Jakiś czas temu wciągnęłam się w oglądanie takiej serii filmów o teoriach spiskowych. O tym, że światem rządzi mała grupa bardzo bogatych ludzi. Ale dałam sobie z tym spokój - mówi wokalistka i raperka Mika Urbaniak.
- W dowodzie osobistym mam Michelle.
• To skąd ta Mika?
- W domu rodzice zwracali się do mnie Misia. Ale młodsza siostra nie mogła tego wymówić i mówiła Mika. W końcu wszyscy to podchwycili i tak już zostało. Za Michelle nie przepadam, bo jest takie oficjalne.
• Mieszkasz w Warszawie, choć wychowałaś się w Nowym Jorku. Nie tęsknisz za tym amerykańskim miastem?
- Jak mam w Polsce dużo zajęć, to nie myślę o Nowym Jorku. Ale kiedy dzieje się u mnie mniej, często wracam tam myślami i w końcu wracam tam fizycznie. Zdarza mi się od czasu do czasu polecieć tam na tydzień.
• Co cię tam ciągnie?
- Jak człowiek był gdzieś wychowany, to ma poczucie, że tam jest jego miejsce, jego dom.
• A co jest najciekawsze w Nowym Jorku?
- Podoba mi się tamtejszy multikulturowy miks, tamtejsi ludzie, w większości trochę zwariowani, energetyczni, otwarci.
• Ale chyba nie brakuje też bardzo niemiłych ludzi? Twoja mama, Urszula Dudziak, ostatnio opowiadała mi, jak otarła się o strzelaninę.
- Tak, oczywiście, zdarzają się nieprzyjemne sytuacje. Mnie ostatnio strasznie ochrzanił jakiś człowiek za to, że szłam z rowerem po niewłaściwej stronie jezdni.
• Co ci dał Nowy Jork?
- Moja otwartość i to, że potrafię dostrzec piękno w wielu ludziach i rzeczach, są chyba w pewnym stopniu wynikiem tego, że tam się wychowałam.
• A dlaczego zdecydowałaś się osiąść w Polsce?
- Przyjechałam tu kiedyś na próbę, nie planując, jak długo tu pobędę. Ale ponieważ zaczęły się dziać ciekawe rzeczy, poznałam inspirujących muzyków, nawiązałam owocną współpracę ze Smolikiem, to zostałam. Tak naprawdę moja kariera muzyczna zaczęła się tutaj.
• A tak ogólnie podoba ci się w Polsce?
- Wiesz, ja staram się nie narzekać i koncentrować się na tym, co jest dobre. Próbuję dostrzegać w ludziach jak najwięcej dobra.
• Widzisz jakieś dobro w prezydencie Kaczyńskim?
- Jest w nim mimo wszystko coś takiego słodkiego. Ale wolałabym nie rozmawiać o politykach, bo się za bardzo nie znam na polityce.
• A podobno lubisz filmy polityczne?
- Ja się jakiś czas temu wciągnęłam w oglądanie takiej serii filmów o teoriach spiskowych. O tym, że światem rządzi mała grupa bardzo bogatych ludzi. Że to, co wydarzyło się 11 września 2001 roku, wymyślił prezydent USA. Ale dałam sobie z tym spokój, bo mnie to za bardzo dołowało, było za ciężkie, utrudniało mi życie.
• Pochodzisz z Nowego Jorku, którym wciąż jesteś zafascynowana, mieszkasz w Warszawie, w której masz znajomych muzyków, ale swój nowy album nagrywałaś w Londynie. Dlaczego?
- To nie chodziło o miejsce, tylko o człowieka. Po prostu producent Troy Miller, z którym chciałam pracować, ma studio w Londynie. I trzeba było tam jechać.
• Dlaczego właśnie on?
- Poznałam go, jak pracował z moim ojcem. Dużo rozmawialiśmy o muzyce i o życiu. Dobrze się rozumieliśmy i polubiliśmy się. Kiedy miałam nagrywać longplay, zapytałam Troya, czy zechciałby mi pomóc. Zgodził się i zrobiliśmy to.
• Jesteś zadowolona z tej współpracy?
- Bardzo. To była wspaniała przygoda z niesamowicie zdolnym muzykiem i inspirującym facetem. Dużo się przy nim nauczyłam.
• Podobno on jest taką Zosią-samosią
- Rzeczywiście, potrafi grać na wielu instrumentach. I na kilku zagrał. Ale zaprosiliśmy też innych muzyków. Na przykład na gitarze zagrał Femi Temowo, który współpracował wcześniej z The Roots, Amy Winehouse i Urbanator. Na basie zagrał Carl Stanbridge, który ma na koncie kooperację z Ms Dynamite, Joss Stone i Jasonem Donovanem. Nad aranżacją instrumentów smyczkowych czuwał Krzysztof Herdzin. No i w jednym z utworów solo na skrzypcach zagrał mój ojciec, a w innym zaśpiewała moją siostra.
• To zameldowała się tu prawie cała twoja muzykująca rodzina. No właśnie: prawie.
- Myślisz o braku mojej mamy?
• Oczywiście.
- Napisałam nawet piosenkę przeznaczoną do wykonania z nią w duecie. Ale ostatecznie zrezygnowałam z jej nagrywania, bo nie pasowała do całości. Poza tym cała rodzina na jednej płycie to byłoby chyba za dużo.
• Przesłuchałem ten album, oczywiście w wersji nieoficjalnej, bo ukaże się on 20 kwietnia, i zapachniał mi Prince'em.
- Lubię Prince'a. Ale nie mieliśmy takiej intencji, żeby pod niego coś robić. Myślę, że jest tu sporo dźwięków, których nie znajdziesz na płytach innych artystów.
• Nie korciło cię, żeby nagrać coś bardziej jazzowego?
- Kocham jazz, ale nie jestem wokalistką jazzową. Nie czuję teraz potrzeby śpiewania jazzu. Chyba nie ma obowiązku przejmowania po rodzicach stylu muzycznego?
• Z tego, co wiem, nie ma. Ale w twoich nowych piosenkach nie słychać też nic ze Smolika.
- Ja udzielałam się u niego gościnnie. A "Closer” to nie jest płyta Smolika tylko Miki Urbaniak.
• Czyli muzyką Miki Urbaniak jest popfunk?
- Nazwij to sobie, jak chcesz. Mnie po prostu interesują dobre, piękne piosenki.
• Nie obawiasz się, że niektórzy będą tym albumem rozczarowani?
- Powiem ci, że zabierałam się do jego nagrania tak długo, bo się zastanawiałam nad takimi rzeczami. Ale, na szczęście, w pewnym momencie się otrząsnęłam. Jakbym się dłużej tym przejmowała, to bym chyba nic nie zrobiła, a na dodatek bym zwariowała. Odbiór jest ważny, ale równie istotne jest spełnienie artystyczne samego muzyka.
• Co będziesz robić w dzień premiery płyty?
- Mam zaplanowane wywiady.
• Nie pójdziesz do sklepu zobaczyć swojej płyty na półce?
- Nie pomyślałam o tym. Ale to dobry pomysł.
• A może jeszcze jakaś imprezka z okazji premiery?
- Tak, niewykluczone, że skrzyknę ludzi na małą domową bibę.
• Kogo byś zaprosiła na takie przyjęcie?
- Rodzinę i najbliższych przyjaciół.
• Kim oni są?
- Ich nazwiska chyba niewiele powiedzą czytelnikom, bo to nie są celebryci. Mój najlepszy kolega i moja najlepsza koleżanka są pisarzami.
• I zrobisz dla nich domowy koncert?
- Nie, ale może będzie jeszcze w kwietniu w jakimś klubie koncert promocyjny płyty. Wtedy zaproszę większe grono znajomych.