Rozmowa z Katarzyną Szczypior, architektem krajobrazu.
- Hmmm...
- Zaraz, zaraz. Nie pytam czy pani pali trawkę. Pytam o trawę.
- Nie, nie palę trawki, w ogóle nie palę. A trawę traktuję jak żywą materię plastyczną. To taka prosta forma.
- Prosta w znaczeniu prostoty pojedynczej rośliny - ziarenko i zielony listek czy ogólnie, jako środek wyrazu?
- Trawa przeniesiona w miejsce gdzie zwykle jej nie ma, natychmiast budzi zainteresowanie. W centrum Lublina jest mnóstwo trawników, na które nikt specjalnie nie zwraca uwagi, bo jest to najbardziej pospolita forma zieleni w mieście. Ale kiedy w czasie zeszłorocznej Nocy Kultury trawa wyrosła w rynsztoku na deptaku to natychmiast wszyscy ja zauważyli. Pytanie podstawowe, powtarzane setki razy było jedno: czy to prawdziwa trawa? Ludzie jej dotykali, zdejmowali buty, żeby przejść się po niej boso, skubali sprawdzając czy to rośliny.
• Była jakaś głębsza autorska myśl w tej instalacji? I czy to, co pani robi w miejskiej przestrzeni to są instalacje?
- Tak, to są instalacje. Trawa wyrosła w rynsztoku. Rynsztok kojarzy się z odpadem, ściekiem, smrodem. Może współcześnie pełni inną funkcję, ale generalnie rynsztok to brud. I w tym brudnym miejscu pojawiło się życie. Może ktoś zaciekawiony trawą na środku deptaka do takich wniosków doszedł.
• A tegoroczna akcja przed Ratuszem? Całe schody były pokryte trawą, a u podnóża na okrągłych trawnikach stały leżaki. Słyszałam głosy, że to satyra na wypoczynkowe podejście do pracy urzędników albo, że pani szydzi, że urzędnikom słoma (trawa) wystaje z butów.
- A, tego to nie słyszałam. Oczywiście, że wybór miejsca nie był przypadkowy, bo Ratusz to symbol władzy w mieście. Ta trawa wchodząca do ratusza po schodach…
• No, właśnie, wchodząca czy schodząca, bo nad tym też przechodnie się zastanawiali?
- Wchodząca. Trawa wchodziła do Ratusza, a nawet go atakowała mówiąc: Jest mnie za mało!
• Brakuje pani zieleni w miecie?
- Lublin jest zielonym miastem, ale ta zieleń jest zaniedbana. To jest wada większości miast w Polsce. Bez względu czy chodzi o stare dzielnice czy nowe.
• Rozmawiamy o akcjach artystycznych w przestrzeni publicznej, ale pani mówi o zieleni nie jak wizjoner sztuki współczesnej tylko…
- Architekt krajobrazu, bo takie kończyłam studia na KUL i pracuję jako projektant w firmie Garden Concept Architekci Krajobrazu.
• Czyli akcje w czasie Nocy Kultury traktuje pani, jako zabawę?
- Traktuję zupełnie poważnie, choć to ma zalety zabawy. Ale ciężko się przy tej zabawie pracuje i bez pomocy współpracowników nie była bym w stanie tych instalacji stworzyć. Ale pomysł na zwrócenie uwagi ludziom na zieleń w mieście i że ulica może się zmienić dzięki niej, to nie tylko moje akcje z trawą. Pamięta pani żonkile na Rynku Starego Miasta i na Grodzkiej? To Piotr Dubec, który pomagał mi przy trawie realizował pomysł z żonkilami. On właśnie kończy na KUL ten sam kierunek.
• Kto to architekt wiem, co to jest krajobraz też. A czym się zajmuje architekt krajobrazu?
- Tak najprościej: stara się tworzyć i chronić przestrzeń, która jest piękna. Mój znajomy miał mój telefon zapisany pod hasłem "Kasia od choinek”, bo mu się architekt krajobrazu kojarzył wyłącznie z roślinami. A to dziedzina łącząca urbanistykę, planowanie przestrzenne, kształtowanie małej architektury - nawierzchnie, schody, mury, rzeźby. W Zamościu będzie realizowany nasz projekt Rynku Wodnego, bo wygraliśmy konkurs. Podobnie na Pradze Południe w Warszawie - udało się odnieść sukces projektem parku. W Lublinie też będzie widać efekty naszej pracy: np. przy powstającym budynku informatyki UMCS, czy na pasie zieleni między jezdniami na al. Witosa gdzie pojawią się dość niekonwencjonalne elementy. Ale większość zleceń to rzeczywiście prywatne ogrody.
• To trzeba mieć cierpliwość, żeby tak czekać na efekty swojej pracy. Taki ogród to pewnie dopiero za kilka lat będzie wyglądał jak powinien.
- Klienci na szczęście to wiedzą no i zawsze staramy się by już na stracie ogród wyglądał dobrze.
- Co się dzieje z pani instalacjami po Nocy Kultury?
- Tegoroczna trawa, która nie była zbyt ładna i musiała być szybko uprzątnięta poszła na kompost. Ale po zeszłorocznej został ślad. Trochę rośnie koło muszli w Ogrodzie Saskim i przed Tekturą na Wieniawskiej.