47-letni Leszek Sokołowski został królem i księciem. Zaszczytny tytuł "Króla Łgarzy” zdobył trzy lata temu. Teraz wywalczył kolejny - "Księcia Łgarzy” w prestiżowym ogólnopolskim konkursie satyryków w Bogatyni. Laureat przyznaje, że gdyby w naszym kraju uczciwie ceniono fachowców z takimi tytułami, mógłby wreszcie piastować wiele poważnych funkcji. Niestety, nadal ważniejszy jest partyjniak i kuzyn, aniżeli specjalista… nadający się do naszej rzeczywistości
Humor nie opuszczał Leszka już od dziecka. Kiedy chodził do podstawówki, wydrukował kilka humoresek w lubianym przez uczniów "Świecie Młodych”. Pisania uczył się od ojca swojej koleżanki, znanego poety i pisarza Stanisława Grochowiaka. - Zniechęcał mnie do pisania wierszy. Nad jeziorkiem czytał moje teksty, darł kartki i wyrzucał je do wody. Tyle warte twoje pisanie. A potem łagodnym głosem tłumaczył jak opisywać świat - wspomina Leszek.
Cały wachlarz zawodów…
Zanim został królem i księciem z niejednego pieca chleb jadł. Jako młody koszykarz grał w reprezentacyjnej drużynie juniorów Legii. Po ukończeniu liceum nie dostał się na scenografię i poszedł do wojska. Później był montażystą sceny w Teatrze Wielkim, następnie pracował jako: starszy asystent pocztowy jeżdżący ambulansem po całym kraju, pracownik kulturalnooświatowy, bibliotekarz w Bibliotece Narodowej, betoniarz w firmie polonijnej. Betoniarzem był też przez pewien czas za granicą. W 1986 roku z żoną Iwoną wyemigrował z kraju. Obsługiwał niemieckie festyny. W Bawarii urodził się mu syn Igor (teraz utalentowany siatkarz i już młody literat).
W 1989 r. Sokołowscy wrócili do Polski. Leszek przez pewien czas nadwerężał wątrobę jako kontroler "Społem”. Przez pół roku pracował jako wodzirej. W ośrodku Albatros w Krynicy Morskiej organizował bale dla dzieci i wycieczki statkiem. Poznał smak estrady. Obsługiwał wesela. W jednym z gminnych ośrodków kultury prowadził grupę teatralną. - Jak to w życiu. Raz na wozie, raz pod wozem. Przez 3 lata roznosił mleko, później prowadził restaurację nad morzem i przyjmował zakłady bukmacherskie. Uruchomił pierwszy klub bilardowy w Warszawie.
Uciekł na wieś
Przed dziesięcioma laty postanowił uciec od zgiełku tłumów do rodzinnej wsi swej matki i w Krzymoszycach poprowadził gospodarstwo agroturystyczne "Tęczowy Folwark” z 15 miejscami noclegowymi.
- Uwielbiam piękne podlaskie pejzaże. Tylko tu spotka się urokliwe wiejski kapliczki. Kocham wieś z lat siedemdziesiątych z różnorodnością pól, zapachów i motyli. Teraz już tak nie radują bażanty na uwięzi, które mam w gospodarstwie - dodaje.
W położonym na ustroniu, obok malowniczych lasów, "Tęczowym Folwarku” widać istny zwierzyniec. Prawie 300 ptaków chodzi za siatką. Gęsi, kaczki, perliczki i królewskie pawie. Obok kozy. Przeciągają się olbrzymie kocury.
Nie brakuje tam cudeniek. Pod gołym niebem stoi okrągły stół na… obracającym się kieracie. Dalej, stoły biesiadne na 120 osób ustawione pod zadaszeniem. Obok bogate zbiory dawnych wiejskich maszyn i urządzeń. Poranne dojenie kozy. Pieczenie ziemniaczanej babki.
Sielanki, swawole
Leszek pisał od dawna. Głównie do szuflady. W 2001 roku zadebiutował w satyrycznym Ogólnopolskim Turnieju Łgarzy w Bogatyni. Najpierw zdobył trzecią nagrodę. Za rok skosił konkurencję. 887 tekstów i jego zwycięstwo. Olśnił dostojne jury (z Marią Czubaszek) "pamiętnikiem spisanym przed wiejskim sklepem”:
"Wieś Sielanki 12 lipiec 2004 rok
6.00 - Sklepowa kończy doić krowy i otwiera sklep.
6.01 - Pod sklep zajeżdża traktorem Zbyniek. Kupuje dwa wina i krakersy dla dzieci.
12.00 - Sklepowa otwiera przed listonoszem serce, butelkę wina i kredyt.
12.01 - Listonosz stawia wszystkim piwo i ogłasza zaręczyny.
12.02 - Sklepowa zrywa zaręczyny i cofa kredyt. Listonosz traci płynność finansową.
18.00 - Sklepowa zamyka sklep i otwiera nocny market.
19.17 - Dzielnicowy pijany jak bela pokazuje babom.”
Maria Czubaszek zachwyciła się celnym dowcipem, barwnym językiem i wschodnim zaśpiewem Leszka. Za pamiętnik otrzymał tytuł "Króla Łgarzy”, bardzo ciężki odlew Koziołka Matołka i ponad 4,2 tys. zł gotówki. Wójt międzyrzeckiej gminy uhonorował go okazałym pucharem i zamieścił na witrynie Urzędu Gminy stronę z tekstami literata.
- Przez dwa lata prowadziłem sklep wiejski. Ludzie walili drzwiami i oknami, bo sprzedawałem na krechę. Wtedy dobrze poznałem życie wsi. Przychodził sąsiad i niby z żalem mówił, że innemu zdechła krowa. A w oczach było widać iskry radości. Kiedy sanepid wymagał doprowadzenia wody i remontu, machnąłem ręką i wszystkie towary rozdałem po 1 zł za sztukę. Po 15 minutach magazyn był pusty - śmieje się Leszek. Uszy charakterystycznie unoszą się mu do góry.
Nawet mysz może dostać kota
Od roku w Bogatyni konkurs rozdzielił się na część pisarską i sceniczną. W 2005 r. satyryk z Krzymoszyc za tekst "Języki obce” otrzymał najwyższą nagrodę, tytuł "Księcia łgarzy” i symboliczny pierścień. Dzięki radiowej Trójce zasmakował sławy.
- Chciałem sprawdzić, czy nie stępiło mi się pióro. Czy nie straciłem humoru. Człowiek musi ciągle zdawać egzamin. Nie jest źle, skoro jest nagroda! Warto było pisać.
Pisze rzadko. Raz na tydzień lub na dwa tygodnie.
- Jestem leniwy. W rodzinie mówią, że nawet dwa dni się rodziłem. Ale jak przyjdzie zima, siadam przy komputerze. I spisuję barwy i okruszki życia. Za oknem skrzy się śnieg, w dialog skrzy się humor. Pulsuje życie.
A w życiu? Nawet mysz może dostać kota. Więc tak nazywa się jego zbiór opowiadań.
O tajemnicy swoich sukcesów mówi krótko:
- Nie umiem oszukiwać. Kiedy mówię prawdę, inni nazywają to łgarstwem... •