d Była sobie raz srebrna skoda octavia. Pewnego dnia zaginęła. I wtedy się zaczęło: skoda, która zniknęła, została niemal jednocześnie pożyczona, sprzedana, rozbita, wręczona jako łapówka i wywieziona na Ukrainę.
Zbigniew Ch., Ryszard M. i Andrzej S. już w policji nie pracują. Sąd Okręgowy w Zamościu skazał ich właśnie za przyjęcie łapówki w postaci samochodu Skoda Octavia. W tle całej sprawy jest mafia samochodowa, wyłudzanie odszkodowań i różne podejrzane typy.
Cała afera zaczęła się sześć lat temu. W sierpniu 2000 roku trzej policjanci wypuścili aresztowanego za napad z bronią w ręku niejakiego Roberta Sz. W zamian dostali rzeczone auto o wartości 40 tys. zł. Tak przynajmniej donieśli prokuraturze inni policjanci. I tu zaczynają się kłopoty; chociażby taki: dlaczego autorzy donosu o sprawie przypomnieli sobie dopiero trzy lata po fakcie?
Było tak: sześć lat temu policyjny radiowóz przewoził Roberta Sz. Pod Józefowem doszło do kolizji. Robert Sz. to wykorzystał i uciekł. Przepadł bez wieści na dwa lata. Wpadł dopiero po napadzie na Podkarpaciu. Teraz prokurator dowodzi, że kolizja była sfingowana. Policjanci mieli zabrać Roberta z ZK w Zamościu na tzw. czynności operacyjne. Wywieźli w rodzinne okolice, zdjęli mu kajdanki i... pozwolili uciec. W zamian dostali wspomniany samochód. Jeden na trzech.
Tylko gdzie on jest?
Skody nie ma
Skoda miała być srebrna. Robert Sz. zeznał, że kupił ją w 1999 r. na giełdzie w Rzeszowie. Samochód był prawie nowy; poprzedni właściciel kupił ją dwa miesiące wcześniej w salonie.
Trzem policjantom auto miał przekazać brat bandyty. Prawdopodobne? Tak.
Jednak kiedy sprawa jeżdżącej łapówki wyszła na jaw, okazało się, że Robert nie pamięta nawet numerów rejestracyjnych skody. Innych danych zresztą też nie.
Nikt jej nie widział na posesji Sz., gdzie miała stać.
Nie widział jej również prokurator, kiedy w 2003 r. postawił policjantom zarzut przyjęcia tejże. Sąd zresztą też nie widział rzeczonego pojazdu.
Właściwie to nie wiadomo, gdzie ta skoda w ogóle jest. Była poszukiwana na terenie całego kraju, ale jej nie znaleziono. Ulotniła się i nie ma jej po dziś dzień.
Minister utajnia skodę
O tym, że Robert Sz. jeździł w 1999 r. podejrzaną srebrną skodą, powiedział nam jeden ze świadków. – Na początku października 1999 r. jechałem z Robertem Sz. takim samochodem. W Janowie Lubelskim zatrzymała nas policja. Sz. nie zatrzymał się do kontroli. To wydało mi się podejrzane. Spisałem sobie numery tego samochodu i podałem znajomemu policjantowi z Zamościa, żeby sprawdził, czy to nie jest kradziony samochód – opowiada nam Jarosław Z. z Nielisza.
To samo Jarosław Z. zeznał w 2003 prokuratorowi. Jednak dopiero dwa lata później ustalono szczegóły. Że była to srebrna skoda octavia 1,6 LX o numerach rejestracyjnych RWA 034F. Wcześniej było to tajemnicą. Jerzy Rusin, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Zamościu powiedział nam enigmatycznie, że nazwisko „znajomego” policjanta, który otrzymał informację od Jarosława Z. było okryte tajemnicą służbową, a nawet państwową.
Za kulisami sądu mówiło się, że to sam minister MSWiA utajnił policjanta, a nawet samą skodę. Dopiero teraz nowy minister skodę odtajnił.
Łapówka przekracza granicę
Octavia została kupiona 6 sierpnia 1999 r. w salonie Rex-Auto w Rzeszowie. Nabywcą była miejscowa wypożyczalnia samochodów Rajal. 29 września 1999 r. skodę wypożyczył dla Roberta Sz. Piotr G. z Tereszpola, jego znajomy z więzienia. Złodziej zatem kłamał: skody nie kupił, tylko pożyczył.
Po kilku dniach uszkodzony samochód został porzucony na parkingu w Rzeszowie. Wypożyczalnia dowiedziała się telefonicznie, skąd ma go odebrać. Skoda była naprawiana na koszt firmy ubezpieczeniowej. Na początku 2000 r. kiedy Robert Sz. siedział już w areszcie, skodę o numerach RWA 034F wypożyczył z Rajala niejaki Sławomir W. Zrobił to na zlecenie Romana B. z Tarnobrzega, który pożyczone auto postanowił sprzedać na Ukrainę. Wcześniej dorobił komplet kluczyków. Kontaktował się w tej sprawie z jakimś Ukraińcem przebywającym w Tarnobrzegu. Sławomir W. przyprowadził samochód na granicę i przekazał ukraińskiemu małżeństwu.
Brak związku
Kilkanaście dni później Roman B. podwiózł Sławomira W. do Krakowa i... kazał mu zgłosić na policji kradzież skody. W. miał za to dostać pieniądze. To gdzie ta skoda jest? W. nie chce powiedzieć, bo w tej sprawie jest przeciw niemu prowadzone inne śledztwo.
To jak Sz. miał policjantom wręczyć skodę, która była wtedy na Ukrainie? 23 maja 2000 r. skoda została wyrejestrowana, bo na terenie Polski nigdzie się nie znalazła. Firma ubezpieczeniowa zapłaciła odszkodowanie. Nie był to jedyny tego typu przypadek w tej wypożyczalni.
Robert Sz. zeznał ostatecznie, że „samochód wypożyczony przeze mnie jest innym samochodem niż ten, który wręczyłem oskarżonym policjantom. Nie potrafię podać związku między tymi dwoma samochodami. Nie wiem, czy samochód wręczony policjantom miał związek z Rajal”.
Sąd uznał policjantów winnymi przyjęcia samochodu. Zbigniew Ch. dostał dwa lata i dwa miesiące. Ryszard M. i Andrzej S. po trzy lata i sześć miesięcy, zakaz wykonywania zawodu policjanta od 4 do 6 lat, grzywny i jeszcze po 4,5 tys. zł kosztów sądowych. Na ogłoszenie wyroku 21 lutego stawił się tylko Zbigniew Ch. – Skoro nie mogliśmy wziąć tego samochodu wyprowadzonego na Ukrainę, to jaki inny wmawia nam złodziej? Za jaki samochód sąd nas skazał? – pytał ze łzami Zbigniew Ch. po wyjściu z sądu.
No właśnie?
– Za skodę octavię o numerach RWA 034F – poinformował nas sędzia Jerzy Rusin.
Prawie go zabili i uciekł
Proces utajniono. Niejawne było też uzasadnienie wyroków. Wielu wyroków, bo skazano też Roberta Sz. (3 lata), jego brata Jarosława i Jana S. Jaki jest związek tego ostatniego z tą sprawą, nie bardzo wiadomo.
Tymczasem przed sądem w Biłgoraju toczy się proces o utrudnianie śledztwa w sprawie ucieczki Roberta Sz. przez Annę P., zastępującą wówczas komendanta policji w Zamościu, Mirosława K., byłego naczelnika wydziału kryminalnego i Iwonę R., kierującą wtedy wydziałem prezydialnym KMP. Tej ostatniej zarzuca się jeszcze fałszowanie dokumentacji służbowej.
Mało tego; teraz Robert Sz. poprosił sąd o nieprzenoszenie go do ZK w Zamościu. Bo podobno skazani policjanci odgrażali się, że jak trafi do Zamościa, to oni go zabiją. Tym bardziej że w zamojskim więzieniu pracuje kuzyn jednego z byłych funkcjonariuszy.
– To jakaś paranoja – dziwi się Andrzej S., jeden ze skazanych policjantów. – Przecież Sz. jest cały czas pod opieką konwoju. W jaki więc sposób i kiedy mielibyśmy mu grozić? – pyta. – Co ten złodziej jeszcze wymyśli i w co jeszcze sąd uwierzy?