„Sprzedam miejsce w 3-osobowym pokoju w akademiku”, „Sprzedam obiady na listopad” – takie ogłoszenia wiszą w większości lubelskich akademików. Kierownictwo osiedli akademickich walczy z tym nielegalnym procederem. Urządza nawet „zakupy kontrolowane”, lecz nie zawsze jest to skuteczna walka.
– Jestem zainteresowany ofertą – tak zaczęliśmy telefoniczną rozmowę ze studentem, który chciał sprzedać miejsce w 4-osobowym pokoju w akademiku UMCS. – Ile to będzie kosztowało?
– Co miesiąc płacisz normalnie za akademik, a dla mnie 400 zł odstępnego. Płatne z góry – dowiedzieliśmy się.
Najtańsza stancja na świecie
Co w zamian? Dostajemy pokój w domu studenckim, w centrum miasteczka akademickiego. Do uczelni 100 metrów, oszczędzamy na biletach MPK, biblioteka i stołówka pod nosem. Ile to wszystko będzie nas kosztować? Za 9 miesięcy zapłacimy 1174 zł; za miesiąc wychodzi 130 zł. Tymczasem za miejsce w 2-osobowym pokoju na stancji, w pobliżu uczelni, trzeba zapłacić 250-300 zł miesięcznie. Prawda, że się opłaca?
Po transakcji wystarczy wkleić własne zdjęcie do „karty mieszkańca” i zapamiętać nowe nazwisko, pod jakim będziemy mieszkać w akademiku.
Mało tego – żeby mieszkać w akademiku wcale nie trzeba studiować!
– Studia skończyłam rok temu, ale dalej mieszkam w akademiku – przyznaje Monika. Pracuje w salonie kosmetycznym i na razie nie stać jej na własne mieszkanie. – Płacę 100 zł miesięcznie. Gdzie znajdę taki tani pokój i jeszcze fajne towarzystwo?
Monika nie boi się wpadki.
– Mam kartę mieszkańca, którą zresztą rzadko muszę pokazywać. Właściwie tylko wieczorem. A i to nie zawsze, bo większość portierek już mnie pamięta. Jak długo będę tu mieszkać? Aż się dorobię własnego mieszkania.
Uczelnia robi „zakupy kontrolowane”
Robert Englot, kierownik działu spraw studenckich UMCS wie o procederze sprzedawania miejsc w akademikach.
– Sami próbowaliśmy kupić, ale, niestety, nie udało się nikogo złapać – przyznaje.
Pracownicy UMCS posłużyli się ogłoszeniami, jakich na miasteczku akademickim nie brakuje. Sami, w ciągu niespełna pół godziny, znaleźliśmy ich 12. Ogłoszenia są anonimowe: tylko numer komórki, ewentualnie adres e-mailowy.
„Zakupy kontrolowane” robiono na Akademii Rolniczej.
– Odkryliśmy już dwa przypadki, kiedy w akademiku mieszkała zupełnie inna osoba, niż ta, której akademik przyznano – informuje Krystyna Sajewicz, kierownik działu spraw socjalnych Akademii Rolniczej.
Kilkanaście dni temu zablokowała się winda, która jechało dwóch studentów. Ponieważ byli pod wpływem alkoholu, pracownicy akademika wezwali ochronę. Po sprawdzeniu danych okazało się, że jeden ze studentów nie powinien mieszkać w akademiku. W jego dowodzie i karcie mieszkańca były dwa różne nazwiska. Studiujący miłośnik napojów procentowych miejsce w akademiku zwyczajnie kupił.
– Gdy pojawi się ogłoszenie o sprzedaży miejsca w akademiku, natychmiast je zrywamy i próbujemy skontaktować się ze sprzedającym – dodaje Krystyna Sajewicz.
Czasami dochodzi do sytuacji wręcz surrealistycznych.
– Zadzwoniła do mnie matka jednej ze studentek, która kupiła miejsce w akademiku. Podała jej dane i spytała się, czy córka może mieszkać w naszym akademiku – śmieje się kierowniczka jednego z domów studenckich UMCS. – Oczywiście, nie mogła już u nas zamieszkać...
Obiady tanio sprzedam
Podobny proceder dotyczy dofinansowanych przez uczelnie obiadów. Powód jest ten sam: ekonomia codziennych wydatków. Bo gdzie indziej można zjeść pełny obiad za 3-4 zł?
Obiady dofinansowywane przez uczelnie niektórzy studenci sprzedają po 4-6 zł. Kupców podobno nie brakuje.
– U nas takiego ogłoszenia nie było – zapewnia Krystyna Wojciechowska, kierownik działu spraw sudeckich Politechniki Lubelskiej.
Teoretycznie pracownice stołówek studenckich mogą sprawdzić legitymacje osoby przychodzącej po obiad. Jeżeli nazwisko nie zgadza się z tym, które wpisano na blankiecie z obiadami, sprawa jest jasna. Jednak trudno wymagać, by sprawdzano codziennie setki studentów stojących w kolejce.
Kto cierpi na takim handlu? Inni studenci, którzy nie mogą dostać tańszego akademika czy obiadu.
– Ostatnio sytuacja się poprawiła, ponieważ jesteśmy w stanie zaspokoić większe zapotrzebowanie na miejsca w akademikach – mówi Robert Englot.
Jednak ogłoszenia w dalszym ciągu pojawiają się na tablicach ogłoszeniowych.