20 listopada o godzinie 19 na scenie Centrum Spotkania Kultur wystąpi Andrzej Sikorowski z Grupą pod Budą, która świętuje jubileusz 40-lecia istnienia.
• Co sprawia, że dziś, kiedy rynek się zmienił, a wasze piosenki nie okupują już list przebojów, Grupa pod Budą ciągle cieszy się dużą popularnością?
– To jest kwestia repertuaru. Z tymi piosenkami wielu ludzi się identyfikuje. Ludziom mojego pokolenia te piosenki kojarzą się z młodością. Słuchali ich w czasie studiów i zakochiwali się przy nich. Wyrażam wdzięczność tym słuchaczom, którzy te sympatie, sentyment do przebojów napisanych przeze mnie, zachowali. Grupa pod Budą nie jest zespołem rozpieszczanym przez media, a mimo to jak występujemy, to sale są pełne i mamy swoją wierną publiczność.
• Wierna publiczność wychowana na kawałkach sprzed lat to jedno, ale czy na koncertach widzi pan też nowe pokolenie słuchaczy?
– Nasza widownia to nie tylko nasi rówieśnicy, ale już kolejne pokolenie, a - nie waham się tego powiedzieć - nawet następne, pokolenie naszych wnuków. Ja jestem przekonany, że gdyby zrobiono ankietę i zapytano o nas młodych ludzi, to niewielu wiedziało-by coś na temat zespołu. Są jednak tacy, którzy dowiedzieli się o nas od rodziców czy dziadków i ci będą grupą zainteresowani. To zawdzięczamy naszym rówieśnikom, którzy na tyle się z nami identyfikowali, że jak na przykład jechali na wakacje z rodziną, to puszczali kasetę z naszymi piosenkami. Ta inteligencka publiczność, co zawsze sobie ceniłem, w dalszym ciągu jest tym zaintereso-wana i czeka na kolejną płytę z nazwiskiem Sikorowski.
• W Lublinie zagracie w ramach trasy na 40-lecie działalności. Pan na scenie jest jeszcze dłużej. Występy przed publicznością nadal potrafią dostarczać radości?
– Zawsze dostarczają. Jeżeli zachodzi jakiś rodzaj chemii między człowiekiem z gitarą na scenie a widzem w pierwszym czy trzydziestym rzędzie, i ten widz mimiką twarzy potwierdza, że go to interesuje, to przynosi radość. Nie mówię nawet o brawach czy tzw. standing ovation, które są miłe, ale dla mnie dużo bardziej istotne jest, że jakaś pani w drugim rzędzie ociera łzę z twarzy, bo zdaję sobie sprawę, że ją czymś poruszyłem, a przecież o to tak naprawdę w tym chodzi.
• Na pewno potrzebna jest czasem odmiana. Dla pana to z pewnością twórczość solowa i w duecie z córką Mają.
– Dlatego ten koncert jubileuszowy składa się z dwóch odsłon. Ja już bym się na koncerty solowe z Pod Budą nie zdecydował. Ostatnie płyty wydaję wyłącznie z Mają i podkreślam, że kolejnego albumu Grupy pod Budą już nie będzie, przynajmniej nie z moim udziałem, bo ja mam dla kogo pisać. W Lublinie w pierwszej części koncertu wystąpię z córką oraz towarzyszącymi nam muzykami. Druga część to będzie Andrzej Sikorowski i Grupa pod Budą, tam będą te stare piosenki, na które publiczność ciągle czeka.
• Z Grupą pod Budą występował pan w Stanach, Australii, zjeździł Europę. Marzy pan jeszcze o jakiejś scenie?
– Nasze podróże muzyczne są determinowane obecnością Polonii. Trudno byłoby myśleć o występnie w prestiżowych salach Londynu czy Nowego Jorku, bo ja piszę po polsku dla rodaków, więc pojawiam się tam, gdzie ci rodacy chcą mnie posłuchać. Próba robienia światowej kariery jest niemożliwa ze względu na przekaz werbalny. Siłą moich piosenek jest tekst i opisywanie naszej rzeczywistości, która jest niezrozumiała dla obcokrajowca, więc nie mam marzeń żeby zaatakować jeszcze inne rynki, stanąć w Madison Square. Podróżowanie związane z występami sprawiło, że przez pół wieku zwiedziłem przede wszystkim nasz piękny kraj.
• A Grecja? Z córką nagrał pan płytę w tym języku.
– Ludzi grających na gitarach i śpiewających po grecku lepiej ode mnie jest w Grecji cały tłum, więc nie byłbym żadną konkurencją. Śpiewa głównie Maja, dla której to drugi język, ja się tylko porozumiewam, ale trudno byłoby mi pisać w tym języku piosenki. Grecję traktuję wakacyjnie, ale nie w sensie, że miałbym tam występować.
• Skoro jubileusz, to warto spojrzeć z dystansu na te 40 lat. Wspomina pan jakieś występy szczególnie?
– Każdy z nich ma swoją poetykę i swoją historię. Trudno porównać występ dla rodaków w Stanach, którzy podchodzą do piosenek z sentymentem, bo przypominają im czas, kiedy byli w ojczyźnie i łatwiej ich wzruszyć, z występem w domu starców, gdzie ludzie mają ogromną wdzięczność za to, że komuś w ogóle chce się stawać na głowie i grać tak, by im się podobało. Ja to lubię robić.
• Z Grupą pod Budą nowych albumów nie będzie, pana ostatni solowy krążek pojawił się 8 lat temu. Teraz już koncentruje się pan jedynie na nagrywaniu z córką?
– Nie interesuje mnie kariera Mieczysława Fogga, ja sobie nie obiecałem że umrę przed mikrofonem. Coraz częściej myślę przekazaniu pałeczki swojej córce i dołożę starań, żeby ją wyposażyć w repertuar, który potem będzie procentował na jej samodzielne występy przed publicznością. Solowo czuję się spełniony. Napisałem kilkaset piosenek, wystąpiłem gdzie się dało, mam w dorobku platynowe płyty, moje piosenki były na listach przebojów. Co jeszcze można zrobić? Ostatnio propozycję napisania tekstów złożył mi Seweryn Krajewski, więc dołożę starań, żeby coś fajnego jeszcze się z tego urodziło. Ale nie mam już potrzeby dalej zajmować się sobą.