Każdy z nas ma w życiu swoje 5 minut. Chodzi o to, by ich nie przegapić – mówi Waldemar Jakubaszek z Samoobrony, najbardziej zasobny radny Lubelszczyzny. Swój majątek wycenia na 1 mln 200 tysięcy złotych. Jak doszedł do takich pieniędzy?
d d
Pochodzi z Powiśla, gdzie jego rodzice z dziada pradziada zajmowali się sadownictwem. Kolorowe idaredy jechały wynajętym starem na giełdę do Gdyni i widać ludziom smakowały, skoro Jakubaszkowie wystawili dom w Lublinie. Dla polskich sadowników to były czasy jabłkowego Eldorado.
Pierwsze pieniądze
...zarobił, gdy miał 16 lat. Ojciec wsadził go do samochodu i wysłał do Gdyni z pięcioma tonami jabłek.
– Kierowca patrzył na mnie pobłażliwie, nie dowierzając handlowym zdolnościom. Wjechaliśmy na giełdę. Sprzedałem jabłka o 50 % drożej, niż chciał ojciec. Ale byłem szczęśliwy! – wspomina Waldemar Jakubaszek.
Wracając, wstąpili na halę targową, gdzie kupił sobie ekstra ciuchy. Gdy zajechali przed dom, ojciec spytał o cenę. Waldek wyjął portfel, wypłacił, co trzeba i pokazał resztę.
– Nie wierzył, że sprzedałem jabłka tak dobrze. Z nadwyżki dostałem 20 % – dodaje Jakubaszek.
Studiował i pracował
Całe studia na Akademii Rolniczej w Lublinie przepracował w sadzie. Innego wyjścia nie było – rodzicom trzeba było pomagać. Miał pieniądze na wszystko.
W 1984 r. ożenił się z Małgorzatą, studentką anglistyki.
– Miałem do wyboru: albo zaczepić się do jakiej pracy i wiązać koniec z końcem, albo spróbować zarobić pieniądze. Zaryzykowałem i pojechałem do Stanów – opowiada Waldemar Jakubaszek.
W ciągu dnia zarabiał polską miesięczną pensję
Najpierw pracował przy pielęgnacji ogrodów. Potem zakładał nowe. Potem zaczął odnawiać wnętrza luksusowych domów. Nauczył się kłaść terrakotę i wykładać ściany najdroższym marmurem.
Zrobił prawo jazdy. Po całotygodniowej harówie wsiadał do amerykańskiego krążownika i jechał przed siebie, by poczuć smak wolności.
Najlepszy smak wolność miała w kasynach Atlantic City.
– Postanowiłem zainwestować 50 dolarów. Najpierw przegrałem je cztery razy. W głowie zapaliło mi się światełko. Ale zaryzykowałem jeszcze raz. Odegrałem się, w kieszeni zostało mi 20 dolarów. Powiedziałem sobie: Waldek, starczy – śmieje się Jakubaszek.
W ciągu dnia zarabiał miesięczną polską pensję. Po powrocie do kraju kupił poloneza.
– Na koncie miałem bardzo dużo pieniędzy. Zarobionych własnymi rękami. Z tego byłem najbardziej dumny – dodaje Jakubaszek.
Pieniądz robi pieniądz
Postawił na skup i sprzedaż płodów rolnych. W 1989 r. powstała rodzinna firma Agropol, w 1993 roku przeszedł na swoje i założył Wimpol.
– Dlaczego Wimpol? Od imienia Wilhelmus. To mój serdeczny przyjaciel z Holandii, z zawodu chłodnik, który namówił mnie na schładzanie owoców i warzyw – opowiada Jakubaszek.
Skupował owoce od producentów. W cenie skupu była dostawa do wydzierżawionego zakładu w Radomiu, który je schładzał i przechowywał.
– Interes się kręcił. Do 1996 roku zatrudniałem 50 osób (etaty i umowy zlecenia). Zarabiałem tak jak w Stanach. Pieniądz robił pieniądz – wspomina Waldemar Jakubaszek.
Pierwszy kontrakt z Danone
W 1996-98 Jakubaszek zmniejsza koszty zatrudnienia i zwiększa dochód. W 1998 r. w dobrej cenie kupuje od firmy Inter Fragrances chłodnię w Osmolicach.
Jego 5 minut jest tuż, tuż. Poznaje Jana de Zeeuw, menedżera Jerzego Dudka.
Jan spada mu jak z nieba. To on doprowadza do kontaktu z firmą Danone.
– Kiedy w Kartuzach podpisywałem pierwszy kontrakt na 2 miliony marek, nie wierzyłem własnym oczom. Ze szczęścia się upiłem. Rano przyszedł strach: czy podołam wysokim wymaganiom technologicznym? Czy ja ten kontrakt wykonam? – opowiada Jakubaszek.
Pierwsze decyzje wydał z telefonu komórkowego. Jeszcze był w drodze, gdy ruszył skup.
Moje 5 minut
Trzy sezony z Danone były dla Jakubaszka okresem największej prosperity. Miał dobre truskawki. Dla Francuzów liczył się smak, zapach i kolor. Kupował je od producentów i zlecał mrożenie. W workach po 25 kg jechały do Belgii, Francji i Holandii, by stamtąd wrócić w formie komponentów do jogurtów.
– Francuzi mieli swoje słodkie tajemnice. Kawałki owoców były poddawane procesom technologicznym, w następstwie których unoszą się w jogurcie, nie opadają na dno – mówi Jakubaszek.
Uczył się technologii najwyższej jakości. Kontrola po kontroli udowadniała, że był w stanie produkować najlepszy towar. Ale tajemnica sukcesu kryła się w zbiorze truskawek. Musiały być w odpowiednim dniu zebrane, natychmiast schłodzone i wstępnie zamrożone.
– Sprawdzało się powiedzenie, że czas to pieniądz – śmieje się Waldemar Jakubaszek.
• To ile pan zarobił na kontrakcie z Danone?
– Jak na mnie, bardzo duże pieniądze – odpowiada Jakubaszek.
Nic dwa razy się nie zdarza
Ponieważ w Osmolicach nie ma szans na rozbudowę, z zyskiem sprzedaje zakład. W Poniatowej kupuje obiekty w budowie.
W 2001 roku kończy się kontrakt z Danone. Nadchodzą chude lata. Kurs marki spada o 25%. Jakubaszek szuka jakichkolwiek odbiorców na mrożonki.
– Wpływy ze sprzedaży nie pokrywają kosztów zakupu surowca i wyprodukowania mrożonek. Dla bankowych ekspertów moja branża nie jest pewna, więc jest problem z wzięciem kredytu inwestycyjnego. Muszę sprzedać Poniatową. Nie ma interesu... – mówi Jakubaszek.
• Co dalej?
– Nie wiem. Wiem, że mój czas jeszcze nie minął.
Ucieczka w politykę?
Waldemar Jakubaszek jest członkiem Samoobrony i radnym Sejmiku Województwa Lubelskiego, przewodniczącym Komisji Rozwoju Wsi, Rolnictwa i Ochrony Srodowiska, wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska.
• Uciekł pan w politykę?
– Nie jestem politykiem od zarabiania pieniędzy, bo je mam. Chciałem spróbować nowego wyzwania.
• A co z biznesem?
– Czekam
• Na co?
– Na lepszy czas. Potrafię produkować towar najwyższej jakości, który już w 1998 roku spełniał surowe normy Unii. Wierzę, że będę go produkował nadal...