Leczy ból, poprawia kondycję organizmu, podnosi na duchu. Może zrobić masaż leczniczy, może zbadać, czy w domu nie ma żył wodnych. A na co dzień jest miłym, starszym człowiekiem, który parzy wyśmienitą herbatę
d Zbigniew Gembal mieszka w zwyczajnym bloku, na jednym ze zwyczajnych lubelskich osiedli. Jest zwyczajnym człowiekiem, tylko może bardziej uśmiechniętym od innych.
– Nie mam się czym smucić – mówi pan Zbigniew. – Jestem zdrowy, mam przyjaciół. Nie jestem sam. Czegóż więcej wymagać od życia?
Tata zainspirował...
Ojciec pana Zbigniewa był zielarzem-hobbystą.
– Pamiętam, jak przed wojną chodził zbierać ziółka. I mnie też zabierał ze sobą. Tata miał taką książkę, w której czytał jakie zioło na jakie schorzenia pomaga. I tak nas tymi ziółkami leczył. A potem pomagał innym ludziom. Bo przecież przed wojną to nie było tylu lekarzy i tylu aptek, co teraz. I zainteresowałem się wtedy medycyną naturalną.
Troszeczkę magii...
Do pana Zbigniewa przyjechaliśmy przed południem.
– O tej porze muszę być w domu, bo odbieram telefony od ludzi – tłumaczy nam pan Zbigniew. – Proszę, proszę, tu jest moje królestwo.
Wchodzimy do ciasnego mieszkanka na LSM. Dwa pokoje i kuchnia.
– O, tutaj zapraszam – mówi pan Zbigniew i otwiera drzwi do mniejszego pokoiku. W pokoju jest tapczanik, nad nim specjalna lampa do naświetlania i nagrzewania chorych miejsc. Na ścianach dyplomy, zaświadczenia o przebytych szkoleniach i kursach. Obok plansze przedstawiające ludzkie ciało. Na niewielkim regale sterty książek o medycynie naturalnej i masażach. I pełno dziwnych sprzętów.
Czarodziejska kula
– Jeśli ktoś przychodzi do mnie po raz pierwszy, to najpierw sprawdzam, czy nie jest napromieniowany – zaczyna swoją opowieść pan Zbigniew.
• Jak pan to sprawdza?
– Wahadełkiem.
Wyciąga ze specjalnego etui wahadełko zawieszone na długiej nitce. Przybliża je do mnie. I wahadełko zaczyna się obracać w lewo.
– O, widzi pani? Jest pani napromieniowana. Albo śpi pani na żyle wodnej, albo w pracy jakaś zła energia panią otacza. Ale ja panią z tej energii oczyszczę...
I pan Zbigniew wyciąga z szafki szklaną kulę. Włącza do kontaktu i w kuli zaczynają tańczyć niebiesko-czerwone języki ognia. Kładę rękę na wierzch kuli, a wtedy promienie biegną do mojej dłoni. Bardzo ciepło...
Ale trzeba wierzyć...
– Po takim oczyszczeniu patrzę, czy ktoś, kto do mnie przychodzi, ma odblokowane kanały przepływu energii – tłumaczy pan Zbigniew. – Bo tylko wtedy można zacząć cokolwiek robić. Poprawiać kondycję, leczyć.
• To pan leczy? – pytam z niedowierzaniem.
– Nie mówimy: „leczyć”. To pojecie zarezerwowane dla lekarzy medycyny konwencjonalnej. My raczej uzdrawiamy. Jeśli, oczywiście, pacjent tego chce. To jest możliwe, ale trzeba wierzyć.
Ekonomista z wahadełkiem
Panu Zbigniewowi uwierzyć w działanie medycyny naturalnej nie było łatwo. Ekonomista – umysł ścisły – wszystko chciał zrozumieć, pojąć, poznać działanie. Ale się przekonał.
– Zacząłem się interesować zjawiskami niezwykłymi – mówi pan Zbigniew. – Śledziłem z zapamiętaniem tajemnice piramid faraonów. Interesowała mnie zagadka trójkąta bermudzkiego, całunu turyńskiego. Wszystko, co niesamowite. A potem zapisałem się do Towarzystwa Psychotronicznego. Zacząłem spotykać się z ludźmi o podobnych jak ja zainteresowaniach. Kopiowaliśmy skrypty na spirytusowej powielarce, bo w Polsce wtedy nic nie można było dostać. Aż po wielu latach założyliśmy Stowarzyszenie Radiestetów, Bioenergoterapeutów i Homeopatów Ziemi Lubelskiej. Teraz bioenergoterapeuta to już zawód. Ja sam działam w Lubelskiej Izbie Rzemieślniczej.
Czakry trzeba odblokować
Według pana Zbigniewa organizm odżywia się nie tylko przez układ pokarmowy i oddychanie. Są też czakry, czyli centra energetyczne. Takie miejsca, którymi organizm pobiera energię.
– I te kanały trzeba udrożnić, bo w przeciwnym razie zaczynają się choroby – mówi pan Zbigniew.
Dopiero wtedy stosuje się zbiegi lecznicze. I do tego właśnie służą liczne gadżety, którymi zastawiony jest cały pokój pana Zbigniewa. To kilkadziesiąt różnych wahadeł, bańki magnetyczne, świece do świecowania uszu, specjalne chińskie cygaro, którym nagrzewa się odpowiednie miejsca. To także przyrządy do masażu. Między innymi specjalne grzebyki i płytki do chińskiej sztuki masażu gua sha.
Ci, którzy uwierzyli...
Dzwonek do drzwi. Wchodzi młody mężczyzna.
– Jestem entuzjasta tego, co robi pan Zbigniew – mówi. – To niesamowite, że pomógł tylu ludziom.
Bo pan Zbigniew wcale nam się nie pochwalił, że ma cały segregator, w którym przechowuje kartki, listy i podziękowania od ludzi, którzy do niego przychodzili. Ci twierdzą, że wyleczył ich z różnych chorób. Jednych z lekkich, innych z bardzo poważnych.
– Jeśli ktoś uwierzy w potęgę medycyny naturalnej, to może stać się cud – zapewnia pan Zbigniew. – Ale najważniejsze, żeby w walce z chorobą nigdy się nie poddać. Jeśli mamy nad nią przewagę, zawsze wygramy.
Wojna na dwóch frontach
Nie można leczyć się tylko naturalnymi sposobami. Pan Zbigniew podkreśla to za każdym razem, gdy przychodzi do niego ciężko chory człowiek.
– Nie pozwalam rezygnować z leczenia u lekarzy – mówi. – Oni mają swoje sposoby, a ja swoje. Lepiej, jak będziemy działać razem. Wtedy szanse na wygranie z chorobą są większe.
Kobieta przyszła do pana Zbigniewa z nowotworem piersi. Leczyła się w szpitalach, ale leczenie szło bardzo opornie. Odkąd zaczęła korzystać z naturalnych sposobów pana Zbigniewa, jej stan się polepszył.
– A lekarz onkolog powiedział, żeby korzystała z pomocy nas obu – mówi pan Zbigniew. – Zdziwiłem się, bo rzadko się zdarza, żeby lekarze byli przychylnie nastawieni do bioenergoterapeutów i radiestetów.
Długa jest też lista tych, którzy twierdzą, że zostali wyleczeni. Znajdą się pewnie i tacy, dla których to, co robi pan Zbigniew i jemu podobni, to tylko szarlatańskie sztuczki.