Rozmowa ze Sławomirem Świerzyńskim, liderem zespołu Bayer Full
- A nie jest obciachowy zespół roku, który leci taką rąbanką: pu pu pu pu puuuu?! Jestem zawiedziony tym festiwalem, ale wcale nie dlatego, że nas tam nie było, bo już dawno straciliśmy nadzieję, że disco polo kiedykolwiek do Opola zaproszą. TVP ma swoje gwiazdy, trzech wykonawców na krzyż, im wręcza Superjedynki i każe się nam nimi zachwycać. A według mnie najlepsze w tym roku w Opolu były chłopaki z "Rancza”.
• Do eliminacji na Eurowizję zgłosiliście się sami i też klapa.
- I pojechała Lidia Kopania i już w przedbiegach przepadła. Dla mnie to jest wyrzucanie pieniędzy z abonamentu, których telewizja publiczna i tak podobno ma niewiele. My zgłosiliśmy piosenkę, ale chyba nawet nikomu nie chciało się jej ocenić, z automatu została odrzucona. A już na samym festiwalu bardzo podobny utwór zespołu Arash z Azerbejdżanu zajął trzecie miejsce. Na Eurowizji podobają się lekkie, skoczne piosenki, ale widać w polskim jury zasiadają jakieś dziwolągi, które pojęcia nie mają, czego ludzie chcą słuchać, do jakich melodii tańczyć. Zgoda, jest muzyka poważna, jest marszowa... Marszową gramy w Iraku, Chopina w Żelazowej Woli, a na festynach gramy disco polo.
• Dajecie po 20 koncertów w miesiącu, płyty sprzedajecie w milionowych nakładach. Jak to możliwe, skoro telewizja i radio was ignoruje?
- Każdy od czasu do czasu chciałby sobie coś zanucić przy piwku i grillu na działce. A do tego potrzebne są piosenki, które mają melodyjną zwrotkę i refren, który łatwo wpada w ucho. My mamy na koncertach i po 10 tysięcy ludzi. Wystarczą plakaty, że Bayer Full przyjeżdża i impreza sprzedana. Przy naszym zespole zarabia na życie jeszcze około 50-60 osób. To nasi agenci, firmy nagłaśniające itd. I oni dbają o to, żeby koncert się sprzedał, bo to jest też ich chleb. Więc zastanawiam się, dlaczego takie wytwórnie jak Sony, BMG, czy polska telewizja mając takiego konia pociągowego, jakim my jesteśmy, nie chcą z tego skorzystać.
• I do jakich wniosków pan doszedł?
- Że albo są ślepi, albo chcieliby sami i to od razu ten tort cały zjeść. A my jemy srebrną małą łyżeczką powolutku, bilety na nasze koncerty są po 40, ale i po 25 zł, są też plenery, gdzie lokalne władze płacą, a ludzie mają darmochę. Idziemy cały czas do przodu i 25 lat w tym roku nam już stuka.
• Złoty wiek disco polo to były lata 90. Wtedy, jak grzyby po deszczu, zwłaszcza na wschodniej ścianie, wyrastały dyskoteki, w których królowała tylko taka muzyka. A dziś, kto przychodzi na wasze koncerty?
- Nastolatki, takie piętnastki i siedemnastki, ale są też czterdziestki i trochę starsze, czyli roczniki, które ja podrywałem. Na nastolatkach to ja już nie robię wrażenia, ale ze mną występuje moich dwóch synów, jeden ma 25 lat, drugi 20 i widzę ten wzrok skierowany w ich stronę.
• A po koncercie poza fankami, nikt was nie nagabuje? Pytam, bo swego czasu tajemnicą poliszynela było, że w promocję disco polo zaangażowała się mafia pruszkowska. Podobno w latach 95-97 mafiosi kontrolowali niemal 70 proc. tego rynku.
- Było tak, ale oni położyli łapę na discopolowych firmach fonograficznych, wchodzili do tych wielkich dyskotek. My, jako zespół, w żadnych przepychankach nie uczestniczyliśmy, żadnych haraczy nie płaciliśmy. I w ogóle to już przeszłość.
• Wtedy też uśmiechali się do was politycy. Kwaśniewski i Pawlak w kampanii wyborczej podpierali się piosenkami disco polo.
- Owszem i nasza przyjaźń z politykami PSL trwa do dzisiaj, sam należę do tej partii. Jesteśmy ze wsi, mieszkamy na wsiach, więc naturalną koleją rzeczy uważamy, że tam przede wszystkim jest nasz odbiorca. To się nie dzieje ot, tak sobie, bez naszej korzyści, bo PSL jest mocny w samorządach.
- Dlatego PSL-owi nigdy nie odmawiamy. Chociaż były też zespoły discopolowe, które angażowały się w kampanię SLD, a dla Samoobrony tańczył i śpiewał Michał Wiśniewski.
• Zdaje się, że akurat w tej ostatniej sprawie też ma pan swój udział?
- To nie tak. Mam firmę fonograficzną i tylko przyjąłem zlecenie na wydanie miliona płyt z piosenką Ich Troje. Na tym się skończyło.
• Chyba nie, bo Wiśniewski publicznie ogłosił, że jest pan oszustem, bo nie oddał mu 100 tysięcy.
- Nie chcę tego już rozdrapywać, najlepiej jak się niektórych rzeczy nie dotyka, to one po pewnym czasie przestają istnieć. Dawno ma to zapłacone. Ja mam na wszystko kwity, a że z nim się jego przyjaciele nie podzielili, to już nie moja sprawa. Jakby co, moi prawnicy czuwają. W tym fachu trzeba ich zawsze mieć pod ręką: ostatnio zapłaciłem 6 tysięcy zł kary za to, że zaśpiewałem piosenkę, której - jak uznał sąd - nie powinienem śpiewać. Poszło o "Koniczynkę”. Pierwszy raz wykonałem ją 18 lat temu, teraz znów tę piosenkę zaśpiewałem i raptem zaprotestował jej autor, że nie dał mi na to zgody.
• A "Majteczki w kropeczki” może pan śpiewać bezkarnie?
- Ta jest moja od początku do końca, od wypicia pierwszego kieliszka do kaca na drugi dzień. Miałem dół, zacząłem wspominać moją młodość, napiłem się wódki i w jakieś 15 minut powstał przebój. Ta piosenka to taka moja biografia…
• Tabloidy wam nie odpuszczają. Rozkręciły aferę z Wiśniewskim, rozpisywały się o dramacie lidera Bayer Full, kiedy porwano panu syna. Jakiś czas temu był pan gościem Kuby Wojewódzkiego razem z Tomaszem Lisem wydawał się trochę spięty.
- Kiedyś byłem w programie, który się nazywał "Rower Błażeja” bodajże. Zaproszono mnie i pana Bogusława Kaczyńskiego. Też na początku był spięty, pewnie myślał: co ja tu robię, nie ten poziom, nie ta półka. Ale jak się okazało, że jestem stroicielem fortepianów i potrafię w 27 minut instrument nastroić, to się nagle miękko zrobiło. Z Lisem było podobnie. Poza kamerą powiedział mi, że jeśli ludziom podobają się moje piosenki, to ok.
• Teraz disco polo przeżywa renesans, ale był czas, kiedy ludzie nie chcieli was już słuchać. Polsat wtedy zdjął swój Disco Relax.
- Nie, powód był inny: przyszedł Michnik do Rywina. Po prostu chodziło o sprzedanie stacji i był warunek, że najpierw pewne programy muszą z anteny zniknąć. Teraz, jak na to patrzę, myślę, że dobrze się stało, bo na polu boju zostało kilkanaście zespołów, w tym kilka topowych: Bayer Full, Boys, Akcent, Classic, może jeszcze Skaner. Wcześniej naszym największym konkurentem była grupa Milano. Teraz o palmę pierwszeństwa walczymy z zespołem Boys. Razem wódkę pijemy, przyjaźnimy się, wspólnie bawimy, ale scena to co innego, mamy mieć przeboje i walczyć o publiczność.
• I zarabiać kolejne miliony. Podobno najwięksi krezusi to liderzy disco polo. Tylko ile można korzystać z życia?
- Oj, można. Jakbym pani powiedział, ile mój jacht pali na godzinę, to by pani nie uwierzyła. Ale nie powiem, bo cyfra jest porażająca, nie chcę nikogo drażnić.