Pod koniec lat 70. studentka polonistyki kupiła album Jacka Malczewskiego. A w tym roku dostała nagrodę za 856-stronicową biografię intelektualną malarza. Pytana, czy ma nad łóżkiem jakąś reprodukcję, kręci głową: Jestem maksymalistką, oglądam tylko oryginały
Kropki na równej wysokości
Czy w stosie kartek rozpozna pani jedną, pisaną przez malarza? - Chyba tak. Co prawda, on zmieniał z wiekiem charakter pisma, a pisząc oficjalne listy sporządzał brudnopis o zupełnie odmiennym sposobie pisania. Na dodatek, co innego dzieje się w jego szkicownikach, gdzie pisał miękkimi pastelami, po francusku, z błędami i stosując skróty - opowiada dr Kudelska. - Uczono się wówczas kaligrafii, więc listy z tamtej epoki są w sumie podobne. Na pewno na pierwszy rzut oka rozpoznam list Konopnickiej, która pisała takim okrągłymi równiutkimi literkami i nawet kropki nad "i” stawiała na tej samej wysokości.
Konopnickiej? Skąd zna pani listy Konopnickiej? - Konopnicka korespondowała z Malczewskim w czasach, gdy był rektorem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Strzałki z Malczewskiego
Autorka nagrodzonej prestiżową nagrodą "Nowych książek”, opasłej monografii o Malczewskim chwilę się zastanawia, pytana, co było najtrudniejsze przy pisaniu blisko 900-stronicowego tekstu.
- Chyba wymyślenie konstrukcji książki. Podziału na części i ułożeniu ich w takiej, a nie innej kolejności. Komputer, który niby daje wiele możliwości, nie pozwalał mi na takie ogarnięcie tekstu, jak chciałam. Pisałam ręcznie na kartkach kawałki rozdziałów albo przypisów, rysowałam sobie strzałki, co z czego wynika. Powstawało takie wewnętrzne drzewo genealogiczne tekstu. Po drugie, zbierałam te wszystkie materiały latami, jeździłam wielokrotnie do Krakowa, Warszawy, Wrocławia i Poznania, wreszcie do Monachium, Wiednia i Lwowa. Tych materiałów przybywało, czasami pojawiały się nowe, właśnie świeżo skatalogowane, znajdowane w prywatnych zbiorach, czasem ktoś wspominał widziane w dzieciństwie jakieś obrazy Malczewskiego, więc musiałam sprawdzić, co to mogło być i gdzie się teraz znajduje.
Googlanie Malczewskiego
Takie autorskie sposoby pracy zdradza pani swoim studentom? - Dziś najważniejsze jest to, czy w Google to mają. I kiedy oczekuję, by studenci coś sprawdzili, to słyszę zdumione głosy: ale to przecież jest w innym mieście. Tak, mnóstwo ważnych rzeczy jest w innych miastach - mówi dr Kudelska.
I mnóstwo dokumentów, listów, pamiętników, zapisków leży w archiwach prywatnych lub bibliotekach i muzeach czekając na opisanie, zbadanie, skatalogowanie. Nasza rozmówczyni wcale nie jest przerażona tym, że jej gruba niczym encyklopedia książka będzie jeszcze uzupełniana o nowe odkrycia. Bo najważniejsza jest umiejętność szukania sposobów dotarcia do informacji.
- Dowiaduję się z czyjegoś pamiętnika lub listu o jakimś fakcie i już mi się uruchamia w środku głowy: kto jeszcze to mógł wiedzieć, komu o tym pisał, czyje pamiętniki to potwierdzą, co to znaczy dla dzieł artystycznych różnego rodzaju.
A kto to śpiewał
W jednym z listów Maria Kinia Balowa, wielka miłość Malczewskiego, pisała o lwowskim przedstawieniu w operze. Autorka wymieniła nazwisko autora partytury do "Pana Tadeusza”, ale nie sposób było je odczytać. Szukałam więc męskiego, cztero- lub pięcioliterowego nazwiska zakończonego na "a”. Poszukiwania przez recenzje prasowe odpadały, bo list był niedatowany, ale czasem pomaga przypadek - tłumaczy swoje metody dr Kudelska.
- Informację o Tomaszu Wydżdze znalazłam w potężnym opracowaniu Askenazego inwentaryzującym dwory i dworki dawnych kresów wschodnich. W almanachach operowych i fachowej literaturze nigdy bym nie znalazła, bo to był kompozytor amator. Dzięki temu, przez słownikowe dane biograficzne, już mogłam w prasie znaleźć informację o dacie lwowskiego przedstawienia i wydatować list do Malczewskiego.
Małżeństwo nie-małżeństwo
- Zresztą mój bohater też był uzależniony; od papierosów i hazardu. Nałogowo grał w karty, podobnie jak jego żona. Tylko że ona przegrywała w karty spore sumy, które on musiał regulować. To była chyba jedyna rzecz, jaka ich łączyła.
Poza tym, on był artystą i malarzem, a ona córką aptekarza o mentalności córki aptekarza. - Ale też bardzo ładną blondynką i córką bogatego aptekarza - podkreśla dr Kudelska. - Spodziewała się, że mąż znający arystokratów, wprowadzi ją na arystokratyczne salony, że będą podróżować po Europie i była bardzo rozczarowana, że tego nie zrobił w takim stopniu, jak o tym marzyła. Jest taki bardzo wiele mówiący portret żony w pracowni. Ona siedzi, a za nią są obrazy Malczewskiego. Wszystkie odwrócone do ściany albo zasłonięte. Ta kobieta w ogóle nie miała dostępu do sztuki męża, nie interesowała się tym, co robił. Przynajmniej nie w taki sposób, jak tego oczekiwał.
Czarny charakter
Inaczej było z Marią Balową. - Ale ten związek też się rozpadł - dodaje autorka. - Jest taki wpis w szkicowniku "ojczyźnie nie mogąc poświęcić życia/poświęcam miłość ku Tobie”. Taka sprawa Polski przedkładana ponad prywatność, to jedna z wersji zerwania. Prawda była jednak bardziej skomplikowana. To ona go rzuciła, jeszcze w 1913 r., a on nie miał o to żadnych pretensji, przyjął na siebie winę, choć cierpiał strasznie. Nie pojednał się jednak uczuciowo z żoną, choć pozostali małżeństwem prowadzącym wspólne gospodarstwo.
Maria Malczewska, bardzo dbająca o pozory, najczęściej była albo w Zakopanem u syna, albo w Nowym Sączu. Czegoś mu obie Marie nie mogły darować. Być może chodziło o modeli i pomocników, których malował? Może o jakieś inne wybory towarzyskie? Taką dziwną postacią w życiu artysty był mający na niego wielki wpływ Mieczysław Gąsecki, osoba mająca fatalne notowania u znajomych i przyjaciół malarza - zastanawia się dr Dorota Kudelska.
Hipotetyczna herbata
Hipotetyczna herbata Malczewskiego jest okazją do zapytania dr Kudelskiej, jak się kilkanaście lat zbiera materiały do kilkuletniej pracy nad jednym tekstem i jak wyglądało jej zaprzyjaźnianie się z malarzem.
- Do przyjaźni potrzeba dwóch stron, a ja nie wiem, co na to by powiedział Malczewski - uśmiecha się pani Dorota i dodaje, że jeśli nawet mówi skrótowo per "Jacek” to zawsze czuje respekt przed postacią swojego bohatera. A pytana o samo powstawanie tak obszernego tekstu mówi: Nie potrafię pracować od 8 do 15. Jak mnie coś wciągnie, to nie mogę odłożyć. Czasami siedząc ze znajomymi i pijąc kawę myślałam, że bym w tym czasie dopisała kawałek rozdziału albo rozwinęła przypis. Był taki czas, że książka wygrywała ze wszystkim.
Koszmary nocne
Teraz to już są rodzinne dykteryjki w rodzinie państwa Kudelskich, jak pani Dorota pisząca nocami, bo wówczas dom był cichy, w dzień była mało przytomna i potrafiła do lodówki chować ołówki. Albo zamiast zrobić córkom śniadanie, chowała czyste miseczki wprost do zmywarki, a mleko z lodówki znikało w szafce na naczynia. No i koszmarne sny.
- Że padł dysk w komputerze i musi pani pisać wszystko jeszcze raz? - Nie, śniło mi się, że w wydawnictwie kazali ujednolicić wszystkie przypisy, że mają mieć identyczną ilość wersów bez zmiany treści i ja siedzę i przerabiam. Okropność - wspomina autorka, która pracuje nad wydaniem dostępnej korespondencji Jacka Malczewskiego. Dostępnej, czyli do dziś odnalezionej, bo są jeszcze przecież niezbadane pudła, teczki i szafy.