Kiedy na warszawski stadion Legii wybiegli aktorzy i księża, by zagrać mecz, z którego dochód poświęcony był na dom dziecka w Wąwolnicy, na widowni zasiadły dziewczynki z domu dziecka w Lublinie. Po meczu, dla Asi, która czeka na nerkę, najważniejsze było to, że ma fotografię z Czarkiem Pazurą. Dla siostry Cecylii, jej opiekunki, to - że z pomocą Matki Bożej uda się szybko wybudować dom w Wąwolnicy.
- Byli bardziej zdyscyplinowani, w drużynie artystów przeważały indywidualne akcje - komentował sędzia Michał Listkiewicz.
- Futbol jest grą błędów, dziś mniej popełnili ich księża - ocenił Cezary Pazura. Dla Pawła Deląga najważniejszy był charytatywny cel spotkania.
- Udało nam się zebrać 40 tysięcy złotych, które pójdą na dom dziecka w Wąwolnicy - mówi Jacek Kępiński z firmy Liberty Poland SA, od której księża otrzymali przechodni Puchar Dobroczynności.
Dom serc
- Dzieciom potrzeba wyrozumiałości i serca. Jeśli im to dać, odpowiadają tym samym. Gdyby spytać dziecko z państwowego domu: czyje jesteś, odpowie, że niczyje. Nasze wychowanki, że są sióstr kapucynek - mówi z dumą siostra Cecylia.
Przychodzą tu z trudnych ulic i rodzin. Czasem zostawiają za sobą piekło.
- Przyszła do nas dziewczyna z pogotowia opiekuńczego, która miała szesnaście lat. Zaczęła od tego, że nienawidzi zakonnic, przeklina, kradnie i na pewno tu nie zostanie. No dobra, odpowiedziałam. Jak ci się nie spodoba, to pójdziesz - opowiada siostra Cecylia.
Któregoś dnia do dużej, zbuntowanej dziewczyny, płaczącej w kącie, podeszła trzyletnia mieszkanka domu: "Ty jesteś nasza. My cię kochamy. Nie płacz, zostań tu”. Została.
- Kiedy do nas przyszła, mimo że miała szesnaście lat, nie mogła skończyć podstawówki. W zaleceniu napisano, że nadaje się do hufca pracy. Szkołę skończyła, zdała do liceum, ma w tym momencie porządnego chłopaka. Dla mnie jest sukcesem - dodaje siostra Cecylia.
Wymodlić dom
- Dla nas ważne jest robić to, co Pan Bóg chce. My się go ciągle o to pytamy. Bo oprócz tego, że pracujemy, to jeszcze się modlimy. Wymarzyłyśmy sobie nowy dom dziecka, bo w tym od dawna brakuje miejsc. W pewnym momencie wydało nam się, że Pan Bóg też go sobie wymarzył - śmieje się siostra Cecylia.
W lutym siostry pojechały do Wąwolnicy, by pomodlić się w tamtejszym sanktuarium i zobaczyć figurkę Matki Bożej, słynącą z tego, że przyjeżdżają do niej bezdzietne małżeństwa, by modlić się o dzieci.
- Skoro oni modlą się o dzieci i Matka Boska ich wysłuchuje, to dlaczego nie miałaby wysłuchać naszej modlitwy o dom dziecka? - pyta siostra Cecylia.
Proboszcz Jan Pęzioł skontaktował je z władzami gminy.
- Pamiętam, jak po raz pierwszy przyszła do mnie siostra Cecylia, która ma prowadzić budowę domu dziecka. Uśmiechnięta, delikatna, a taka silna. Spodobała mi się. Mieliśmy dwa hektary gruntu po starej, nieczynnej cegielni. Niedaleko cudownej figurki. W sam raz dla sióstr - wspomina Waldemar Pietrak, wójt Wąwolnicy.
W lipcu został podpisany akt notarialny.
- Ponieważ pomysł sióstr wydawał się całej Radzie Gminy cenny, uchwaliliśmy, że przy sprzedaży gruntu znacząco obniżymy cenę - dodaje wójt.
Historia jak z bajki
- Na pierwszy rzut oka wygląda to jak historia z bajki. Pan Kępiński szukał domu dziecka, który mógłby wspomóc finansowo. Kiedyś usiadł na ławce i spytał przypadkowego księdza, czy nie zna jakiegoś domu dziecka, prowadzonego przez siostry zakonne. Ów ksiądz, też przez przypadek, usłyszał o siostrach z Lublina. Tak się zaczęło - opowiada siostra Cecylia.
- Dlaczego pomogłem? Z potrzeby serca. Kiedy poznałem lubelskie siostry, zobaczyłem dom, który prowadzą, a dzieci poświadczyły, że ich opiekunki mają dobre serca, postanowiliśmy z żoną przeznaczyć nasze prywatne pieniądze na zakup działki. Siostry urzekły mnie bezinteresownością. Dlatego będą pomagał im dalej, aż do skończenia budynku - mówi Jacek Kępiński.
- Zdecydowałem się nieodpłatnie wykonać projekt budynku, bo podoba mi się miejsce, gdzie stanie. Wąwolnica leży na terenie parku krajobrazowego i wtopienie architektury w zbocze góry, porośniętej drzewami, jest dla mnie kolejnym wyzwaniem. Zaproponowałem budynek z wewnętrznym patio i kaplicą, dostępną dla mieszkańców Wąwolnicy. No a cel, mówiąc górnolotnie, jest szczytny - dodaje Jerzy Nowakowski, architekt z Warszawy.
Może pomoże i papież
- Chcemy szybko zakończyć prace nad zmianą planu zagospodarowania przestrzennego Wąwolnicy, tak by do końca roku siostry mogły otrzymać pozwolenie na budowę - mówi wójt.
W Wąwolnicy wieść o budowie w miejscu po starej cegielni domu dziecka rozeszła się w mgnieniu oka.
- Na taki dom trzeba dużo pieniędzy. Same siostrzyczki wszystkiego nie zbiorą. Pewnie pomoże im kuria, ksiądz arcybiskup Życiński, a może nawet sam Ojciec Święty - zastanawia się Piotr Lenartowicz, kowal, który w Rynku prowadzi kuźnię po pradziadku.
A wójt Pietrak ma nadzieję, że pierwsza od wielu lat, i to tak poważna inwestycja, przyniesie Wąwolnicy szczęście i po niej będą kolejne.
W tym szaleństwie jest metoda
Siostry chcą rozpocząć budowę na wiosnę i wejść do budynku przed zimą.
- Wygląda to na szaleństwo, ale wierzę, że tak będzie. Jakby się nie robiło takich szaleństw, to niewiele by się w życiu udało. Wierzymy w dobre serca ludzi. Jak na razie pomaga nam Warszawa. Wierzę, że pomoże też Lublin. A poza tym Matka Boża z Wąwolnicy dużo może. Nawet potrafi czynić cuda. Modlimy się więc i czekamy na cud - uśmiecha się siostra Cecylia.
Na cud czekają też dwie dziewczynki z lubelskiego domu dziecka. Agnieszka nie ma obu nerek i połowę swego młodego życia spędziła w szpitalach. Młodsza, Asia, też potrzebuje przeszczepu. Obie dostały od Jacka Kępińskiego telefony komórkowe, żeby mogły szybko dostać wiadomość, gdy znajdzie się dawca. Każdego ranka czekają na telefon.
Wierzą, że skoro ich opiekunkom udało się wymodlić taki duży cud, że zupełnie obcy ludzie chcą dla takich jak one zbudować nowy dom, to pewnie uda się wymodlić dużo mniejszy w sprawie przeszczepu nerek...