Wiadukt. Za nim od strony miasta zaczyna się inny świat. Ul. Kunickiego zawsze cieszyła się złą sławą. Tunel był granicą oddzielającą tę „lepszą” część miasta od tej „gorszej”. Dziesiątą nazywano „dzielnicą cudów”. Bo „cuda” to tu czasem się rzeczywiście zdarzały.
Kilkaset metrów za wiaduktem stoi do dziś Dom Kultury Kolejarza. Wejście do niego znajduje się od strony ulicy. Ale przez wiele lat tylko najodważniejsi zaglądali na tyły tego budynku. Tam znajdował się „małpi gaj”, który każdy omijał szerokim łukiem. Jeśli komuś pomyliły się kierunki i nieopatrznie tam zabłądził, musiał się pogodzić ze stratą portfela, a niekiedy z tym, że siniaki pod okiem długo dawały znać o sobie.
Sam dom kultury w czasach PRL-u tętnił życiem. Odbywały się tu liczne koncerty; występował tu m.in. Andrzej Rosiewicz, Maanam, Ogród Wyobraźni, Mech, Lombard czy Czesław Niemen.
Barwną postacią Kunickiego był niejaki „Razio”
Niewielki wzrostem, zawsze ubrany – nawet w upały – w szary płaszcz był znaną postacią tej ulicy. Nie mówił, tylko artykułował dziwne dźwięki i zaczepiał ludzi, głównie na przystankach. Czasami wsiadał do autobusu lub trolejbusu i jechał jeden, dwa przystanki. Od czasu do czasu kogoś uszczypnął. Był nieszkodliwy, nie było w nim żadnej agresji. Wyciągał rękę albo łapał na rękaw i prosił o papierosa. Po jakimś czasie „Razio” zniknął. W prasie było nawet jego zdjęcie. I komunikat, że wyszedł domu i nie wrócił. Nie wiadomo, co się z nim potem stało.
Tu, gdzie dziś mieści się „Głodny Królik” – w pobliżu ul. Wyścigowej była niewielka smażalnia. Wchodziło się do niej schodkach. Małe pomieszczenie, pełno dymu. I zawsze pełno ludzi. Można tu było zjeść frytki, smażoną kiełbasę, kaszankę. Ale nie po takie frykasy przychodzili tu klienci. Piwo. To było magnesem.
„Przystań” – na roku Kunickiego i Zemborzyckiej to była w porównaniu z tą smażalnią ekskluzywna restauracja. W lecie stoliki na zewnątrz. Stali bywalcy byli z kelnerkami na „ty”. I byli obsługiwani w pierwszej kolejności. Pozostali musieli swoje odczekać. Kiedyś jeden z klientów – po długim oczekiwaniu – spytał grzecznie, co ma zrobić, żeby wreszcie dostać piwo. – Może pan zatańczyć – usłyszał.