– Istotnie, do tej pory nie zajmowałem się działalnością polityczną. Ale pomyślałem sobie, że mam już 55 lat. W życiu zawodowym i rodzinnym coś osiągnąłem. Mógłbym teraz spróbować na innej niwie.
• Dlaczego akurat w Samoobronie? Blokował pan wcześniej drogi, wysypywał zboże?
– Nie. W Samoobronie miałem kolegów ze studenckich lat.
• Obiecali panu fotel w Strasburgu?
– Gdy ponad rok temu wstępowałem do Samoobrony nie było jeszcze mowy, kto trafi na listy kandydatów do Parlamentu Europejskiego.
• Dzień, w którym okazało się, że wygrał pan wybory, był najszczęśliwszym w pańskim życiu?
– Końcówka wyborów była dla mnie straszna. Zrywanie moich plakatów, wypisywanie obelżywych haseł... Przeżywałem to bardzo.
• Samoobrona była przeciwna naszemu przystąpieniu do unii. Szczególnie przestrzegała wieś. Czy coś się zmieniło w pańskich poglądach na ten temat?
– Nie musiałem zmieniać poglądów. Cały czas uważałem, że unia, którą miałem okazję poznać przy okazji zawodowych kontaktów, jest dla nas szansą. I tak mówiłem również podczas wiejskich spotkań z wyborcami.
• Czy ludzie wierzą panu także dziś, gdy ceny w sklepach rosną, obiecane dotacje nie nadchodzą, a eksport owoców się załamał?
– Nie będę udawać, że na wszystkim się znam. Dlatego odwołam się do dobrze mi znanego przykładu Bialskich Fabryk Mebli. W październiku ubiegłego roku, gdy przejmowaliśmy zakład, wartość produkcji wynosiła ok. 800 tys. zł. Udało się nam rozwinąć eksport na Zachód i teraz sprzedajemy już za 2,5 mln zł. To nie ostatnie słowo. W dużej mierze dzięki unijnym kontaktom i ułatwieniom eksportowym zawarliśmy korzystne kontrakty z firmami niemieckimi, angielskimi, irlandzkimi, szwedzkimi. W tym renomowanym Maxem Spencerem, czy szwedzkim Harlemsem, który ma 350 sklepów rozrzuconych po świecie, od Dubaju po Brazylię. Jeśli utrzyma się nasz boom eksportowy, wkrótce miesięczne obroty będziemy mieć na poziomie 4 mln zł.
• Co jest dla nas największą przeszkodą w uzyskaniu powodzenia?
– My sami. Mamy dużo dobrych cech, ale także niemało wad i przyzwyczajeń, z którymi trudno funkcjonować, szczególnie w obecnej rzeczywistości. Gdy chce się zdobywać wymagające zachodnie rynki, wręcz śmiertelnym wrogiem jest bylejakość. To nie anegdota, że do Anglii wysłany został stół z czterema różnym nogami. Znów nie tak dawno otrzymaliśmy reklamację, że wkręty dołączone do składanych mebli są zbyt krótkie. Wysłane zostały właściwe. Tyle, że nie w torebkach osiemnastocentymetrowych, które Anglicy uważają za bezpieczne, gdyż dzieci nie nałożą ich na głowę, ale dwudziestocentymetrowych. Dla naszych nie było to problemem, „bo z tego się nie strzela”. A efekt: Anglicy nie przyjęli towaru.
W Ameryce i na Zachodzie obserwowałem organizację pracy w fabrykach. Gdy przychodzi pora lunchu, wszyscy opuszczają stanowisko, wracają też razem. Praca przebiega bez zakłóceń. U nas jest inaczej – ktoś jeszcze kończy robotę, potem zabiera się za jedzenie, wraca gdy inni już pracują. Powstaje bałagan, w wyniku którego cierpi rytmiczność produkcji. Albo znów przysłowiowe „złote rączki”. Na gwóźdź, na sznurek, przyklepać – to już nie czasy pamiętnego „Polak potrafi”. Postanowiliśmy być trybkiem światowej maszyny, a więc by nie wypaść z niej, musimy obracać się według obowiązujących, sprawdzonych reguł. Oznacza to stosowanie do produkcji materiałów mających wymagane certyfikaty bezpieczeństwa, przyjaznych technologii. Tylko wtedy będziemy mieć szansę odrobienia dystansu dzielącego nas od świata.
• Samoobrona ma w Parlamencie Europejskim sześcioosobową reprezentację. Czy to prawda, że jesteście ręcznie sterowani przez przewodniczącego Leppera?
– Trudno poważnie odpowiedzieć na takie pytanie. Bo jakby się to niby miało odbywać? On jest w Warszawie, my w Strasburgu i dzwonimy z pytaniem: jak głosować? Warto wiedzieć, że wśród naszej szóstki nie ma działaczy, którzy zasłynęli w strajkach, blokowali drogi. To już inna generacja. Są jednak pewne zasady, którym jesteśmy wierni.
• Na przykład?
– Gdy Polak, niezależnie z jakiej partii, jest wśród kandydujących do jakiejś funkcji w parlamencie, może być pewny naszego głosu. Uważamy, że taki wybór przysłuży się sprawie polskiej. Dlatego nasze poparcie otrzymał prof. Geremek, choć nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzamy, a niektórzy z rodaków wręcz namawiali nas do skreślania go.
Pragniemy, by polskie drogi możliwie szybko stały się podobne do niemieckich, by rosły limity przyznane naszemu rolnictwu, a także by fundusze wyrównawcze trafiały do regionów najbardziej zaniedbanych gospodarczo, czyli na Lubelszczyznę, Podlasie.
Wiesław Kuc
urodził się w 1949 r. we wsi Czerwonka koło Sokołowa Podlaskiego. Rodzice prowadzili 14-hektarowe gospodarstwo rolne. Po ukończeniu SGGW w Warszawie, podjął pracę na uczelni. Po rocznym stażu w USA pracował m.in. w Urzędzie Patentowym i w bankowości. Od 1997 r. prowadzi własną działalność gospodarczą.
Żona Barbara jest nauczycielką w Warszawie. Syn Wiktor kończy studia na SGGW, córka Magdalena studiuje na tej samej uczelni.