Przychodzi Kliza do swego sąsiada Pruszkowskiego:
– Andrzej, przydałoby mi się z pół hektara twojej działki...
– Z nieba mi, kochanieńki, spadasz! – Pruszkowski nad propozycją Klizy długo się nie zastanawiał. – Wprawdzie moja działka mniejsza niż twoja, a z tego pół hektara, które z twoją sąsiaduje, ja w zeszłym roku półtora miliona złotych, dziesiątą część moich dochodów, wyciągnąłem – ale co mi tam! Bierz!!!
Absurd? Nie. To sposób myślenia urzędników z lubelskiego ratusza. Otóż wydumali oni sobie, że zabiorą gminie Niemce kawałek jej terenu, ta zaś potulnie się na to zgodzi. W dodatku wcale nie zamarzyły się lubelskim urzędnikom pola, lasy, wertepy czy jakieś inne nieużytki, ale akurat giełda w Elizówce – kura znosząca dla niemieckiej gminy złote jajo, bo jedną dziesiątą jej rocznych dochodów.
Na szczęście rząd tym razem wykazał się mądrością i się na wchłonięcie tego złotonośnego terenu gminy Niemce przez Lublin nie zgodził. Tylko dziwić się pozostaje, że potrzeba było aż spojrzenia z warszawskiej perspektywy i rozsądku ekspertów resortu spraw wewnętrznych i administracji, by dostrzec absurdalność pomysłu lubelskich urzędników i ich szefa.
W Niemcach panuje powszechna radość z decyzji rządu. Wcale się mieszkańcom gminy nie dziwię. Ostatecznie, z pomocą Warszawy, dali swemu Wielkiemu Sąsiadowi niezłego przytyczka w nos. Zasłużonego. Jak jednak znam życie, przed nimi kolejna batalia. Bo Lublin może złożyć do rządu kolejny, z pewnością już lepiej uzasadniony, wniosek o rozszerzenie swych granic, choć wymagałoby to rozpoczęcia całej procedury od początku. Chyba, że...
– To wojna z Niemcami – mówił półserio kiedyś o tym pomyśle na sesji Rady Miasta Lublin prezydent Andrzej Pruszkowski. Wojnę tę przegrał. Wcale nie w napoleońskim stylu. Spróbuje wszcząć kolejną?