało dojść do gwałtu, prowadził rozmowy ze znajomymi.
Rychło okazało się także, że nie mógł zgwałcić trzynastolatek 10 kwietnia w "Zajeździe Góralskim” również z innego powodu. Tego dnia, a była to Wielka Sobota, zajazd był nieczynny! Dlaczego organy ścigania nie sprawdziły tak podstawowego, zdawać by się mogło, faktu, nim zawnioskowało o areszt? Można to było załatwić jednym telefonem.
- Przeciwko Radkowi przemawiał od początku tylko jeden dowód: dziewczynki pod "Championem”, mimo panujących ciemności, bez trudu rozpoznały w nim gwałciciela, choć wcześniej opisywały go zupełnie inaczej i twierdziły, że miał 50 lat - opowiada obrońca. - Jaka może być wartość takiego rozpoznania, skoro w tym samym czasie jako kolegę gwałciciela Kaja wskazała pod "Championem” jednego z policjantów? Funkcjonariusz przyjechał na miejsce w cywilnym ubraniu i wysiadł z nieoznakowanego wozu...
Na podstawie tak wątłych dowodów Radek przez blisko trzy tygodnie siedział w areszcie z piętnem pedofila, a pedofil to, jak wiadomo, dla innych więźniów człowiek gorszej kategorii, któremu należy jasno pokazać swoją odrazę. Taki, z którym się nie rozmawia, nie podaje mu ręki i nie zasiada do wspólnego posiłku.
- Na szczęście sąd okręgowy, do którego się zażaliłem, dostrzegł, że wszystko wskazuje na to, iż Radek padł ofiarą fałszywych pomówień, i uchylił areszt - dodaje adwokat.
Dziewczynki się pomyliły
Radość rodziców ze zdobycia dowodów niewinności syna była przedwczesna. Patrycja "przypomniała” sobie bowiem wówczas, że do gwałtu doszło nie 10, lecz... 3 kwietnia. Na szczęście trzeciego kwietnia Radek również dysponował mocnym alibi. Tak się składa, że był to dzień jego urodzin. O godzinie 18.00, kiedy - według dziewczyn - miał je zabierać spod kościoła, siedział jeszcze na uczelni, potwierdza to lista obecności. W czasie, gdy miał gwałcić, siedział już przy domowym komputerze i rozmawiał na "Gadu-Gadu”. Nie było także wątpliwości, że 3 kwietnia nie wynajął w zajeździe pokoju. Billingi telefonów komórkowych również potwierdziły jego wersję zdarzeń.
- Zdumiewające dla mnie jest to, że choć od początku nic, co mówiły dziewczyny, nie trzymało się kupy, choć składały sprzeczne zeznania, z opinii biegłej psycholog wynikało, że są one wiarygodne! - podkreśla Marek Sawczuk. - Śmiem twierdzić, że gdyby mój klient nie dysponował stuprocentowym alibi i nie miał innych dowodów niewinności, mógłby nawet zostać skazany na podstawie pomówień dwóch dziewczynek.
Jedna twierdziła, że mężczyzna był jeden. Druga - że dwóch. Jedna - że gwałciciel leżał rozebrany w pokoju. Druga - że to on je do tego pokoju wprowadzał i przy nich się rozbierał. Jedna - że miał 50 lat. Druga - że najwyżej 34...
"Obie małoletnie nie mają zaburzeń w postrzeganiu i odtwarzaniu eksponowanego materiału” - stwierdza tymczasem biegła psycholog.
Dopiero na wniosek obrońcy jedna z dziewczyn, ta, która miała zostać zgwałcona, zostaje przebadana ginekologicznie. Błona dziewicza jest nienaruszona - orzekł lekarz.
Po trwającym 9 miesięcy śledztwie, prokurator Hanna Wieloch umorzyła śledztwo przeciwko Radkowi, nie stwierdzając przestępstwa. Radek i jego rodzice mają nadzieję, że koszmar pomówień już się dla nich skończył, choć postanowienie o umorzeniu nie jest jeszcze prawomocne.
Zdemoralizowane małolaty
Dlaczego trzynastolatki zafundowały Radkowi tak bolesne przeżycia? Patrycja podczas kłótni z matką, prawdopodobnie by ukryć swoje przewinienia, być może późny powrót do domu, powiedziała, że została zgwałcona przez człowieka poznanego w sieci. Matka kazała jej się umówić z nim na randkę, by oddać go w ręce policji. Ponieważ żadnego wirtualnego gwałciciela nie było, dziewczyny, ukrywając wiek, poderwały Radka i nalegały na spotkanie. "Chcesz się umówić na loda i ruletkę?” - napisały w SMS-ie.
- Zastawiły na niego pułapkę, oddały go w ręce policji i bezczelnie kłamały podczas przesłuchania przed sądem, co świadczy o ich wysokim stopniu demoralizacji - mówi Marek Sawczuk. - Wiedziały, że niewinny chłopak trafił przez nie do aresztu, a mimo to nie przyznały się do kłamstwa, tylko wymyślały nowe okoliczności. Mam nadzieję, że za składanie fałszywych zeznań będą miały sprawę karną w sądzie dla nieletnich.