Byłem poszturchiwany, popychany, opluwany i bity. Wyzywany, zastraszany, poniżany, gnębiony i dręczony psychicznie. Przez kogo? Przez miłość mojego życia, moją żonę i matkę moich dzieci
W pysk
Kłopoty zaczęły się już na weselu. - Zdenerwowała się, że za długo rozmawiałem z moimi kuzynami. Miała do mnie pretensje, że z jej rodziną tak długo nie przesiaduję. I to pewnie znaczy, że ich nie szanuję - wspomina Artur. - Kiedy próbowałem zażartować, uderzyła mnie w twarz. Zamurowało mnie, ale zgoniłem to na nerwy związane z weselem.
Potem szczypanie, gryzienie i kopanie Artur wziął za żarty.
Kilka tygodni później Artur siedzi przed telewizorem. Trzaśnięcie drzwiami: żona wróciła. - Wiedziałem, że coś jest nie tak. Zaczęła kręcić się po mieszkaniu i wyzywać mnie od brudasów, nieuków i debilów. Kiedy obraziła moją matkę podobnymi epitetami, wstałem z fotela i ruszyłem w jej stronę. Wtedy rzuciła flakonem. Agnieszka się rozpłakała. Histerycznie wykrztusiła, że szef opierzył ją za niedopilnowanie jakiegoś spotkania. A ona przecież zawsze musi być prymuską.
Nienawidzę was!
Urodziny Zosi nieco uspokoiły sytuację.
Nie na długo. - Nie mogła zaakceptować tego, że nie ma dawnej figury. O to obwiniała mnie i naszą córeczkę. Wyzwiska witały mnie każdego dnia, gdy wracałem do domu - opowiada dalej Artur.
Ale nie wytrzymał, gdy pewnego dnia przyszedł wcześniej do domu. - Zastałem Agnieszkę siedzącą tuż obok Zosi leżącej na podłodze. Żona płakała i kiwała się w przód i w tył, bełkotała niewyraźnie, że nienawidzi jej i mnie. Przestraszyłem się, że chce zrobić coś głupiego. Podbiegłem do niej, podniosłem ją z klęczek. Szarpała się i wrzeszczała. Po kilku minutach szamotaniny, miałem zadrapania na twarzy, szyi, rękach - Arturowi trudno o tym opowiadać. - Następnego dnia postawiłem ultimatum: albo Aga zacznie się leczyć, albo zabieram Zosię i odchodzę.
Poskutkowało. Dziś Agnieszka chodzi na terapię.
Pomóżcie, kobieta się nade mną znęca
Mięczak? Z babą sobie nie potrafi poradzić? Tymczasem... - Ofiar przemocy wśród mężczyzn przybywa. Z roku na rok pokrzywdzonych przez kobiety jest coraz więcej - mówi komisarz Katarzyna Albera z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. - Rośnie też liczba kobiet które są sprawczyniami przemocy.
Od stycznia do końca sierpnia, na Lubelszczyźnie odnotowano 332 przypadki mężczyzn uznanych za ofiary przemocy. Według statystyk policji, prawie 8 procent wszystkich ofiar przemocy to mężczyźni.
Na niebieskich kartach, na których policja prowadzi dokumentację, znajdują się imiona i nazwiska 57 kobiet, które są sprawczyniami przemocy w rodzinie. Tylko w ciągu ośmiu miesięcy.
Ale policjanci są niemal pewni, że takich przypadków jest znacznie więcej, bo nie zawsze mąż czy przyjaciel znęcającej się nad nim kobiety ma odwagę, by chwycić za telefon, zadzwonić na policję i powiedzieć: pomóżcie, kobieta się nade mną znęca.
- Ciągle panuje fałszywe przekonanie, że mężczyzna nie powinien się skarżyć. Tym bardziej jest to wstydliwe, gdy musi poskarżyć się na kobietę - komisarz Albera rozpracowuje mechanizm działania mężczyzny ofiary przemocy.
Tym bardziej że nie zawsze chodzi o przemoc fizyczną. - Kobiety potrafią manipulować i psychicznie wykańczać mężczyznę. A to bywa czasem gorsze od uderzenia - dodaje Albera.
Szklanka na twarzy
To była miłość od pierwszego wejrzenia. Paweł to nieśmiały 34-latek. Młodsza o dwa lata Patrycja jest jego przeciwieństwem.
On zaczął pracę na uczelni, ona jako lekarka w prywatnej przychodni. Problem zaczął się, gdy Paweł stracił pracę. - Zaczęły się kłótnie o pieniądze. O to, że to ona nas utrzymuje, a ja jestem do niczego - opowiada mężczyzna. - Przyznawałem jej rację, bo rzeczywiście tak było.
Piekło rozpętało się po jednej z imprez, na którą Patrycja siłą zaciągnęła Pawła. - Była lekko pijana i zawiedziona tym, że nasi znajomi mają więcej niż my. Że wypadliśmy gorzej, bo nie pojechaliśmy do Egiptu na urlop, bo nie zrobiliśmy remontu, bo nie zmieniliśmy samochodu - wylicza Paweł. - I wtedy po raz pierwszy podniosła na mnie rękę. Uderzyła mnie w twarz. Raz, drugi, trzeci.
Kłótnie zdarzały się coraz częściej.
Bicie też.
I rzucanie naczyniami. - Pół roku temu kawałki szklanki powbijały mi się w twarz mówi Paweł. - Gdy zobaczyła krew, zaczęła mnie opatrywać i przepraszać. Były łzy i zapewnienia, że już nigdy więcej.
I przez dwa tygodnie rzeczywiście nie oberwał ani razu.
Dziś oboje spotykają się tylko w sądzie na rozprawach rozwodowych.
Biedny macho
Agata Saran, terapeutka z Centrum Interwencji Kryzysowych w Wólce Profeckiej w Puławach, przyznaje, że to dość częsty model. - Bity mężczyzna ma więcej siły, by przerwać związek. Albo znika z jej życia, albo składa papiery rozwodowe w sądzie. O ile tylko będzie miał odwagę przyznać się, że kobieta go biła.
Z tym jest największy problem. - To wstyd, dyshonor i wszystko, co najgorsze. Kobieta silniejsza od mężczyzny!? Większość panów woli dostać po twarzy i siedzieć w domu, niż pójść po pomoc - tłumaczy terapeutka.
Nie zawsze
Monika i Franek. On głowa rodziny, a ona zawsze mu przytakiwała. Bo Franek to prawdziwy macho. - Mówili o nas, że dobraliśmy się jak dwie idealnie do siebie pasujące połówki - nerwowo śmieje się Monika. - Ale tylko ja wiedziałam, że te dwie połówki gniją od środka.
U Franka agresywne zachowania zaczynały się po alkoholu. Normalka.
Przy pierwszych kieliszkach wódki był rozkoszny, przy dziesiątym rubaszny, przy "nastych” zaczynała go ręka świerzbieć. Wtedy się zaczynało. Bicie pasem gdzie popadnie i ręką gdzie poleci. Za to, że jest nieposłuszna i rozmawia z obcymi. Albo, że ktoś patrzył na jej dekolt. Albo, że ziewała, gdy on coś mówił.
Jednego z takich mężowskich powrotów Monika nie wytrzymała.
Kiedy zaczął ją bić, ona zaczęła oddawać ciosy. Tym co miała pod ręką: książką, ścierką, trzepaczką. - Wtedy Franek wyskoczył na klatkę schodową i na cały blok zaczął wrzeszczeć, że jest bity - opowiada Monika.
Przed policją udawał biednego, poszkodowanego mężczyznę. - Moje siniaki i zadrapania na całym ciele mówiły co innego.
Dziś Monika i Franek już nie są małżeństwem.
Ona nie ma siniaków.
On nadal pije.
Biję, bo muszę
- Bardzo często bywa tak, że to mężczyzna jest motorem napędowym tego, że kobieta zaczyna bić - mówi Agata Saran. - Albo się bronić. Dla kobiety to czasami jedyne wyjście, żeby przeżyć.
Agata Saran prowadzi terapie z takimi parami. Małżonkowie są wtedy rozdzieleni. Ona zostaje w hostelu, on ją odwiedza. Jeśli zachowują się poprawnie, spotkania mogą być wydłużane. Ale nie zawsze kończy się happy endem. - Emocje puszczają, oboje krzyczą i bójka gotowa - dodaje terapeutka. - Wszystko zaczyna się od nowa.