W ściganiu zabójcy najważniejsze jest pierwsze 48 godzin od morderstwa. A jak rozwiązać taką sprawę po kilku czy nawet kilkunastu latach?
Policyjne statystyki są jasne: co roku na Lubelszczyźnie popełnianych jest około 50 zabójstw. - Te nie wykryte to pojedyncze przypadki - mówi Renata Laszczka-Rusek, z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Ale te pojedyncze przypadki nie dają policjantom spokoju.
Zabójca z rodziny
- W ściganiu zabójcy najważniejsze jest pierwsze 48 godzin od morderstwa - twierdzą śledczy. Następny przełom może przyjść za kilka miesięcy, kiedy nadejdą ekspertyzy kryminalistyczne zabezpieczonych śladów. Dzięki nim pod koniec ubiegłego roku za kratki trafił zatrzymany podejrzany o jedno z najgłośniejszych zabójstw ostatnich lat na Lubelszczyźnie.
42-letnia Danuta B. i jej 26-letnia córka Ewa zginęły 31 stycznia 2006 roku. Zabójca zadał im po kilkanaście ran. Policja przesłuchiwała świadków, przeszukiwała mieszkania potencjalnych podejrzanych. Bez rezultatu. Sławomir P., krewny kobiet, od samego początku znajdował się w kręgu osób podejrzewanych. Policjanci znaleźli w szambie przy jego domu kawałki telefonów komórkowych, takich jak te, które posiadały zamordowane kobiety. Szczątki zostały wysłane do ekspertyzy do ich producenta w Anglii. Te telefony należały do Danuty B. i jej córki - odpowiedział producent.
Sławomir P. przyznał się do podwójnego zabójstwa.
Morderca nieznany
Policjanci brali nawet pod uwagę to, że Jerzy P. padł ofiarą gangu morderców, napadających na właścicieli kantorów w Małopolsce i na Podkarpaciu. Nie było jednak bezpośrednich dowodów, żeby powiązać ich z tym zabójstwem.
Śledztwo umorzono.
Nierozwiązana zostaje zagadka śmierci Andrzeja T., znanego rusznikarza z Chełma, reprezentanta Polski w strzelectwie na olimpiadzie w Rzymie. Rok temu jego zwłoki znalazła w przydomowym ogrodzie znajoma. Zginął od kuli, która trafiła go w skroń.
Przez kilka lat trwało śledztwo dotyczące zabójstwa nastolatki w mieszkaniu przy ul. Chęcińskiego w Lublinie. Zabójca po zamordowaniu dziewczyny podpalił mieszkanie, co zatarło jego ślady.
Zostawił zdjęcie
Wojciech T. przywiózł ze sobą prawie siedem tysięcy dolarów i kilkaset franków francuskich. Razem z Piotrem miał jechać do Szwajcarii po samochód. nie pojechał, a przy jego zwłokach nie znaleziono gotówki.
Jednak z wynajmowanego mieszkania Piotr S. zapomniał zabrać dowód osobisty. Szybko okazało się, że jest fałszywy. Ale zdjęcie było autentyczne. Pomimo to policji do tej pory nie udało się trafić na ślad mężczyzny, ani nawet ustalić kim był.
- Wciąż go poszukujemy - przyznaje Laszczka-Rusek. - W 1995 roku miał około 35-40 lat, 185 cm wzrostu, był szczupłej budowy ciała, ubierał się elegancko. Wiemy o jego wędkarskich zamiłowaniach.
Policjanci z Archiwum X
Do sprawy zabójstwa przy ul. Kossaka wrócili policjanci z lubelskiego Archiwum X, które zajmuje się rozwiązywaniem zagadek kryminalnych sprzed lat. Opracowali aktualny wygląd poszukiwanego. Liczą, że dzięki temu uda się wreszcie trafić na jego ślad.
Pełna nazwa nowej komórki brzmi: Nieetatowy Zespół do spraw Niewykrytych Przestępstw Kryminalnych. Zajmuje się sprawami z ostatnich 30 lat. Po tym okresie ustaje karalność za zabójstwa.
- W kilku sprawach mocno poszliśmy do przodu - deklaruje policjant z grupy dochodzeniowej. - Nasza praca to wielogodzinne wgryzanie się w akta, szukanie nowych śladów. Może śledczym, którzy prowadzili sprawę przed laty, umknął istotny szczegół?
Policjantom pomaga postęp technologiczny. Badania DNA, zapachu, obszerne bazy danych. Takich narzędzi policjanci nie mieli przed laty.
- Jeżeli przy aktach są odciski palców, wówczas wrzucamy je do AFIS-u, czyli ogólnopolskiej bazy linii papilarnych. Okazuje się np., że człowiek widniejący w naszych aktach jako niezidentyfikowany, jest dobrze znany policji w Koszalinie - wyjaśnia oficer.
Największy sukces zespołu to rozwikłanie zabójstwa w miejscowości Lipsko Polesie, pod Zamościem. Ryszard C. zaginął 23 lata temu. Jego żona, 38-letnia wówczas Elżbieta C., zgłosiła zaginięcie. Twierdziła, że mąż przed kilkoma miesiącami wyjechał do pracy na Śląsku. Od tamtej pory nie miała z nim kontaktu. Rutynowe poszukiwania nic nie dały. Ryszard C. znalazł się wśród tysięcy osób poszukiwanych.
Mijały lata, Elżbieta C. wychowywała dzieci... aż tu nagle, przed kilkoma tygodniami, policjanci przeszukali jej gospodarstwo. Zwłoki męża leżały w kurniku, przykryte odchodami i kilkudziesięciocentymetrową warstwą ziemi. Okazało się, że żona podczas snu poraziła go prądem. Potem zadała mu kilka ciosów tępym narzędziem. Ze zwłokami zakopała jego rzeczy, co miało świadczyć, że wyjechał.