Atak na polskiego ambasadora w Iraku był precyzyjnie zaplanowany. Lubelscy prokuratorzy dokładnie odtworzyli jego przebieg.
- Zrobiliśmy już wszystkie czynności, które można było przeprowadzić w kraju - mówi nam prokurator (nie może podać swojego nazwiska) z lubelskiego oddziału do zwalczania przestępczości zorganizowanej prokuratury krajowej. Wydział istnieje od kilku miesięcy, a śledztwo dotyczące zamachu na ambasadora i śmierci polskiego zostało zarejestrowane jako pierwsze.
Pod obstrzałem
Początkowo sprawą - dość krótko - zajmowała się prokuratura w Zamościu. Być może dlatego, że z tego miasta pochodził podporucznik Bartosz Orzechowski, który w Biurze Ochrony Rządu pracował od marca 2003 r.
Od maja 2007 r. służył w Iraku w ochronie polskiej ambasady. 3 października w kolumnie aut prowadził samochód najbardziej narażony na atak. Jechał w nim polski ambasador, 59-letni generał Edward Pietrzyk.
Żeby odtworzyć przebieg zamachu prokuratorzy przesłuchali funkcjonariuszy BOR i ambasadora Pietrzyka, który doszedł już do siebie. Funkcjonariusze zeznawali kiedy doszło do eksplozji, jak próbowali wydostać spod obstrzału rannego ambasadora i kolegę.
Najpierw wybuchy, potem ostrzał
Rezydencja ambasadora znajdowała się w bagdadzkiej dzielnicy Karrada tzw. czerwonej strefie, która jest słabiej chronionej niż obiekty w zamkniętej strefie zielonej.
Do budynku prowadzi krótka, ślepa uliczka. Z niej wyjeżdża się do bardziej ruchliwej drogi. Do polskiej ambasady jest stąd tylko półtora kilometra. W pobliżu posterunek ma iracka policja, która powinna dbać o bezpieczeństwo w okolicy polskiego budynku.
Takie położenie budynku ułatwiało zastawienie pułapki. Zamachowcy wiedzieli jaką trasę musi pokonać polski konwój, żeby dotrzeć do ambasady.
3 października rano, sprzed budynku ruszyła kolumna trzech samochodów. Ambasador zajął miejsce w środkowym. We wszystkich jechali funkcjonariusze BOR. Samochody ruszyły w stronę skrzyżowania. Przejechały około 200 metrów. Od początku musiały być obserwowane przez zamachowców; najprawdopodobniej z któregoś z pobliskich budynków. Do eksplozji doszło gdy auta zbliżyły się do skrzyżowania.
Domowe bomby
Najpierw wybuchł ładunek przy pierwszym samochodzie. Zapewne był ukryty w krawężniku chodnika. Zaraz potem nastąpiła kolejna eksplozja. Uszkodziła środkowy samochód, w którym jechał ambasador. Na koniec wybuchł ładunek schowany przy trzecim aucie.
- Wszystko wskazuje, że zostały odpalone droga radiową - mówi prokurator.
Późniejsza ekspertyza wykazała, że były to ładunki zrobione "domowym sposobem”, ale wykonane przez kogoś, kto zna się na rzeczy. Potrafią przebić nawet gruby pancerz. Po ich eksplozji tworzy się grot z płynnego metalu.
Funkcjonariusze z BOR szybko opuścili samochody. Dostali się pod ostrzał z balkonów i dachów sąsiednich budynków. Odpowiedzieli ogniem.
Wcześniejsze wybuchy uszkodziły im słuch. Nie słyszeli nawet swoich komunikatów, które nadawali drogą radiową. Część oficerów zaczęła wycofywać się w kierunku rezydencji ambasadora. Dwóch chroniło samego ambasadora. Ewakuowali go do jakiegoś budynku. Z odsieczą przyszli żołnierze amerykańscy zawiadomieni przez ochronę rezydencji ambasadora.
BOR chronił prawidłowo
Sprawdzenie czy podczas zamachu BOR postępował prawidłowo nie było oficjalnym wątkiem śledztwa. Ale prokuratorzy przy okazji dotarli do procedur, które opisują, jak powinni reagować ochroniarze z BOR. - Zachowali się profesjonalnie - ocenia prokurator. - Zrealizowali swoje podstawowe zadanie: ewakuowali chronioną osobę.
Bartosz Orzechowski zdołał jeszcze o własnych siłach opuścić samochód. Był przytomny. Koledzy zabrali go do szpitala samochodem irackiej policji. Jednak lekarzom nie udało się zatamować wewnętrznego krwotoku. Oficer był 27 Polakiem, który zginął w Iraku od posłania tam polskich żołnierzy.
Tymczasem poparzony ambasador został przewieziony śmigłowcem do amerykańskiego szpitala, a potem do Polski. Niegroźne obrażenia odniosło też kilku funkcjonariuszy BOR. Zagraniczne agencje podawały też, że podczas zamachu zginęło dwóch irackich cywilów; przypadkowe ofiary ostrzału.
Co dalej ze śledztwem
Pomimo szybkiej odsieczy amerykańskich żołnierzy zamachowcom udało się uciec. Z informacji, które nadeszły do polskiej prokuratury wynika, że strona iracka prowadzi u siebie śledztwo dotyczące zamachu. Prokuratura wystąpiła już o pomoc prawną. Podstawy do takiego kroku daje umowa zawarta z Irakiem jeszcze w latach 80-tych.
Lubelska prokuratura chce się dowiedzieć, co iracka policja ustaliła na miejscu zamachu oraz co wie o jego sprawcach. W irackim więzieniu przebywa mężczyzna, który prawdopodobnie brał udział w zamachu.
Kiedy z Iraku nadejdzie odpowiedz? Nie wiadomo.
Jeśli dojdzie do procesu zamachowców, zostaną w nim wykorzystane dowody zebrane przez lubelskich prokuratorów.