Dziewięciu mieszkańców wsi wyciągnięto nad ranem z łóżek. Myśleli, że będą polować na AK-owców. Kilkanaście minut później skończyli w rowie, z przesztrzelonymi głowami. Dziś te wydarzenia upamiętnia tablica na szkole.
Trudno było poznać, kto swój, a kto obcy. W końcu i partyzanci, i komuniści nosili takie same mundury. Różniły ich tylko poglądy i orzełek na czapce. Ale o świcie, wyrwany z łóżka, zwraca uwagę, czy orzełek ma koronę?
Przypłacili to życiem ochotnicy ze wsi, którzy chcieli iść i zabijać ukrywających się w lesie AK-
owców.
Rozbrojonych ochotników poprowadzono polną drogą. W rowie, przed budynkiem szkoły wykonano wyrok. Leżeli tak do rana, z kartkami na plecach: "Nie mierz broni na brata”.
Bohaterowie z ORMO
Na tablicy 9 nazwisk: Dudziak Józef, Dudziak Bolesław, Dudziak Stanisław, Dudziak Jan, Dudziak Czesław, Jakubczak Franciszek, Oleszek Wojciech, Proch Mikołaj i Pastusiak Tadeusz.
Bohaterowie z bandy
Według dr. Sławomira Poleszaka, pracownika Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, "Szatan”, czyli Kazimierz Woźniak, na tablicę trafił przez przypadek. - Z niewiedzy komunistów, którzy opierali się na niesprawdzonych źródłach. Akcja w Charlężu to dzieło "Uskoka” - nie ma wątpliwości Poleszak i zaraz jeszcze podkreśla, że nie można oddziału "Uskoka” nazywać bandą. - To komuniści nie pozwolili mu normalnie żyć i zepchnęli do lasu. Działacze ORMO byli wykorzystywani przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu, a ci z Charlęża cieszyli się złą opinią także wśród współmieszkańców.
Ale nie tych, którzy do dziś kładą kwiaty pod tablicą.
Bili, zanim zabili
- Dzieckiem byłem, jak ich wybili - mówi pan Mariusz, stojący pod sklepem. - Takie to były czasy, że Polak Polaka zabijał. Nie pozwolimy ruszyć tej tablicy.
O tym, że wydarzenia z 1946 roku nadal żyją w pamięci tutejszych, przekonała się też Agnieszka Żuraw, uczennica XXI LO w Lublinie. Na konkurs historyczny pisała pracę pt. "Konflikt historyczny w mojej miejscowości”. - Rozmawiając z jedną stroną, nie mogłam się przyznać że rozmawiałam też z drugą. Ludzie się dopytywali, w jakim celu piszę pracę. Podchodzili do tego bardzo emocjonalnie.
Dlatego wójt gminy Spiczyn, Mirosław Krzysiak, choć jest przekonany, że tablica powinna zniknąć, decyzję pozostawia mieszkańcom. - Rodziny dzieci, które się tu uczą, mają różne poglądy. A ta tablica ciągle dzieli i wywołuje niepotrzebne emocje.
Syn Mikołaja Procha, jednego z zamordowanych, mieszka nieopodal szkoły. - Mały byłem, gdy ojca podstępem w nocy wyciągnęli z domu - wspomina Tadeusz Proch.
Po śmierci ojca został sam z bratem. W jego oczach błyszczą łzy, gdy opowiada, jak przed śmiercią skatowano jego ojca. Jak zęby wybili. Jak ręce połamali. - I dlatego tablica powinna zostać - mówi.
Niech wisi
Jego bracia należeli do Polskiej Partii Robotniczej. "Uskok” służył w wojsku z jego bratem, Bolesławem. - Mówili sobie po imieniu - podkreśla Dudziak, który nigdy nie nazwie "Uskoka” bohaterem.
Zdzisław Krzysiak w 1946 roku był nastolatkiem. Pamięta konsternację mieszkańców po akcji "Uskoka”, bo akurat wtedy ich parafię wizytował biskup. - A tu taka tragedia. Strzelili im po rusku, w tył głowy. Ciała leżały w rowie przed szkołą - wspomina. - To byli w większości prości ludzie, którzy dali się ponieść komunistycznym agitatorom i zapisali się do ORMO. W moim odczuciu nikomu nie zawinili.
Ale co zrobić z tablicą? - Niech wisi - mówi. - Dla historii.
Dr Poleszak nie dziwi się ludziom, dla których "Uskok” to bandyta; bo zabił im kogoś z rodziny. - Ale są też ludzie, którzy pamiętają co robiło ORMO.
\"Hardy” wydał \"Kaczora”
"Kaczor” nosił do lasu naładowane baterie do radia, tropił donosicieli i UB. Dla niego ORMO to sprzedawczyki na usługach komuny. - Jak dostali pistolet do ręki, to się czuli panami - wspomina Kaczor.
Nie, w tej akcji nie brał udziału. Bo nie był członkiem oddziałów lotnych.
- Wtedy nikt się tym nie przejmował; każdego dnia coś takiego się działo. Takie to były czasy, że człowiek nie wiedział, czy do domu dojdzie.
Gąsior był jednym z inicjatorów postawienia w Kijanach pomnika ku czci "Uskoka”. Pomnik stanął, ale przez pewien czas jedna z mieszkanek oblewała pomnik farbą. Kobieta była krewną ofiary "Uskoka”.
Kto zastąpi ORMO
Sebastian Pawlak
Zdzisław \"Uskok” Broński
20 maja 1949 roku Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Lubartowie - dzięki doniesieniom informatora o pseudonimie "Janek” - aresztował jego najbliższego współpracownika Zygmunta Liberę "Babinicza”. Zdrajcą był dawny podkomendny, Franciszek Kasperek "Hardy”. "Babinicz” poddany okrutnym torturom ujawnił położenie bunkra. 21 maja 1949 roku otoczyły go grupy operacyjne UBP-KBW-UB. "Uskok” popełnił samobójstwo, rozrywając się granatem. Józef Gąsior twierdzi, że pochowano go w Lublinie przy ul. Unickiej. - Jeden z moich znajomych był wtedy studentem medycyny. Przywieziono na akademię ciało Brońskiego. Potem komuniści zabrali je i pochowali w nieznanym miejscu na cmentarzu na Unickiej - wspomina.
Janusz Łuczkowski
x To nie jedyny taki przypadek na Lubelszczyźnie. Jeżeli przedstawia fakt historyczny, to może wisieć. Sprawą tablicy możemy się zająć, jeżeli narusza ona czyjeś uczucia i zwróci się do nas komitet społeczny, osoba indywidualna lub władze samorządowe. Wtedy praktyka bywa różna. Dyskutujemy nad wnioskami o usunięcie pomnika lub tablicy. Czasem jest odwrotnie: emeryci MSW chcą wmurować tablicę poświęconą kolegom, którzy zginęli podczas pełnienia obowiązków służbowych. To też budzi emocje i za jakiś czas rozpatrujemy wniosek mieszkańców o jej usunięcie. Niestety, polskie ustawodawstwo nie precyzuje co wolno, a czego nie. Nie wiadomo też co robić z takimi zdjętymi tablicami. Niszczyć? Przekazywać do muzeum? •