Morsy z Lubelszczyzny właśnie rozpoczynają sezon. Popularność morsowania rośnie z każdym rokiem, a lokalne kluby morsa zrzeszają coraz więcej miłośników zimnych kąpieli. Przyciąga ich wyzwalana energia, adrenalina i poprawa odporności. Morsujący podpowiadają, jak robić to bezpiecznie.
Dla większości śmiertelników wodne kąpiele kończą się wraz z latem i wakacjami, ale oni swoją ulubioną zabawę zaczynają późną jesienią.
W ostatnią niedzielę października około 50 osób stawiło się na plaży GOSiR w Firleju, by wspólnie wykąpać się w miejscowym jeziorze. "Morsujący Firlej" to grupa przyjaciół i znajomych, którzy od kilku lat spotykają i zanurzają w zimnej wodzie. Należą do niej nie tylko mieszkańcy Firleja, ale także sympatycy z wielu okolicznych miejscowości, w tym miasta Lubartów.
Petarda dla ciała i umysłu
– Koniec października to idealny czas na to, by rozpocząć przyzwyczajanie organizmu do lodowatych kąpieli. Na początku, w ramach rozgrzewki, przemaszerowaliśmy promenadą wokół jeziora, a chwilę później weszliśmy do wody, oficjalnie rozpoczynając sezon na morsowanie – opowiada Grzegorz Parol, założyciel grupy "Morsujący Firlej".
W tym roku morsy z Firleja i okolic świętują 5-lecie swojej grupy. Po wyjściu z wody na wszystkich uczestników wydarzenia czekały kiełbaski z grilla, bigos i zupa meksykańska.
– Morsowanie powoduje wydzielanie endorfin, czyli hormonu szczęścia. Dzięki niemu hartujemy organizm, człowiek bardziej toleruje wtedy zimno, nie odczuwa go tak i przede wszystkim rzadziej choruje – tłumaczy pan Grzegorz. – Poza tym lubimy aktywnie spędzać czas ze znajomymi.
– To jest petarda dla ciała i umysłu. Morsowanie dodaje energii, ale ważne jest także to, że wzmacnia naturalną odporność – potwierdza pan Michał z okolic Lubartowa, który morsuje od czterech lat. – Kiedyś często chorowałem, a odkąd morsuję, zdarza mi się to bardzo rzadko. Właściwie zapomniałem o antybiotykach. Morsowanie to najlepszy prezent dla zdrowia.
Uczucie mocy
Popularność tego rodzaju aktywności rośnie, ale początkujący powinni pamiętać o tym, że utrzymanie temperatury w zimnej wodzie dla organizmu jest pewnym wysiłkiem.
– Dlatego w przypadku wątpliwości warto skonsultować się z lekarzem. Dotyczy to szczególnie osób, którzy mają choroby serca – zaznacza Grzegorz Parol.
Kluby morsa, poza Firlejem, działają także w Lublinie, Chełmie, Zamościu, Białej Podlaskiej, Hrubieszowie, Kraśniku, Krasnymstawie, Łęcznej, Janowie Lubelskim, Stężycy oraz wielu innych miejscowościach. Liczba ich uczestników rośnie z każdym rokiem wraz z popularnością tej formy aktywności. Moda na zimne kąpiele najszybciej rosła w trakcie pandemii, kiedy wielu ludzi zaczęło bardziej interesować się zdrowiem i odpornością.
O to, dlaczego warto morsować i jak robić to bezpiecznie pytamy prezesa Lubelskiego Klubu Morsów, Pawła Drozda. Jeśli w zimie na ulicach miasta zobaczymy kogoś w klubowej koszulce i krótkich spodenkach, to najpewniej będzie to właśnie on.
– Zanurzenie organizmu w zimnej wodzie wywołuje wyrzut adrenaliny. Po pierwszym szoku, jakiego doznają osoby początkujące, budzi się przyjemne poczucie mocy, zwiększonej energii. Długofalowo, morsowanie wzmacnia organizm, a wtedy bardzo trudno złapać przeziębienie – tłumaczy nasz rozmówca.
Zapanować nad oddechem
Ważne jednak, żeby osoby, które nigdy nie morsowały, robiły to prawidłowo. Tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy.
– Po pierwsze: lepiej zacząć w zimie, przy ujemnej temperaturze powietrza i niskiej wilgotności. Zawsze róbmy to w grupie, nigdy samemu. Ubieramy się w coś luźnego, co łatwo będzie zdjąć i założyć. Przed wejściem do wody, dobrze jest trochę się porozciągać, zrobić szybki marsz. Rozgrzewka ma być lekka, tak, żeby się nie spocić. Do wody starajmy się wchodzić szybko i od razu się w niej zanurzyć – podpowiada prezes Drozd.
Na co warto się przygotować?
– Nagłe wejście do zimnej wody sprawia, że zaciśnie nam się klatka piersiowa, a oddech przyspieszy. To rodzaj ataku paniki, nad którym po pewnym czasie nauczymy się panować. Ja radziłbym po zanurzeniu się, starać zapanować nad oddechem, próbować go uspokoić. Z każdym kolejnym wejściem, będzie nam łatwiej – przekonuje lider lubelskich morsów. Czas spędzony w wodzie to sprawa indywidualna. Ważne, by nie dopuścić do hipotermii.
Odprężony i szczęśliwy
Żeby zacząć, nie trzeba się nigdzie zapisywać. Wystarczy śledzić morsowe grupy w mediach społecznościowych, żeby wiedzieć, gdzie i kiedy planują spotkanie. Najczęściej są to społeczności otwarte na nowe osoby, które chętnie służą radą i pomocą. Na przykład w sobotę w Stężycy miały kąpać się morsy z miejscowego klubu "Z łabędziem być". Piotr Świtaj, który mu przewodzi, o zaletach morsowania mógłby mówić godzinami.
– Morsowanie poprawia nie tylko odporność, ale także wygląd skóry, usprawnia układ krążenia i poprawia pracę narządów wewnętrznych. Słyszymy również o przypadkach wspierania w ten sposób leczenia cukrzycy, otyłości, czy zapalenia stawów. Sportowcy, dzięki morsowaniu, potrafią szybciej się zregenerować, czy wyleczyć kontuzje. Po wodnej ekspozycji ciała na zimno, człowiek czuje się odprężony, zrelaksowany i po prostu szczęśliwy – przyznaje prezes Świtaj, którego zdaniem morsy to osoby otwarte, cieszące się życiem i poszukujące nowych doznań, a jednocześnie skore do pomocy, o czym świadczy wiele akcji charytatywnych, w których biorą udział.