Ich kampanie wyborcze są dopracowane do ostatniego szczegółu. Plakaty malują dniami i nocami. Przemówienia ćwiczą na mamach, braciach, wujkach i ciociach. Zakładają sztaby wyborcze, do których werbują zaprzyjaźnionych kolegów i koleżanki. Rządzenie mają we krwi. I nie są z żadnych łżeelit. To kilkunastoletni uczniowie.
W LO im. ks. A. J. Czartoryskiego w Puławach kampania wyborcza właśnie ruszyła. - Większych emocji spodziewamy się w przyszłym, wyborczym, tygodniu. A nasi licealiści mają mnóstwo pomysłów przy organizowaniu takich imprez - chwali swoich uczniów Beata Trzcinska-Staszczyk, dyrektorka.
Rok temu kandydaci urządzali pikniki i spotkania z wyborcami, na których... rozdawali cukierki. Jednym z ulubionych miejsc na propagowanie swoich haseł był korytarz przed pokojem nauczycielskim.
Czwóreczka to fajna dziewczyneczka
W tym roku młodzi kandydaci szykowali się do samorządowych wyborów uzupełniających (dla uczniów pierwszych klas) i do walki o stanowiska w Młodzieżowej Radzie Miasta działającej przy lubelskim Urzędzie Miasta.
"Głosujcie na numer 13!”, "Jedynka i czwóreczka to fajna dziewczyneczka!” czy "7 to wasz szczęśliwy numerek”. Plakaty z takimi hasłami były porozwieszane niemalże w całym Gimnazjum nr 16 im. Fryderyka Chopina w Lublinie. Przy wejściu wisiał ogromny plakat z przyczepionym do niego balonikiem. Jeden z kandydatów uruchomił prawdziwy sztab wyborczy.
- Jego koledzy chodzili po szkolnych korytarzach i zachęcali do głosowania na kandydata z numerem "13” - mówi Jolanta Gandecka, opiekunka samorządu w "16”. - Później przyszli prosić o pisemne pozwolenie na przeprowadzenie kampanii w klasach. Jak widać, chłopcy wszystko robili zgodnie z prawem.
Pani pomogła
Kampania bezpośrednia polegająca na chodzeniu od klasy do klasy, odniosła sukces. Tyle, że wygrała "10”. - Nie miałam żadnych plakatów - mówi Monika Szymczyk, szczęśliwa "10”, dziś radna Młodzieżowej Rady Miasta.
Monika bazowała tylko na przemówieniach. Wiedziała, że w tym jest najlepsza. W końcu w ubiegłym roku była laureatką konkursu krasomówczego.
- W napisaniu pomogła mi pani od polskiego - przyznaje Monika. - O czym mówiłam? O tym, że nie zawiodę naszej szkoły, że będę realizować pomysły młodzieży i rozwiązywać jej problemy. Wymieniłam też swoje dobre cechy, na które uwagę powinni zwrócić wyborcy: kreatywność, przywództwo i dobry kontakt z innymi.
Żadnych świń
Monika kampanię wyborczą ma już za sobą. Niektórzy będą się do niej dopiero przygotowywać. - My wybory do samorządu przenieśliśmy na wiosnę. Zamiast dnia wagarowicza organizujemy dzień samorządności - tłumaczy Jolanta Gandecka. - Ale w tym roku zamierzamy wprowadzić pewne zmiany. Chcemy, by kandydaci do samorządu wygłaszali przemówienia przed wszystkimi uczniami w sali gimnastycznej. Bo przecież przewodniczący musi umieć zjednywać sobie słuchaczy.
Dobrze wie o tym Piotr Kanak, obecnie panujący przewodniczący samorządu gimnazjalnej "16”. - Mowę końcową pisałem jeszcze podczas wakacji. Później ćwiczyłem ją wszędzie i przed wszystkimi. Nawet panią sekretarkę zamęczałem.
Konkurencja była ostra. O fotel przewodniczącego rywalizowało sześciu uczniów; w tym Łukasz Szewczyk, kolega Piotrka jeszcze z podstawówki. - Nie podkładaliśmy sobie świń - śmieją się chłopaki.
Wygrał Piotrek: Obiecałem postarać się o patio na dziedzińcu i stojak na rowery. Poza tym postulowałem o ustanowienie tak zwanego "szczęśliwego numerka”. Uczeń noszący taki sam numer w dzienniku, jaki został wylosowany na początku dnia, miał być chroniony przed przepytywaniem i niezapowiedzianymi kartkówkami.
Korupcja przed lekcją
Piotr zasiadł na stanowisku przewodniczącego. Łukasz został sekretarzem. - I wcale nie traktujemy tego jak zabawy - przekonuje Łukasz. - Chcemy robić coś pozytywnego; nawet jeśli jeszcze jesteśmy uczniami.
Ich starania doceniają uczniowie. - Czasami jak idę korytarzem, to biją brawo - mówi Piotrek. - Kiedyś przyszli do mnie uczniowie młodszych klas, bo pani z WOS-u kazała przeprowadzić im wywiad z kimś znanym. Stwierdzili, że mnie przepytają. Było mi strasznie miło.
- Do mnie podchodzą i mówią, że też chcą działać w samorządzie. Dopytują się, co mogą zrobić - wspomina Łukasz.
Są też i minusy "władzy”. - Kiedy kandydowałam, czasami słyszałam gwizdy i śmiechy - wspomina Monika. - Nie przejmowałam się tym. Już się zahartowałam.
Piotrek i Łukasz narzekają na to, że niektórzy koledzy podejrzewają ich o wykorzystywanie stanowisk. - Że zwalniamy się z lekcji, że przez to mamy lepsze oceny.
Młodzi samorządowy mają też do czynienia z korupcją. - Dotyczy to "szczęśliwego numerka”. Zdarza się, że jakiś kumpel przed lekcją szepcze: "Weź załatw, żebym dziś nie był pytany”. Ale ja jestem nieugięty - podkreśla Piotrek.
Młodzi samorządowcy dobrze orientują się w polityce. Wiedzą, że ten radny patrzy na szkolnych działaczy krzywym okiem, a tamten trzyma za nich kciuki. - Na jednej z prawdziwych sesji Rady Miasta w lubelskim Urzędzie Miasta ważyły się losy młodzieżowej rady. Na podsumowanie dyskusji przywołałem słowa Jana Pawła II, mówiące o tym, że Ojciec Święty ufał ludziom. Poprosiłem radnych o to samo - opowiada Łukasz.
Będę prezydentem
Dla Piotrka i Łukasza idealna kampania wyborcza to taka, która nie obiecuje gruszek na wierzbie. - Żeby nie było tak jak teraz, że obiecuje się np. lekarzom dwukrotną podwyżkę - mówią. - Przecież wiadomo, że to nierealne.
Wszystkich kandydujących i rządzących w młodzieżowych strukturach łączy jedno: polityka. - Kto wie, może kiedyś będę prezydentem - śmieje się Monika.